Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#83208

przez (PW) ·
| Do ulubionych
To może i ja się podzielę historyjką o mojej jeszcze-nie-teściowej.

W rodzinie mojego narzeczonego (N) było wesele. Dostali zaproszenie on z osobą towarzyszącą i jego mama (T). Zabraliśmy się we trójkę jego autem w jej rodzinne strony (kilka godzin drogi). Tam nocować mieliśmy w jednym miejscu - u jej brata. Na wesele zawiózł nas N, po wcześniejszym ustaleniu, że na nocleg wracać będziemy razem, wiezieni przez T. Mieliśmy do wyboru dwoje kierowców (ja nie jeździłam), dla N nie było problemu, żeby nie pić i móc nas odwieźć, ale T zgłosiła się na ochotnika do niepicia, to N nawet się ucieszył. T uważnie obserwowała drogę do sali weselnej, jak jechaliśmy, bo była wąska, kręta i dość długa, a przecież miała wracać tędy w ciemnościach.

No i wszystko byłoby fajnie, gdyby nie fakt, że T ma dość luźne podejście do przepisów. Na kilka drinków na początku N nie reagował, no bo co to szkodzi, w kilka godzin trochę alkoholu może zejdzie. Po jakimś czasie podszedł do niej i grzecznie ją poprosił, żeby już nie piła, bo miała nas odwozić. Oczywiście że tak. N wrócił do stolika i niewiele czasu minęło, jak mogliśmy przez całą salę obserwować, jak T ulega jakiemuś wujkowi czy komuś tam z następną kolejką.

N podchodził i prosił, i cała sytuacja się powtarzała dobrych kilka razy przez cały wieczór. Aż wreszcie o dość późnej godzinie przekazał jej, że jednak zostawimy auto pod tą salą pośrodku niczego i wrócimy jakoś inaczej (miał być też bus), więc może sobie pić, jak chce. Ależ skąd, ona nic nie pije i nas odwiezie... Dalej obserwowaliśmy ze swojego stolika, jak T "nie pije".

W tym miejscu dodam, dlaczego nie chcieliśmy wracać busem od początku. Miał być bardzo późno. Ja nienawidzę wesel i lubię się z nich zmywać w pierwszej "społecznie akceptowalnej" chwili, czyli niedługo po oczepinach. Ponadto następnego dnia chcieliśmy wcześnie wracać do siebie, bo w odróżnieniu od T, która była na urlopie, musieliśmy poogarniać pracę w niedzielę. T wiedziała o tym, tak się umawialiśmy, że do południa wyjedziemy z powrotem, więc nie będziemy na poprawinach.

Nie miałam problemu, że T jednak nas nie odwiezie, no cóż, chciała się pobawić. Z tym że jakiś czas po oczepinach towarzystwo zaczęło się wykruszać, więc zagadała do N, żeby dał jej kluczyki. Oczywiście było lekkie spięcie i kluczyków nie dostała. Za to dowiedzieliśmy się, że ona pojedzie ze swoim bratem i jego rodziną, bo jest u nich jedno miejsce. Jak powiedziała, tak zrobiła. Kilka godzin przesiedzieliśmy na pustej sali, nie licząc sprzątających kelnerów, bo bus nie dość, że miał być późno, to jeszcze się spóźnił, a i chętnych żeby nim wracać nie było, bo wszyscy zabrali się autami.

Zmordowani, wróciliśmy nad ranem na nocleg, ale nie było nam dane spać długo, bo oczywiście poprawiny, a my i tak musimy odzyskać auto spod sali. Tam zawiózł nas ktoś inny z rodziny. Chcieliśmy tam coś zjeść, napić się kawy i jechać, ale nie. Bo T rozpowiedziała, że jej każemy jechać, a ona się tak świetnie bawi, więc co chwilę przychodził do nas ktoś inny z jej rodziny z wyrzutami, jak możemy tak wcześnie jechać i zostańmy jeszcze trochę. Daliśmy jej parę dodatkowych godzin. Umówiliśmy się, o której wyjeżdżamy. T przez cały czas siedziała z rodziną i gadała, ale na parę minut przed wyjazdem poszła na parkiet i zaczęła "świetnie się bawić". Oczywiście jej to nie pomogło, N ściągnął ją z tego parkietu prostym pytaniem: chce czy nie chce z nami jechać.

Czy ja się czepiam, czy z T jest coś nie tak?

wesele teściowa

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 107 (159)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…