Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81073

przez ~wypadekprzyuczeniusiejazdy ·
| Do ulubionych
Temat na wykopie przypomniał mi, jak to prawie 4 lata temu ja zdawałem na prawko.

Ogólnie przyznam, że zrobiłem błąd i zacząłem jeździć jeszcze przed rozpoczęciem kursu. Ot co, tato dawał mi pojeździć po mało uczęszczanych drogach, a to kazał podjechać do babci. Małe trasy, żebym oswoił się z autem. Przy egzaminie jednak nie warto być oswojonym z czymkolwiek, a zachowywać się jak ktoś, kto dopiero pierwszy raz w życiu zobaczył auto.

Miałem jazdy z, dajmy na to, Agatą. Agata do końca jazd bała się uczestnictwa w ruchu. Auto było na tyle daleko, aby wykonać manewr, a ona czekała, blokując ludzi za nią. Sama Agata mówiła, że nie zda, bo zbyt się boi jeździć, a prawko dostała na 18 i rodzice nie chcą, żeby przepadło. Zdała za pierwszym. Sama nie wiedziała jak, bo mówiła, że ze stresu zgasło jej auto i jechała bardzo wolno. Mam do teraz z nią kontakt i cóż, Agata więcej do auta nie wsiadła po tym, jak pomyliły jej się ulice i z jednokierunkowej wyjechała na dwukierunkową i jechała kawałek pod prąd.

Przyszła kolej na mnie. Za pierwszym razem chciałem się odwołać, ale sam sobie to uniemożliwiłem (przynajmniej tak twierdził WORD w Opolu). Dostałem egzaminatora, o którym krążył w naszej okolicy piękny wierszyk "R., R., ty penisie".

Wyjeżdżam z WORD-u, nakazuje mi skręcić w lewo. Gdy wykonuję manewr, daje mi po hamulcach. Wymuszenie, koniec egzaminu. Ja się pytam, jakim cudem wymuszenie, skoro do auta z przeciwnej strony jeszcze spory kawałek. Wymuszenie.

"Chcesz jeździć dalej?". Odpowiedziałem, że nie. Planowałem się odwołać, a tu na miejscu dostaję wiadomość, że "egzamin zakończono na prośbę zdającego". Czyli odwołanie mi nie przysługuje. Dowiedziałem się potem, że jeśli pada takie pytanie, mam jeździć do końca, nawet jak nie zdałem, bo inaczej wpisują taki kwiatek i koniec.

Drugi raz uwaliłem częściowo z własnej winy, bo jeszcze na łuku. Ci co zdawali na stanowisku nr 3 powinni pamiętać, że jeden z łuków był tak wyjeżdżony, że auto samo toczyło się w dół po zatrzymaniu. Podjechało mi kawałek, uderzyło w słupek. Trudno się mówi. Moja wina, bo nie trzymałem na hamulcu.

Trzeci raz - na szczęście ostatni. Jedziemy, właściwie nie wiem gdzie. Nauczono mnie, że zwykle kierują się na Malinkę, a my pojechaliśmy kompletnie gdzie indziej.

Ulice wśród domków jednorodzinnych, brak jakichkolwiek oznakowań pionowych. Poziome przetarte, ale jakieś niby są. Wąsko, bo miejsca na jakieś 2 mniejsze auta przy dobrych wiatrach, bo drogę budowano chyba jeszcze kiedy jeździły tylko maluchy. I ktoś zaparkował sobie pod posesją tak, że kawałek wystawał na drogę.

Zabezpieczając się, powiedziałem głośno, aby mieć to na kamerze, że "ktoś postawił auto tak, że wychodzi na drogę. Muszę je wyminąć i, aby to zrobić, muszę przekroczyć linię ciągłą, chyba że poczekamy, aż ktoś odjedzie autem i wtedy pojedziemy dalej".

Egzaminator nie skomentował. Wracamy do WORD-u, następuje omówienie błędów. I tu pojawia się powyższa sytuacja.

"Naruszył pan przepisy ruchu drogowego i przeciął ciągłą, ale w powyższej sytuacji zostałem poinformowany i nie uznaję tego za błąd".

I teraz rodzi mi się pytanie - co by było, gdybym go nie poinformował, mimo że sytuacja oczywista?

Wyszedłem z pozytywnym. Jeżdżę już ten prawie 4. rok i na razie jest to jazda nawet bez mandatu. Chociaż nie przeczę - jeszcze dużo zdobywania doświadczenia przede mną.

prawo jazdy

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 45 (113)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…