Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#83084

przez ~btk ·
| Do ulubionych
Nie pomogłem niepełnosprawnemu.
I czuję się z tym naprawdę wyśmienicie.

Ale od początku.

Nadzorowałem robotników wykonujących remont w moim domu rodzinnym. Miałem kilka dni wolnego, więc przyjeżdżałem codziennie na stare śmieci, pilnować prac i samemu robić drobne naprawy.

Koło 11-tej zrobiliśmy sobie przerwę, usiadłem na ławeczce przed blokiem i ze względu na panujące ostatnio upały, raczyłem się zimnym browarkiem. W drugim końcu podwórka dwóch panów trudniących się na co dzień eksploracją śmietników rozpijało trunek wysokoprocentowy, a towarzyszył im mój "kolega" z dawnych czasów, poruszający się obecnie na wózku - Romeczek.

Po opróżnieniu butelki, dwóch jegomościów udało się gdzieś w tylko im znanym celu, pozostawiając tracącego już kontakt z rzeczywistością Romeczka samego.

Przed tym co wydarzy się za chwilę, muszę opisać jak wygląda plac przed domem moich rodziców. Otóż jest on dwupoziomowy, na górze betonowy skwer z ławkami, a ok. 1,5m poniżej są trawniki. Wyższy poziom nie jest zabezpieczony barierkami. Na około jest tylko dosyć niski krawężnik.

Po chwilowej drzemce, Romuś gwałtownie się obudził i z całym pędem ruszył swoim wózkiem do tyłu. Na jego drodze pojawił się koniec skwerku więc szalona jazda na wstecznym zakończyła się krótkim lotem i efektownym upadkiem.
O tym że mój "przyjaciel" z dzieciństwa przeżył, poinformował mnie mix jęków i wulgaryzmów dochodząch zza krawędzi placu.
Miałem jeszcze pół piwa, więc nie śpieszyłem się z oględzinami w jakim stanie znajduje się Romuś.
Piwo dopite, chłopaki jeszcze nie dzwonią więc pójdę popatrzę. Romuś przywitał mnie prośbą:

- Podnieś mnie k...o!

Tutaj muszę wspomnieć, że Romuś rozróżniał dwie kategorie "ludzie" czyli tacy jak on i k...y tzn. wszyscy inni. Odpowiedziałem mu żeby swojej mamusi nie wołał, bo z tego co wiem ona od kilku lat nie żyje. Tego typu dialog trwał między nami jeszcze chwilę, po czym odszedłem zostawiając Romusia w promieniach południowego słońca.

Tak, wiem jestem bardzo złym człowiekiem, tym bardziej że Romuś to postać nieprzeciętna.
Poniżej przytoczę kilka faktów z jego życia i z historii naszej przyjaźni.

Był bokserem-amatorem. Stoczył wiele walk, a dostąpić zaszczytu zmierzenia się z mistrzem mógł każdy bez względu na wagę czy wiek. Miał tylko jeden warunek przeciwnik musiał być minimum 20 kg lżejszy.
Był zwolennikiem równouprawnienia kobiet - kilka też miało sposobność odbycia z nim z sparringu.
Pomagał obcym ludziom sprzątać mieszkania, głównie ze sprzętu RTV, AGD oraz zaśmiecającej szuflady biżuterii i gotówki.
Był nieprzeciętnym uczniem. Elitarne szkoły, do których uczęszczał tak bardzo bały się stracić takich jak on geniuszy, że instalowały w oknach kraty.

Ja byłem jego ulubionym kolegą. Latami służyłem mu jako worek treningowy. Dbał o moją kondycję, motywując do biegania nożem, cegłą, butelką i innymi ciekawymi gadżetami. Był też zwolennikiem medycyny naturalnej - kilka razy gdy trening sportów walki okazał się dla mnie zbyt intensywny i nie byłem już w stanie wstać, Romuś leczył mnie przy pomocy urynoterapii.
Lubił się dzielić - zawsze jak spotkał mnie na podwórku, dzielił się ze mną moimi rzeczami i moim kieszonkowym. Kiedy nie miałem nic wartościowego przy sobie, obiecywał, że zabierze mnie do piwnicy i wprowadzi w tajniki męsko-męskiej miłości.

O tym jak bardzo lokalna społeczność szanuje Romusia niech świadczy fakt, że gdy skończyliśmy ok. 17-tej robotę, Romuś leżał nadal w tym samym miejscu, w którym go zostawiłem.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (224)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…