Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#83095

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pora na opisanie piekielnych innych nacji, tym razem padło na amerykańskich geniuszy.

Wybraliśmy się z żoną na wakacje do Stanów Zjednoczonych. Dwa tygodnie, trochę pozwiedzać i tak dalej. Nic wielkiego, taki kaprys.

Oczywiście wymagana w tym celu była wiza, więc załatwiliśmy w Polsce wszystkie formalności, otrzymaliśmy wizę turystyczną (ściślej to B-1/2) dla małżeństwa, bez problemu. Wsiedliśmy do samolotu i w drogę.

Muszę wspomnieć w tym miejscu, że mam nazwisko kończące się na -ski, żona postanowiła dodać moje do swojego, ma zatem dwuczłonowe. Inaczej mówiąc, ja nazywam się Janusz Kowalski, a żona to Grażyna Nowak-Kowalska.

Przylecieliśmy do USA. Wysiadamy z samolotu, kierujemy się do odprawy. Nadchodzi nasza kolej, okazujemy dokumenty...

... i po chwili zaczyna się cyrk.

Hamburger - Jesteście małżeństwem?
My - Tak.
H - Ale to niemożliwe.
My -???
H - Nazwiska się nie zgadzają.
My - Jak to się nie zgadzają?
H - Żona musi mieć takie same nazwisko jak mąż.
My - Przecież ma, drugi człon.
H - Nie kłamcie. Nazwiska się różnią, to oszustwo. Myśleliście, że się na to nabierzemy? Wiza też pewnie sfałszowana!

I tak dalej. Przy czym cała rozmowa odbywała się dość podniesionym tonem, ze strony amerykańskiej były dwie ciemnoskóre urzędniczki, a pewnie każdy z Was wie doskonale, jak potrafią takie kobiety hałasu narobić. Wystarczy byle jaki amerykański film obejrzeć, żeby zauważyć, jak umieją się drzeć i trajkotać bez przerwy na nabranie powietrza.

Poleciały groźby, policja, urząd antyimigracyjny, dożywotni zakaz wjazdu... w końcu po bezskutecznych próbach przekonywania żonie się ciśnienie podniosło, najpierw ryknęła na cały głos, że się mają zamknąć i odnosić się z szacunkiem, zażądała przyjścia ich przełożonego a potem wyjęła telefon i zadzwoniła do polskiej ambasady. Po dosłownie dwóch minutach rozmowy kogoś z drugiej strony z tym przełożonym sytuacja się zmieniła o 180 stopni... jeszcze nam ten człowiek oddelegował dwie osoby (inne, niż te dwie głupie baby) do pomocy z bagażami w ramach przeprosin.


Ale to jeszcze tylko połowa historii. Druga połowa dotyczy kolegi, z którym się wybraliśmy. On także miał swoje przeboje, choć dużo mniejsze z tymi samymi urzędniczkami, poszedł przed nami. Dlaczego miał przeboje? Bo ma dość specyficzne nazwisko. JUST.

jfk

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 181 (203)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…