zarchiwizowany
Skomentuj
(20)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
W ostatnia niedzielę postanowiłam wybrać się do kościoła. Rzadko można mnie tam zobaczyć ze względu na proboszcza jakiego przydzielili nam w zeszłym roku. Facet po 50, z tych księży co to uważają siebie za zastępcę Pana Boga, każący całować po rękach itd., a jednocześnie lubiący drogie auta i imprezki z procentem. Wiecznie by tylko kasę zdzierał z parafian, ciągle na coś mało, a kościół i jego otoczenie od roku bez zmian. Ale do rzeczy.
Stoję w kościele z tyłu, bo miejsc siedzących niewiele. Jest to msza poranna, na którą proboszcz "zaprasza" dzieci. W dodatku dzieci mają siedzieć z przodu, w pierwszych ławkach. Po prawej dziewczynki, po lewej chłopcy. Nagle w trakcie kazania, ksiądz odzywa się w te oto słowa:
- Ale mój drogi, dłubać w nosie w kościele to raczej się nie powinno. Rodzice nie wytłumaczyli Ci jak się trzeba zachować w domu Bożym? Przecież Pan Bóg wszystko widzi!
Słowa te skierowane były w stronę chłopców, do kogo jeszcze nie wiadomo.
- Podejdź tu do mnie, do ołtarza i zobacz jak wszystko tu idealnie widać. No chodź, mówię.
I w tym momencie wyłania się z ławki chłopiec na oko może 5 lat, czerwony na twarzy, ze łzami w oczach.
Proboszcz postawił go koło siebie i zaczął wywód, że jak tak można, że jak się dziecko zabiera do kościoła to trzeba mu powiedzieć jak ma się zachować, a nie taki zasmarkaniec będzie w pierwszym rzędzie Boga obrażał. Dokładnie takich słów użył nasz ksiądz. Cały monolog trwał z 10 minut, mały cały czas sterczał przy proboszczu z takimi załzawionymi oczami, że przez chwilę sama chciałam go stamtąd zabrać.
Czy faktycznie dłubał w tym nosie, nie wiem. Nawet jeśli, to co proboszcza to obchodzi, tym bardziej jak to małe dziecko. Gdzie byli jego rodzice w tym czasie kiedy proboszcz upokarzał ich syna? Pojęcia nie mam. Nie znam tych ludzi, a po mszy zawinęłam się szybko do domu. Ale dlaczego nie zareagowali? Dlaczego nie podeszli i nie zabrali syna do swojej ławki?
I co taki ksiądz ma w głowie? A później wszyscy się dziwią, że ludzie nie chodzą do kościoła...
Stoję w kościele z tyłu, bo miejsc siedzących niewiele. Jest to msza poranna, na którą proboszcz "zaprasza" dzieci. W dodatku dzieci mają siedzieć z przodu, w pierwszych ławkach. Po prawej dziewczynki, po lewej chłopcy. Nagle w trakcie kazania, ksiądz odzywa się w te oto słowa:
- Ale mój drogi, dłubać w nosie w kościele to raczej się nie powinno. Rodzice nie wytłumaczyli Ci jak się trzeba zachować w domu Bożym? Przecież Pan Bóg wszystko widzi!
Słowa te skierowane były w stronę chłopców, do kogo jeszcze nie wiadomo.
- Podejdź tu do mnie, do ołtarza i zobacz jak wszystko tu idealnie widać. No chodź, mówię.
I w tym momencie wyłania się z ławki chłopiec na oko może 5 lat, czerwony na twarzy, ze łzami w oczach.
Proboszcz postawił go koło siebie i zaczął wywód, że jak tak można, że jak się dziecko zabiera do kościoła to trzeba mu powiedzieć jak ma się zachować, a nie taki zasmarkaniec będzie w pierwszym rzędzie Boga obrażał. Dokładnie takich słów użył nasz ksiądz. Cały monolog trwał z 10 minut, mały cały czas sterczał przy proboszczu z takimi załzawionymi oczami, że przez chwilę sama chciałam go stamtąd zabrać.
Czy faktycznie dłubał w tym nosie, nie wiem. Nawet jeśli, to co proboszcza to obchodzi, tym bardziej jak to małe dziecko. Gdzie byli jego rodzice w tym czasie kiedy proboszcz upokarzał ich syna? Pojęcia nie mam. Nie znam tych ludzi, a po mszy zawinęłam się szybko do domu. Ale dlaczego nie zareagowali? Dlaczego nie podeszli i nie zabrali syna do swojej ławki?
I co taki ksiądz ma w głowie? A później wszyscy się dziwią, że ludzie nie chodzą do kościoła...
ksieza
Ocena:
41
(227)
Komentarze