Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#83112

przez ~MojNickZostalUkrytyPrzezRODO ·
| Do ulubionych
Czytając jedną z historii o adopcji kota, postanowiłem dodać swoją, sprzed zaledwie 2 miesięcy.

Postanowiłem sprawić sobie przyjaciela w postaci psa.

W internecie ciągle słychać lament, że ludzie nie chcą adoptować zwierząt, ja próbowałem - nie wyszło.

Znalazłem psa do adopcji. Duży, kilkuletni, owczarko-podobny. Co prawda ponad 250 km od domu, ale jestem zmotoryzowany, więc telefon w rękę i do dzieła.

Ogólnie, nie rozpisując się na dialogi, dowiedziałem się, że nie spełniam warunków, ponieważ:
- Psa nie trzyma się w kojcu (kojec 30 m2).
- Pies nie będzie miał wystarczająco dużo poświęcanego czasu (pracuję w domu).
- Nie zapewnię psu odpowiedniej opieki weterynaryjnej (bo w mojej mieścinie nie ma weterynarza, jest 10 km dalej).

Na nic moje tłumaczenia, że pies w kojcu będzie przebywać jedynie w obecności obcych (pies według ogłoszenia nie toleruje obcych) i ewentualnie w określone pory dnia, bo w nocy ma dla siebie całą działkę 3000 m2. Oczywiście z weterynarzem podobna gadka. Ogólnie jeszcze przed jakąkolwiek wizytą przedadopcyjną zostałem odrzucony - trudno.

Następnie skierowałem się do schroniska. Po znalezieniu kolejnego psa, na którego byłem zdecydowany, dowiedziałem się że:
- Oni psa mi nie wydadzą, bo musi odbyć się kilka spacerów w obecności wolontariusza.
- Wolontariusz musi wyrazić zgodę na adopcję przeze mnie psa.
- Wolontariusz ma prawo wykonywać wizyty poadopcyjne.

W drugim schronisku ta sama gadka.

Rozumiem, że ludzie oddają zwierzęta, bo się im nudzą, nie mają co zrobić, wyjeżdżając na wakacje itd., ale mimo wszystko adoptuję psa, nie wolontariusza i po adopcji chcę mieć spokój, a nie nachodzenie o różnych porach i dostosowywanie się do wolontariusza, któremu jak coś nie będzie odpowiadać, może zabrać mi psa z powrotem (jeden z punktów umowy adopcyjnej).

Mimo wszystko wstępnie umówiliśmy spotkanie w celu sprawdzenia warunków. Nawet nie wyobrażacie sobie mojego ataku śmiechu, gdy wolontariusz, nie wierząc w metraż kojca, zaczął go mierzyć.

Po kilku "kontrolach" w domu i oczekując wciąż na możliwość wzięcia psa, odpuściłem. W przeciągu 2 tygodni przychodzili sprawdzać warunki i robić wywiad 6 razy, przy czym wciąż nie miałem możliwości nawet wyjść na spacer z psem w schronisku.

Odpuściłem...

Psa kupiłem z hodowli, z rodowodem. Wizytę miałem tylko raz i to tylko dlatego, że zrobiło się małe zamieszanie i nie zabrałem książeczki zdrowia, a że psa kupiłem w sąsiednim mieście, hodowca postanowił podrzucić mi ją osobiście.

Do tej pory myślałem, że ludzie przesadzają, mówiąc o fundacjach i schroniskach - myliłem się.

Jeżeli usłyszę, że ludzie nie chcą brać biednych zwierząt ze schroniska, po prostu ich wyśmieję, bo rozumiem, że trzeba skontrolować, czy warunki są odpowiednie i czy dana osoba nadaje się na opiekuna zwierzaka, ale wszystko ma swoje granice.

Na koniec dodam, że kilka fundacji miało skontaktować się ze mną odnośnie wizyty przedadopcyjnej, do tej pory cisza. ;)

Schronisko fundacje hodowla

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 181 (197)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…