Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#84026

przez ~salana ·
| było | Do ulubionych
Po latach chodzenia do szkół nazbierało mi się mnóstwo piekielnych historii.

1. NAUCZYCIELE
W podstawówce miałam nauczycielkę od matematyki. Od razu było widać, kogo lubiła, a kogo nie. Do odpowiedzi najczęściej szły osoby, za którymi nie przepadała. Zdarzało się też po jednym ulubieńcu, żeby było komu wpisać 5. A jak wyglądała taka odpowiedź? Wszyscy szli razem do biurka. Każdy miał pięć pytań, na tablicy nauczycielka zapisywała, kto odpowiedział, a kto nie. Każdemu, kogo lubiła dawała proste pytania, na przykład wzór na obwód kwadratu, jak ktoś inny nie odpowiedział na pytanie, mogła ta osoba również odpowiedź na nie, wtedy dostawała dodatkowego plusa - czyli miała zaliczone jedno pytanie.
Osoby, których nie lubiła, nie mogły odpowiedzieć na pytania innych jeśli znały odpowiedź, dostawały także dużo trudniejsze pytania.

W gimnazjum miałam fizyczkę, u której wszystko zależało od humoru. Jeśli miała dobry, to potrafiła komuś darować 1, jeśli zły, to wszyscy dostawali opiernicz i często 1. Raz miała zły humor codziennie przez dwa miesiące. Wtedy bałam się przychodzić do szkoły.

W liceum kolejna matematyczka, która nie lubiła prawie całej klasy. Moje stopnie były jakoś dziwnie niskie, chociaż miałam dobrze (sprawdzałam z korepetytorką wszystkie wyniki i obliczenia, kobieta specjalnie mi dawała mniej punktów a jak zwracałam jej uwagę, to twierdziła, że ona się nie myli). Prawie wszystkie moje prace były napisane na 1 lub 2, a jak trafiła się jakaś napisana na 3, to nagle potrafiła zaginąć. Dostawałam 1 za pracę na lekcji, chociaż mnie nie było wtedy (nie opuszczałam za często szkoły, jedynie gdy miałam lekarzy albo gorączkę), albo przy mnie wpisywała mi poprawne oceny, a potem zmieniała na dużo gorsze. Jak jej zwracałam uwagę, poprawiała tak jak ma być. Po kilku dniach jeszcze raz zmieniała mi lepsze oceny na 1, wtedy ginęły moje prace, żebym nie mogła jej udowodnić nic. Wychowawczyni nie reagowała, do kuratorium bałam się pójść, żeby sobie nie zaszkodzić jeszcze bardziej.

Skoro mowa o wychowawczyni z liceum - kobieta pozornie bardzo w porządku. Jeśli kogoś nie było w klasie, potrafiła mocno obgadać go, bardzo przeinaczając fakty.

Większość nauczycieli była w porządku, do wielu klasa zachowywała się nie fair - o czym będzie zaraz mowa. Niestety, szczególnie nauczycielkę od matematyki z liceum mocno odczułam.

2. KLASA
W podstawówce miałam bardzo niezgraną klasę. Wyśmiewanie i bicie słabszych były na porządku dziennym, rodzice próbowali coś zrobić, ale nauczyciele mieli to gdzieś (kolejna piekielność nauczycieli).

W liceum uczniowie potrafili bardzo chamsko zachować się do nauczycieli, którzy byli mocno w porządku. Mieliśmy jednego nauczyciela, który był do rany przyłóż. Mieliśmy "wolne lekcje" - coś próbował nam opowiedzieć, ale póki siedzieliśmy cicho mogliśmy robić co chcieliśmy. Raz, gdy nie byliśmy cicho, zrobił karną kartkówkę, ocen potem nie wpisał. I tu piekielnością wykazała się klasa. Na zajęciach miało być tylko cicho, ale większość nie potrafiła tego uszanować. Głośne rozmowy, krzyki, pyskowanie do nauczyciela. Osobiście było mi go bardzo szkoda, rozmowy z klasą nie pomagały.

Kolejna rzecz, która działa się głównie w liceum - obgadywanie. Pomijając wychowawycznię, która to podsycała często, to damska część klasy potrafiła wymyślić okropne rzeczy o innych. Głównie obgadywały swoje "przyjaciółki". Jeśli kogoś słabiej znały, wtedy potrafiły podsłuchać kawałek rozmowy i wymyślić swoją wersję. Dla przykładu: dwie dziewczyny rozmawiały o tym, że podoba się jednej jakiś chłopak. Została puszczona plotka, że ta dziewczyna to dziw*a, która ciągle sypia z każdym, a z tym chłopakiem, który jej się podoba, zaszła w ciążę.

szkoła liceum gimnazjum podstawówka nauczyciele uczniowie

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (21)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…