Moje, Twoje, Nasze, Wspólne… No właśnie, wspólne, czyli niczyje?
Mieszkam w budynku wielorodzinnym - mieszkania własnościowe i wspólna klatka schodowa. Wszyscy zabiegani, mało czasu, więc sprzątanie klatki w tygodniu ogarnia firma sprzątająca. W weekend potrafi być tak nasyfione, że można się do podłogi przykleić albo potknąć o naniesione zeschnięte błoto.
Okres poświąteczny, jak co roku wynoszę choinkę - igieł nasypało się sporo. Naśmieciłam, to miotła w łapkę i lecę (mieszkam na samej górze, więc cała klatka zamieciona). Na parterze komuś stłukł się jakiś alkohol, podłoga klei się i potwornie śmierdzi, mi zbiera się na wymioty. Poszłam do mieszkania - wiadro, mop, gorąca woda, płyn do podłóg i umyłam. Nie skarżę się, nie chwalę. Po prostu moje mieszkanie, to i klatka schodowa - wspólna, po części przecież moja.
Piekielność ludzka... Mijający sąsiedzi...
"Oooj, to i w soboty każą wam pracować?" - kiedy nie wszyscy sąsiedzi jeszcze się znali.
"Ooo, sąsiadka drugi etat w weekend ma?”.
"A dlaczego ta pani myje podłogę?" - dziecko pytające opiekunów, najwyraźniej zdziwione całkowicie faktem mycia podłogi.
Tak trudno dbać o wspólne części? Przeciekający worek na śmieci, potłuczone szkło, pies, który wniósł chyba tyle błota, ile sam waży. To naprawdę chwila sprzątnąć po sobie. Ale, jak widać, wspólne = niczyje.
Mieszkam w budynku wielorodzinnym - mieszkania własnościowe i wspólna klatka schodowa. Wszyscy zabiegani, mało czasu, więc sprzątanie klatki w tygodniu ogarnia firma sprzątająca. W weekend potrafi być tak nasyfione, że można się do podłogi przykleić albo potknąć o naniesione zeschnięte błoto.
Okres poświąteczny, jak co roku wynoszę choinkę - igieł nasypało się sporo. Naśmieciłam, to miotła w łapkę i lecę (mieszkam na samej górze, więc cała klatka zamieciona). Na parterze komuś stłukł się jakiś alkohol, podłoga klei się i potwornie śmierdzi, mi zbiera się na wymioty. Poszłam do mieszkania - wiadro, mop, gorąca woda, płyn do podłóg i umyłam. Nie skarżę się, nie chwalę. Po prostu moje mieszkanie, to i klatka schodowa - wspólna, po części przecież moja.
Piekielność ludzka... Mijający sąsiedzi...
"Oooj, to i w soboty każą wam pracować?" - kiedy nie wszyscy sąsiedzi jeszcze się znali.
"Ooo, sąsiadka drugi etat w weekend ma?”.
"A dlaczego ta pani myje podłogę?" - dziecko pytające opiekunów, najwyraźniej zdziwione całkowicie faktem mycia podłogi.
Tak trudno dbać o wspólne części? Przeciekający worek na śmieci, potłuczone szkło, pies, który wniósł chyba tyle błota, ile sam waży. To naprawdę chwila sprzątnąć po sobie. Ale, jak widać, wspólne = niczyje.
Ocena:
109
(133)
Komentarze