#82992

Ostatnio trafiłam na historię o tym, że Urząd Pracy utrudnia znalezienie pracy i przypomniała mi się moja historia z Urzędem Pracy.

Po studiach jakoś nie umiałam znaleźć pracy w zawodzie. Po 2 miesiącach poszukiwań, wkurzona, poszłam do Urzędu Pracy, coby pomogli mi znaleźć pracę w moim wyuczonym zawodzie.

Po przygotowaniu wszystkich dokumentów, ruszyłam z samego rana zapisać się do tego zacnego przybytku. Po odstaniu swojego w kolejce i rozmowie z panią w okienku, zostałam umówiona z doradcą zawodowym.

Po 2 tygodniach ponownie wróciłam do Urzędu, coby z doradcą porozmawiać i dowiedziałam się, że oni nie mogą mi dać pracy w wyuczonym zawodzie, ale za to mogą mi dać staż, jeśli sama sobie pracę znajdę. Tak że ruszyłam ponownie na poszukiwanie pracy wraz ze stertą dokumentów z urzędu.

Po tygodniu znalazłam pracę, wypełniłam z szefową dokumenty z urzędu i udałam się tam, aby dostać staż i tu historia mogłaby się skończyć, ale nieee ma tak fajnie.

Po oddaniu dokumentów doradca poinformował mnie, że mam czekać miesiąc na ich akceptację(!) i jeśli ją dostanę, mogę zacząć pracować. Już coś mi zaczęło nie pasować, ale myślę sobie "okej, przecież wiedzą, co robią". W międzyczasie dogadałam się z szefową, że będę już normalnie pracować, a za miesiąc po prostu dostanę umowę i tak ten miesiąc przeleciał. Po miesiącu dostałam w końcu ten wyczekiwany telefon.

"Dzień dobry, dzwonimy z Urzędu Pracy, niestety nie dostała pani stażu, ponieważ nie kwalifikuje się pani do niego”.

Oniemiałam i nie wiedziałam, co mam pani po drugiej stronie powiedzieć. Na następny dzień udałam się do Urzędu i po rozmowie z inną panią okazało się, że niby nie mogę mieć stażu, ale ona coś tam pozmienia i będę mogła mieć jednak ten staż, ale muszę czekać miesiąc na decyzję.

Po kolejnym miesiącu i męczarniach w końcu przyznali mi ten nieszczęsny staż. I tak się zastanawiam, jaki pracodawca czekałby na pracownika ponad 2 miesiące, bo Urząd coś pomieszał?

praca