Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#81523

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracowałam w pasmanterii. Ponieważ się zwolniłam i emocje trochę opadły, czas i na moją historię. Będzie o piekielnych klientach, a dokładniej kilku nagminnie powtarzających się typach, których nienawidzę.

Na początek dla tych, którzy nie wiedzą - pasmanteria to sklep z włóczkami, nićmi, szydełkami i innymi krawieckimi dodatkami. Akurat w tej nie było samoobsługi, tylko klient podchodził do stoiska, mówił, czego potrzebował i przynosiło mu się towar. Dodam, że zaopatrzenie sklepu OGROMNE, w moim rodzinnym mieście nie ma nawet połowy takiego asortymentu. Czasem po kilku miesiącach pracy i mnie zaskakiwały nowe rzeczy, a pracowałam praktycznie codziennie.

Na koniec dodam, że owa pasmanteria znajduje się w dużym domu handlowym, wobec czego stoisko było "otwarte".

Zaczynamy:

1) Ani me, ani be.
Podchodzi taki do stoiska i bez żadnego powitania rzuca swoje zapytanie. Na moje sarkastyczne „dzień dobry” nie zwraca uwagi, odchodzi tak samo, bez „do widzenia” i bez kultury. Osobiście nie cierpię takich ludzi, bo nawet jak mam zły humor, to zawsze mówię „dzień dobry” i „do widzenia”.

2) Ukraińcy.
Naprawdę, jedni z gorszych klientów. Nie mówię, że wszyscy, ale jakieś 90%. Przychodzą do sklepu i zaczynają gadać po swojemu. Bez „dzień dobry”, bez „do widzenia”, nawijają o krucioku czy innych pierdołach. Czasem po polsku ciężko się z kimś dogadać, więc co dopiero, gdy ktoś mówi do mnie po ukraińsku i myśli, że to podobny język, więc zrozumiem. Nie, nie rozumiem i nie chcę rozumieć. Co ciekawe, inni obcokrajowcy zazwyczaj wyszukiwali potrzebne słowo w translatorze lub grzecznie pytali, czy rozmawiam po angielsku i tak się dogadywaliśmy. Ukraińcy nie, a skoro oni do mnie po ukraińsku, to ja do nich po polsku.

3) Ja tylko na minutkę.
Niezmierzoną ilość razy zdarzali się ludzie, którzy „przyszli tylko po xyz" i chamsko wtrącali się w aktualną obsługę klienta, który coś tam sobie wybierał. Nauczone doświadczeniem wiemy, że nawet nad najprostszą rzeczą, typu igła, można się zastanawiać, bo są różne ceny, rozmiary, grubości oczek itd. Na początku starałam się obsługiwać tych szybkich, ale po doświadczeniach z powyższego zdania prosiłam o poczekanie na swoją kolej. Większość minutkowiczów obrażona odchodziła, no bo przecież on TYLKO po 1 rzecz. Oczywiście „ja tylko na minutkę" zawsze wtrącali się w rozmowę, jednocześnie wpychając się w kolejkę.

4) Niezdecydowane i niewiedzące babska.
Najgorszy typ klientek, które mają ewidentnie za dużo czasu. Ona przyszła po koronkę. Jaką koronkę? Bawełnianą, rozciągliwą, sztuczną (niefachowe nazewnictwo, ale żeby szybciej się dogadać)? NO PO KORONKĘ! To może jaki kolor i mniej więcej szerokość? I do czego ta koronka? NO NIE WIE PANI, JAK WYGLĄDA KORONKA? TAKA BIAŁA. DO SUKIENKI. Kiedy już się takiej pokaże kilka do wyboru, to ona jednak nie wie i przyjdzie kiedy indziej. W międzyczasie robiąc burdel w pudełeczku z koronkami. Co najlepsze, takie baby zawsze stały w sklepie min. 20 min. Naprawdę.

5) Wszechwiedzące babska.
Sytuacja podobna do powyższej. Chce dobrać kolorową koronkę do rzeczy. Mówimy, że najlepiej przyjść z daną rzeczą, bo może się kolor inny wydawać, światło gra dużą rolę, no i krój. Nie, ona doskonale wie, bo ma fotograficzną pamięć do kolorów. W ostateczności każda odchodzi, mówiąc że przyjdzie z daną rzeczą. Burdel jak powyżej.

6) Niedowiarki.
Niedowiarki nie wierzą w to, co mówimy. Przykłady (J-ja, N-niedowiarek):

N: To na pewno ma 4 cm?
J: Tak.
N: NIEMOŻLIWE (sprawdza sam na centymetrze - jednak 4 cm).
N: Ale to niemożliwe, że to ma 4 cm (serio niejednokrotnie były takie akcje).

N: I nie ma pani już więcej nic (po wyciągnięciu np. wszystkich koronek danego typu i koloru, na ladzie mnóstwo towaru)?
J: Nie mam.
N: Ale na pewno? Na pewno ma pani coś jeszcze schowane...

N: Poproszę zielone nici.
J: Proszę.
N: To nie jest zielony, to jest szary.
J(mam na sobie szary polar): Szara jest moja bluza.
N: To nie jest zielony kolor.
J: (podaję szarą nitkę).
N: I o taki kolor mi chodziło.

7) Nic mi nie pasuje.
I znowu najlepiej na koronkach. Ona przyszła po koronkę w kolorze ciemnej akwamaryny. Po pokazaniu kilku (naprawdę były i takie kolory) ta jej nie pasuje, bo za wąska o 0,5 cm, tamta nie, bo kolor troszeczkę za ciemny, następna nie pasuje, bo ma trójkątne zakończenie, a powinna mieć okrągłe. Życzę powodzenia w dopasowaniu, skoro w najlepiej zaopatrzonej pasmanterii tego nie ma.

8) Nic nie wiem.
I tu nie mam nic do klientów, którzy przychodzili np. pierwszy raz i prosili o pomoc lub kupowali coś dla kogoś. Wtedy zawsze starałam się doradzić, pomóc. Ale „nic nie wiem” to typ, który chce włóczkę. Jaką włóczkę? Na czapkę, na naukę? NO WŁÓCZKĘ CHCĘ!!! To może chociaż jakiś kolor? NIE WIEM.
Obsługa takiego kogoś to katorga.

Może się wydawać, że powyższe przykłady nie są piekielne. Ale teraz wyobraźcie sobie, że tacy ludzie to jakieś 40% dziennych klientów, a na te 7-8 h pracy często non stop jest kolejka, więc co 3. klient to ktoś z powyższych. Zaczyna się robić trochę piekielnie.

Na szczęście pozostałe 60% to ludzie mili i uprzejmi. I tak jak mówię, nie jest problemem to, że ktoś czegoś nie wie, ale problemem jest brak kultury i paskudna roszczeniowa postawa. Nie jesteśmy w PRL-u i klient nasz pan, ale bez przesady...

sklepy

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 62 (162)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…