Historia z medycyną w tle.
Miasto powiatowe, Polska wschodnia. Jedyny szpital w promieniu 40 km.
czas to jakieś 8 lat temu. Wówczas mój Opos miał 3 latka.
Historia właściwa.
Opos dostaje wysokiej gorączki, biegunka i ogólnie leje się przez ręce jak ścierka. No to czym prędzej do lekarza pediatry, tam decyzja że szpital.
Nic takiego, ale jeszcze dzisiaj musi się tam znaleźć.
No więc na spokojnie do domu po ciuszki piżamki i zabawki i jazda do szpitala (wielokrotnie nagradzany ...sam Bóg wie za co) z certyfikatem, że dla dzieci przyjazny (tylko nie wiem dla czyich dzieci).
No więc ogólnie powinienem być spokojny o Oposa.
I się zaczęło piekielnie.
Przyjęcie, oddział, welfon kto przeżył ten wie.
Piekielność zaczęła się po 2 dniach. Idę do ordynatora i zapytuję co jest mojemu Oposowi?
- Nie wiem - słyszę odpowiedz.
- Noż k###a jak to nie wie Pan Doktor.
- No nie wiem chyba jakiś wirus.
- Eee jak to wirus? Przecież od 2 dni mój Opos jest zalewany dożylnie antybiotykiem, a z tego co wiem to antybiotyk nie działa na wirusy.
- Odpowiedzi brak więc pytam ponownie na co ten antybiotyk?
Pan dohtur (celowe) zaniemówił i coś błądzi po temacie byle prawdy nie powiedzieć.
No więc wypis na własne żądanie.
Afera się rozkręciła, dohtur poleciał do mojej ślubnej żeby mi wyperswadowała wypis i przekonywać jaki jestem zły, brzydki, i bez serca.
Opos w stanie w miarę stabilnym, to nie będę dzieciaka na zmarnowanie u konowała trzymał.
Po wyjściu do szpitala z wynikami do pediatry i tam zonk, okazało się, że to nie był żaden wirus tylko bakteryjne zapalenie przewodu pokarmowego.
I tak pan dohtur z dziecięcego zakaźnego przypadkiem wyleczył Oposa, bo podał antybiotyk nie wiedząc na co, nie umiejąc zinterpretować wyników badań (pediatra zrobiła to w 20 sekund) tak dla zasady.
Zgroza jest w tym, że ten typ nadal jest ordynatorem. 8 lat i nic się nie zmieniło, z tego co wiem dalej leje antybiotyki w dziecięce żyły jakby to była glukoza.
Miasto powiatowe, Polska wschodnia. Jedyny szpital w promieniu 40 km.
czas to jakieś 8 lat temu. Wówczas mój Opos miał 3 latka.
Historia właściwa.
Opos dostaje wysokiej gorączki, biegunka i ogólnie leje się przez ręce jak ścierka. No to czym prędzej do lekarza pediatry, tam decyzja że szpital.
Nic takiego, ale jeszcze dzisiaj musi się tam znaleźć.
No więc na spokojnie do domu po ciuszki piżamki i zabawki i jazda do szpitala (wielokrotnie nagradzany ...sam Bóg wie za co) z certyfikatem, że dla dzieci przyjazny (tylko nie wiem dla czyich dzieci).
No więc ogólnie powinienem być spokojny o Oposa.
I się zaczęło piekielnie.
Przyjęcie, oddział, welfon kto przeżył ten wie.
Piekielność zaczęła się po 2 dniach. Idę do ordynatora i zapytuję co jest mojemu Oposowi?
- Nie wiem - słyszę odpowiedz.
- Noż k###a jak to nie wie Pan Doktor.
- No nie wiem chyba jakiś wirus.
- Eee jak to wirus? Przecież od 2 dni mój Opos jest zalewany dożylnie antybiotykiem, a z tego co wiem to antybiotyk nie działa na wirusy.
- Odpowiedzi brak więc pytam ponownie na co ten antybiotyk?
Pan dohtur (celowe) zaniemówił i coś błądzi po temacie byle prawdy nie powiedzieć.
No więc wypis na własne żądanie.
Afera się rozkręciła, dohtur poleciał do mojej ślubnej żeby mi wyperswadowała wypis i przekonywać jaki jestem zły, brzydki, i bez serca.
Opos w stanie w miarę stabilnym, to nie będę dzieciaka na zmarnowanie u konowała trzymał.
Po wyjściu do szpitala z wynikami do pediatry i tam zonk, okazało się, że to nie był żaden wirus tylko bakteryjne zapalenie przewodu pokarmowego.
I tak pan dohtur z dziecięcego zakaźnego przypadkiem wyleczył Oposa, bo podał antybiotyk nie wiedząc na co, nie umiejąc zinterpretować wyników badań (pediatra zrobiła to w 20 sekund) tak dla zasady.
Zgroza jest w tym, że ten typ nadal jest ordynatorem. 8 lat i nic się nie zmieniło, z tego co wiem dalej leje antybiotyki w dziecięce żyły jakby to była glukoza.
słuzba_zdrowia
Ocena:
129
(191)
Komentarze