Pracuję na ochronie.
Historia sprzed dwóch lat, gdy dopiero nająłem się do tej pracy, jak mi się wydawało, wakacyjnej. Byłem wtedy skoczkiem, czyli osobą uzupełniającą kadry na różnych obiektach, co w praktyce znaczyło, ze codziennie pracowałem gdzie indziej.
Tamtego konkretnego dnia trafiłem na duży sklep z AGD i RTV. Gdy przyszedłem przed otwarciem, całą ekipę, za słabe wyniki sprzedaży, łajał jakiś przyjezdny szycha. Szkoda mi się zrobiło ludzi, bo w końcu nieżyciowa lokalizacja sklepu nie była ich winą, ale cóż ja mogłem zrobić? Otwarłem sklep, zająłem swój posterunek i zająłem się swoimi obowiązkami.
Mniej więcej godzinę później do sklepu weszły dwie starsze wiekiem panie i zaczęły rozglądać się niepewnie. Zobaczyły, że nad moją głową wisi tablica z napisem "Informacja", a poniżej "Ochrona" i od razu podeszły.
- Dobry, chciałyśmy kupić telewizor, co by nam pan zaproponował? - zapytała jedna z nich.
- Dzień dobry, wie pani, ja sprzedawcą nie jestem, nie bardzo mogę paniom doradzić. - powiedziałem rozglądając się za kimś z ekipy sklepu, jak na złość, wszyscy udawali zajętych na drugim końcu hali, chcąc przypodobać się stojącemu tam Szyszce Szyszczyńskiemu.
Widząc, że panie zbierają się do wyjścia i ciągle mając w pamięci ochrzan jaki zebrali sprzedawcy rano, postanowiłem trochę im pomóc przytrzymując rozmową klientki w sklepie.
- Niestety, trzeba chwilę poczekać, ale chętnie pokażę paniom dział z telewizorami. Jest tu zaraz obok i będą mogły panie obejrzeć je sobie i porównać, a w tym czasie na pewno ktoś podejdzie.
Panie podziękowały, podeszliśmy do odpowiedniego działu i ja gestem wskazałem na pierwsze lepsze dwa modele, tak by dać im zajęcie.
Właśnie w tej chwili podbiegł do nas jeden ze sprzedawców, nazwijmy go Sławkiem. Był cały czerwony, jak się okazało ze zdenerwowania i wyraźnie ja byłem tego przyczyną.
Porozmawiał chwilę z kobietami, wepchnął im jakiś telewizor, a gdy wyszły, zawołał mnie. Gdy podszedłem, sprawdził jeszcze, czy Szyszka nas widzi i zaczął... krzyczeć na mnie.
- Co ty się do cholery w sprzedawcę bawisz?! Co ty sobie myślisz?! Po cholerę proponowałeś im telewizory X?! Mogłem im wcisnąć droższe!
Nie powiem, wściekłem się.
- Sławek, zrobiłem ci uprzejmość, że zatrzymałem je w sklepie. Nie drzyj się na mnie. - Nie krzyczałem, ale ponad ramieniem Sławka widziałem, że Szyszka przysłuchuje się z uwagą wszystkiemu.
- Przysługę! Ha ha ha! Nie kpij! Nigdzie by nie poszły!
- Poszłyby sobie, bo ty, zamiast stać przy swoim dziale, polerowałeś sobie lodówki na drugim końcu sklepu. Powtarzam po raz drugi i ostatni, nie wrzeszcz na mnie.
Sławek zapowietrzył się niebezpiecznie, ale nic już mi nie powiedział. Świńskim truchtem pobiegł do Szyszki i głosem grzesznika na spowiedzi coś mu powiedział. Chwilę potem podszedł do mnie Szyszka.
- Pan Sławek - zaczął, co znamienne, gdy ochrzaniał ich rano Sławek nie był Sławkiem, tylko "matołem". Jak widać w rozmowie ze mną awansował na "pana Sławka" - mówi, że przez pana zachowanie, takie jak przed chwilą, w zeszłym miesiącu miał najsłabszy wynik sprzedażowy w sklepie. Co pan na to?
W tym momencie po prostu zacząłem się śmiać. Dobrą chwilę nie mogłem się uspokoić, ale Szyszczyński nie przerywał mi. Wydaje mi się, że był zbyt zdziwiony by nawet pomyśleć o czymś takim.
- Co ja na to? - powiedziałem gdy już się trochę uspokoiłem. - Ja na to, że pracuje tu trzeci dzień. - Po czym wyjaśniłem mu też sytuację sprzed chwili.
Jak to ludzie potrafią schamieć i kłamać, gdy w grę wchodzi wybielenie samego siebie w oczach szefa...
Historia sprzed dwóch lat, gdy dopiero nająłem się do tej pracy, jak mi się wydawało, wakacyjnej. Byłem wtedy skoczkiem, czyli osobą uzupełniającą kadry na różnych obiektach, co w praktyce znaczyło, ze codziennie pracowałem gdzie indziej.
Tamtego konkretnego dnia trafiłem na duży sklep z AGD i RTV. Gdy przyszedłem przed otwarciem, całą ekipę, za słabe wyniki sprzedaży, łajał jakiś przyjezdny szycha. Szkoda mi się zrobiło ludzi, bo w końcu nieżyciowa lokalizacja sklepu nie była ich winą, ale cóż ja mogłem zrobić? Otwarłem sklep, zająłem swój posterunek i zająłem się swoimi obowiązkami.
Mniej więcej godzinę później do sklepu weszły dwie starsze wiekiem panie i zaczęły rozglądać się niepewnie. Zobaczyły, że nad moją głową wisi tablica z napisem "Informacja", a poniżej "Ochrona" i od razu podeszły.
- Dobry, chciałyśmy kupić telewizor, co by nam pan zaproponował? - zapytała jedna z nich.
- Dzień dobry, wie pani, ja sprzedawcą nie jestem, nie bardzo mogę paniom doradzić. - powiedziałem rozglądając się za kimś z ekipy sklepu, jak na złość, wszyscy udawali zajętych na drugim końcu hali, chcąc przypodobać się stojącemu tam Szyszce Szyszczyńskiemu.
Widząc, że panie zbierają się do wyjścia i ciągle mając w pamięci ochrzan jaki zebrali sprzedawcy rano, postanowiłem trochę im pomóc przytrzymując rozmową klientki w sklepie.
- Niestety, trzeba chwilę poczekać, ale chętnie pokażę paniom dział z telewizorami. Jest tu zaraz obok i będą mogły panie obejrzeć je sobie i porównać, a w tym czasie na pewno ktoś podejdzie.
Panie podziękowały, podeszliśmy do odpowiedniego działu i ja gestem wskazałem na pierwsze lepsze dwa modele, tak by dać im zajęcie.
Właśnie w tej chwili podbiegł do nas jeden ze sprzedawców, nazwijmy go Sławkiem. Był cały czerwony, jak się okazało ze zdenerwowania i wyraźnie ja byłem tego przyczyną.
Porozmawiał chwilę z kobietami, wepchnął im jakiś telewizor, a gdy wyszły, zawołał mnie. Gdy podszedłem, sprawdził jeszcze, czy Szyszka nas widzi i zaczął... krzyczeć na mnie.
- Co ty się do cholery w sprzedawcę bawisz?! Co ty sobie myślisz?! Po cholerę proponowałeś im telewizory X?! Mogłem im wcisnąć droższe!
Nie powiem, wściekłem się.
- Sławek, zrobiłem ci uprzejmość, że zatrzymałem je w sklepie. Nie drzyj się na mnie. - Nie krzyczałem, ale ponad ramieniem Sławka widziałem, że Szyszka przysłuchuje się z uwagą wszystkiemu.
- Przysługę! Ha ha ha! Nie kpij! Nigdzie by nie poszły!
- Poszłyby sobie, bo ty, zamiast stać przy swoim dziale, polerowałeś sobie lodówki na drugim końcu sklepu. Powtarzam po raz drugi i ostatni, nie wrzeszcz na mnie.
Sławek zapowietrzył się niebezpiecznie, ale nic już mi nie powiedział. Świńskim truchtem pobiegł do Szyszki i głosem grzesznika na spowiedzi coś mu powiedział. Chwilę potem podszedł do mnie Szyszka.
- Pan Sławek - zaczął, co znamienne, gdy ochrzaniał ich rano Sławek nie był Sławkiem, tylko "matołem". Jak widać w rozmowie ze mną awansował na "pana Sławka" - mówi, że przez pana zachowanie, takie jak przed chwilą, w zeszłym miesiącu miał najsłabszy wynik sprzedażowy w sklepie. Co pan na to?
W tym momencie po prostu zacząłem się śmiać. Dobrą chwilę nie mogłem się uspokoić, ale Szyszczyński nie przerywał mi. Wydaje mi się, że był zbyt zdziwiony by nawet pomyśleć o czymś takim.
- Co ja na to? - powiedziałem gdy już się trochę uspokoiłem. - Ja na to, że pracuje tu trzeci dzień. - Po czym wyjaśniłem mu też sytuację sprzed chwili.
Jak to ludzie potrafią schamieć i kłamać, gdy w grę wchodzi wybielenie samego siebie w oczach szefa...
Ochrona - dzisiejszy wysyp historii sponsoruje "Mój wolny dzień"
Ocena:
708
(892)
Komentarze