Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82177

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Studiuję sobie na uczelni ściśle technicznej. Drugi rok, wszystko miło, przyjemnie, bez większych problemów.

Cały pierwszy rok jeździłem z koleżanką na zmianę autem (mieszkamy oddaleni od siebie o zaledwie dwie ulice). Nie było nigdy problemów z dogadaniem się, nikt nikomu nie liczył, że to auto pali więcej, to mniej, ja jeżdżę bardziej dynamicznie, koleżanka raczej spokojnie itd.

Gdy mieliśmy inne sprawy do załatwienia, to nie było to problemem, żeby pojechać osobno dwoma samochodami. Nie zawsze też jeździliśmy dokładnie na zmianę - zdarzyło się, że ja jeździłem i po 4-5 razy w jednym tygodniu, ale i u niej były takie przypadki. Czyli po prostu normalna koleżeńska relacja, żeby nie jeździć autobusami, ale jednocześnie nie zbankrutować z powodu cen benzyny. ;)

Na początku roku do naszej grupy doszła jedna osoba - Justyna. Po krótkim czasie okazało się, że dziewczyna też mieszka stosunkowo blisko nas. Zaczęło się w miarę normalnie, czasem spytała nas, czy możemy ją podwieźć po zajęciach, skoro jedziemy w tym samym kierunku. Oczywiście nie było z tym problemu, w końcu to nic takiego, a nadrobimy może z 3 kilometry.

Problem pojawił się po jakimś miesiącu, gdy zaczęła nas po prostu informować "dzisiaj z wami wracam" lub też stwierdzała, że jeszcze zostaje na uczelni. To już nie było zbyt fajne, ale to tolerowaliśmy.

Parę razy zdarzyło się, że podwoziliśmy też inne osoby. Zazwyczaj wszyscy reagowali tak samo - gdy kogoś podwieźliśmy tak 2-3 razy, to stwierdzali, że bardzo chętnie nam się odwdzięczą, dołożą do benzyny, czy cokolwiek. Były to osoby, od których w życiu byśmy tego nie wymagali, bo to naprawdę były sporadyczne przypadki i naprawdę nie było o czym mówić. U Justynki było zupełnie inaczej - sama stwierdzała, kiedy "mamy ochotę" ją podwieźć, a kiedy nie. Nic nie wspominała o benzynie bądź podziale dojazdu na 3 auta (rodzice pozwalają jej jeździć ich autem).

Nie wiem, czy ona kompletnie nie ma wyczucia, czy specjalnie udaje głupią. Próbowaliśmy jej to delikatnie zasugerować - nie podziałało, powiedzieliśmy bardziej otwarcie, o co nam chodzi - też nie podziałało. Swego czasu powiedzieliśmy, że nie będziemy nadrabiać kilometrów, bo to nam nie po drodze. Skończyło się na tym, że wysadzaliśmy ją na tym etapie drogi, gdzie akurat byśmy musieli skręcić. Przez pewien czas nas unikała, problem zniknął, bo się chyba obraziła i wracałem z koleżanką jak dawniej. :) Od pewnego czasu jednak znowu do nas podchodzi zaraz po zajęciach i specjalnie czeka, aż będziemy wychodzili z sali, tak żebyśmy jej akurat nie uciekli i już wiadomo, co będzie dalej.

Głupio nam obojgu jej odmówić, żebyśmy nie wyszli na niekoleżeńskich chamów i gburów. Do tego jeszcze dochodzi jej tłumaczenie, że "przecież odkąd wysiadam na skrzyżowaniu, nie musicie nadrabiać kilometrów, a i tak macie wolne jeszcze trzy miejsca w samochodzie". Nie chcemy jej zrobić przykrości, mówiąc, że ma sobie radzić sama. Nie potrafimy po prostu odmawiać w niektórych przypadkach, mając na uwadze to, jak może poczuć się inna osoba.

Jak widać, ani ja, ani dziewczyna, z którą zawsze wracałem nie należymy do osób zbyt asertywnych. Sam już nie wiem, co jest bardziej piekielne - zachowanie Justyny, czy nasz brak asertywności. To jest chyba idealny przykład na to, że jeśli w życiu ma się miękkie serce, trzeba mieć twardy tyłek. :/

PS: Chciałem tylko, żebyście w swojej ocenie naszego zachowania uwzględnili to, że z koleżanką nie należymy do osób niezaradnych życiowo - myślę, że wręcz przeciwnie. Niestety zbyt często patrzymy na to, że możemy komuś sprawić przykrość i nie mówimy pewnych rzeczy głośno.

PS2: Zachowanie Justyny w aucie to temat na osobną historię. Mój Opelek jest moim oczkiem w głowie. Dobrze wiem, ile musiałem się napracować, żeby na niego zarobić, a także ile obecnie kosztuje mnie jego utrzymanie. Dbam o niego pod każdym względem, żeby służył mi jak najdłużej, a jak widzę, co ona robi, to aż się serce kraje. Trzaskanie drzwiami jest na porządku dziennym. Nie jakieś tam lekkie trzaśnięcie, ale solidne uderzenie. Justynka to chyba jedyna na świecie osoba (poza Chuckiem Norrisem), która potrafiłaby trzasnąć drzwiami obrotowymi. Dywanik kierowcy powinien być najbardziej brudny, przynajmniej w teorii. Wystarczy jedna przejażdżka z nią, żeby był usyfiony jak po miesiącu bez czyszczenia. Jakoś druga dziewczyna nigdy mi tak auta nie ubrudzi wewnątrz, a przecież wszyscy idziemy tą samą drogą z uczelni na parking.

studia Politechnika Opolska

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 49 (111)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…