Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#82677

przez ~CiemneFuterko ·
| Do ulubionych
Historia będzie o odpowiedzialności za cudze dzieci, a raczej jej braku. Było to dość dużo lat temu, może sześć lub siedem.

Śpieszyłam się gdzieś w swoich sprawach, więc nie zwracałam szczególnej uwagi na to, co dzieje się dookoła, jednak w momencie mijania miejskiego parku coś przykuło moją uwagę. Mianowicie dziewczynka, może trzyletnia albo nie całkiem, w każdym razie biegła stabilnie i całkiem szybko, jak na takiego szkraba. W moją stronę. W stronę chodnika. W stronę ulicy, po której pędziły samochody.

Tutaj mała dygresja - park jest duży, ma ładny, ogrodzony plac zabaw, ale akurat nie z tej strony. Ten kraniec był bardzo nieogrodzony i znajdowała się na nim jedynie brudna, betonowa fontanna. Plus graniczył bezpośrednio z bardzo ruchliwą jezdnią. Więc dziecko biegnie, jest gdzieś w połowie alejki między fontanną a chodnikiem. Nie dość blisko drogi, żeby odpowiedzialny opiekun nie był w stanie uciekiniera złapać. Właśnie, opiekun. Zwolniłam i zaczęłam szukać wzrokiem rzeczonego opiekuna. Jest, nawet sztuk dwie. Młode panie przedszkolanki z grupką maluchów taplających się w brudnej fontannie. Norma. Pomyślałam, że zaraz któraś się zorientuje i przejmie dzieciaka. Cała sprawa to było dosłownie kilka sekund, młoda nadal była daleko od jezdni, więc uznałam, że nie będę zaczepiać obcego dzieciaka bez potrzeby. Może błąd, ale co innego miałam zrobić? Poszłam w swoją stronę. Jednak po kilku sekundach coś mnie tknęło i zerknęłam za siebie.

No nie, nie wierzę.

Młoda jednak dotarła do ulicy. Bez przeszkód najwyraźniej. Szczęście w nieszczęściu kawałek za mną szła jakaś para i zatrzymali dziewczynkę. Jakby nie zatrzymali, to by z dziecka został naleśnik, bo samochody tam raczej nie zwalniają. Parka coś gada do dziecka, ja w tym czasie obserwuję przedszkolanki. Mija minuta. Nic. Druga. Zero reakcji, żadna się nie zorientowała, że coś jest nie tak. W trzeciej zaczęłam przełazić przez trawnik, żeby damom uświadomić, że chyba coś zgubiły. W tym momencie jedna podniosła wzrok i z przerażeniem w oczach popędziła do parki z dzieckiem. Powiedzmy, że happy end.

Nie wymyśliłam tej historii, to czysty autentyk. Do tej pory ciarki mnie przechodzą, jak to sobie przypomnę. I mam wyrzuty sumienia, że założyłam, iż ktoś, komu powierzono dzieci jest kompetentny i odpowiedzialny. Ktoś może powiedzieć, że przy dziesiątce czy dwunastce maluchów nie da się wszystkiego przewidzieć. Ale do jasnej anieli, one miały taki obowiązek. Miały obowiązek mieć oczy dookoła głowy, właśnie dlatego, że z tak małymi dziećmi nie da się niczego przewidzieć. Tę dziewczynkę nie tylko mógł zabić rozpędzony samochód, ktoś spokojnie mógł wziąć ją pod pachę i odejść, a "panie" nic by nie zauważyły. Pomijając już wybór miejsca na wycieczkę, bo podejrzewam, że nie chciało im się po prostu iść dalej (z tej [strony? - przyp. red.] parku było kilka przedszkoli).

Pewnie zostanę zrównana z ziemią za niezłożenie skargi. Więc od razu wyjaśnię - miałam lat naście, byłam zahukaną dziewczynką i nawet mi to do głowy nie przyszło. Nie wiem, z którego przedszkola była grupa, a w parku kamer brak. Skończyło się dobrze i nic bym nikomu nie udowodniła tak czy inaczej.

park dzieci

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 62 (94)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…