Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#84340

przez ~bylaopiekunka3254 ·
| Do ulubionych
Długo zastanawiałam się czy opisać moją pracę w pewnym żłobku, ale postanowiłam że warto powiedzieć prawdę o miejscu, w którym wychowuje się malutkie dzieci.

Nie miałam doświadczenia w pracy opiekunki, w sumie zgłosiłam tam swoje CV, bo liczyłam na pracę papierkową ( w każdym żłobku jest jakaś księgowa, asystentka itd.) Kilka godzin po odpowiedzeniu na ogłoszenie, zadzwoniła przemiła pani- że już nazajutrz mogę przyjść na dzień próbny. Okazało się, że miejsce pracy bliziutko mojej stancji - rzut beretem od Sky Tower, Przyszłam, zdziwiłam się że mam być tam opiekunką- Pani powiedziała że zatrudni mnie na trzy próbne miesiące, po czym dostanę solidną podwyżkę i umowę o pracę, plus dołoży się do kursu opiekuna.

Miałam dostawać 1800 zł, dostałam się też do najstarszej grupy ( było ich podajże 6, od najmłodszych po trzyletnie). Miałam pracować z dwiema opiekunkami, blondyną i młodziutką dziewczyną o dość południowej urodzie (niech będzie Pola i Zosia). Na początku było słodko - pierdząco, dzieciaki bardzo fajne, kontaktowe, ładnie się bawiły. Może z jedno było niegrzeczne, ale tak czy siak starszaki podbiły moje serce. Nie miałam problemu z czytaniem im bajek, bawieniem się z nimi w klocki, auta czy puzzle.

Jedynym problemem były wyżej opisane "koleżanki". Ola chyba nie lubiła swojej pracy, mimo iż skończyła pedagogikę. Nie lubiła mamy Jasia, bo ta raz miała o coś pretensje do żłobka (zdaję się że o zbyt rzadkie wychodzenie na spacery z dziećmi). Mówiła wtedy najczęściej podczas leżakowania, że matka Jasia powinna go stąd zabrać, że to szczęście że już żadnego dziecka już tutaj nie zapiszę. Nieraz życzyła jakiemuś dziecku choroby (pośrednio, mówiąc o tym do nas, ale dzieciak mógł to usłyszeć), żeby spokój był na sali, bo ona nie lubi się użerać z niegrzecznymi dziećmi.

Ja uważałam, że Jasiu to naprawdę fajne dziecko, żywe i głośne, ale jakie dziecko takie nie jest? Nie było agresywne, miewało fochy, lecz chyba wybierając taki a nie inny kierunek studiów, a co za tym idzie mając perspektywy pracy z dziećmi, chyba każda osoba musi liczyć się z tym, że dzieci płaczą, szturchają się między sobą, bywają nieposłuszne? Zresztą, jej hobby to było obrabianie tyłków rodzicom dzieci.

Zarabiała 2600, była zatrudniona jako opiekunka (też na próbę) podczas gdy ja 1800 jako asystentka. Różnica między nami, oprócz zarobków była taka, że Pola skończyła Pedagogikę i do jej zadań należało wymyślanie kreatywnych zajęć dla dzieci. Ja jako asystentka (przed kursem) miałam ją wspierać podczas zabaw, przebierać dzieci, pilnować, usypiać, karmić i bawić się z nimi.

Ona wymagała ode mnie samodzielnych pomysłów na zabawę, marudziła kiedy powielałam i odtwarzałam to co zobaczyłam na zajęciach. Wkurzało mnie to, że kiedy one przeprowadzały zajęcia, robiły wszystko razem (też oczywiście się dołączałam) kiedy ja coś starałam się przeprowadzić (m.in. myślałam o nauce podstaw francuskiego, na co kierowniczka przyklasnęła a "koleżanki" uznały za fanaberię) nie otrzymałam żadnego wsparcia.

Kiedy starałam się coś zrobić, uznawały że mają fajrant i dam sobie radę z piętnastką dzieci. Ja aktywnie uczestniczyłam z dziećmi podczas zabaw, często po trzy siadało mi na kolana, przytulało, rozmawiało ze mną. One traktowały zawód z dystansem, twierdziły że powinnam skupiać się na wszystkich dzieciach- więc moje zachowanie jest złe. Pola miała jedno ulubione dziecko- autystyczne, które potrafiło siedzieć i się bujać z tył i w przód, było bardzo spokojne i nie sprawiało raczej problemów- będąc w swoim świecie.

Resztę traktowała tak, że jak mały Tadziu wrócił po długiej chorobie do żłobka i płakał za mamą podczas leżakowania- groziła, że go wyprowadzi do innej grupy albo sam będzie leżał na korytarzu. Mówiła że on ją wkurza i że nie nazwie syna Tadzio- bo ten taki okropny. A wystarczyło przy nim posiedzieć i głaskać go po głowie- zasypiał, najpierw zajmowało to więcej czasu, ale dziecko nie robiło tego złośliwie.

Podczas leżakowania często zostawałam na sali sama, bo koleżaneczki wyszły razem i znikały na godzinę. Irytowało mnie to, bo przez to nie mogłam wyjść chociażby do łazienki. Z czasem zaczęłam się buntować, bo czemu tylko one codziennie wychodzą na godzinny fajrant?

Dlaczego one przeprowadzają zajęcia we dwie, a mnie zostawiają z tym samą? Zero wsparcia? I czego oczekują od osoby zatrudnionej jako asystentka? Pola miała praktyki w żłobku, przedmiot taki jak "Gry i zabawy" na pedagogice, zamiast próbować mnie czegoś nauczyć ( a jak wspominałam odtwarzałam to, co zobaczyłam i to też było złe według niej ), miała pretensje.

Często znikała, bo miała koleżanki w innych salach i chciała z nimi pogadać. Twierdziła ze się zwolni pod koniec, bo z młodszymi niż trzylatki nie ma zamiaru pracować.


Dziwiłam się czemu ktoś taki idzie na pedagogikę i w ogóle pcha się do pracy z dziećmi. Przez miesiąc więcej uwagi poświęciła autystycznemu dziecku, resztę traktowała jako przykry obowiązek. A Zosia? Była pod wpływem starszej koleżanki, nie potrafiła zwrócić mi uwagi normalnym tonem.

Często to było warknięcie, a że jestem nerwowa - zaczęłam odpowiadać na jej komentarze podobnie. Po dwóch tygodniach obie powiedziały kierowniczce, że nie nadaję się do tej pracy. Co ciekawe, kiedy ta mnie zawołała i zapytałam je czy mam się bać- odpowiedziały z szerokim uśmiechem że przecież nie ma czego.

Kierowniczka powiedziała, że według nich mało się staram, że nie PRZEPROWADZAM ZAJĘĆ i że powinnam skupić się na wszystkich dzieciach, a nie na kilku. Zapytałam czy przegląda zapisy z kamer i czy mogłaby sama przyjść i zobaczyć co się dzieje.

Odpowiedziała, że polega głównie na opinii tych dwóch opiekunek, bo pracują tu dłużej (ta, o 2 miesiące..).

Właściciel żłobka miał też sieć prywatnych liceów, zobaczyć go to jak wygrać w lotka, ale postanowiłam przedstawić mu swój punkt widzenia. Czując że przez cudowne koleżanki z pracy, opcja przedłużenia umowy staje się nierealna, napisałam do niego na e-mail.

Prosiłam, by przejrzał zapisy z kamer, że jestem asystentką i powinnam wspierać opiekunki w zajęciach, bo ponieważ nie mam wykształcenia w tym kierunku, a jestem przed kursem- dopiero się uczę. Dodałam o nieprzyjemnych komentarzach Poli przy dzieciach o ich rodzicach, o tym że często zostaję sama na sali z tyloma dziećmi. Właściciel tylko zadzwonił do kierowniczki i zapytał czy to prawda, co napisałam... Jak to się skończyło? Kierowniczka, "koleżanki" i jeszcze dwie zaprzyjaźnione z nimi dziewczyny z innej grupy się na mnie obraziły.

Byłam w coraz większym dołku, bo o ile dzieci mnie bardzo lubiły i fajnie razem spędzaliśmy czas - to dorosłe osoby zachowywały się jak niedojrzałe gimnazjalistki z fochem. Kierowniczka wypowiedziała mi szybko umowę po tym zdarzeniu- poprosiłam więc o zmianę grupy, bo nie mogłam znieść traktowania mnie jak powietrze przez cudowne koleżanki na sali, gdzie najważniejsze powinno być dobro dzieci a nie animozje między dorosłymi kobietami.

Co ciekawe Pola doniosła na mnie kierowniczce odnośnie mojego PRYWATNEGO POSTU na własnej stronie i tego, który dodałam na stronie żłobka. Jakie to były posty? Jeden był pod zdjęciem z dogoterapii, na której był pies z dziećmi. Napisałam, że zdarza się, że pies jest lepszym opiekunem niż człowiek. Jedno zdanie, bez żadnych minek, emotek, NICZEGO. Za ten post zostałam zablokowana na ich stronie :) A drugi? Napisałam na swojej tablicy, coś z stylu " szkoda, że nie mogę za pomocą magicznej różdżki pozbyć się kretynów z mojego życia". A wiecie co zrobiła kierowniczka? Wydrukowała te posty i wezwała mnie na dywanik- chyba utożsamia się z bycie kretynem :). Było to dzień po tym, jak dowiedziałam się że pracuję do końca miesiąca.

Nie wiem jak wytrzymałam te dni, czułam się jak zgniłe jajo. Nie twierdzę że wszystkie opiekunki były złe, te które zdołałam poznać a z którymi niestety nie pracowałam- były przesympatyczne i wydawały się bezstronne. Na moje miejsce do pracy przyszła siostra Zosi- niespodzianka, co? Ostatniego dnia nie było żadnych ckliwych pożegnań ani ciasta- z przyzwoitości kupiłam jakąś przecenioną paczkę toffifi. Pożegnałam się za to z dziećmi- bo tylko one mnie tu trzymały do końca.

Nie będę opisywać złośliwości, które prawiła mi w nowej grupie przyjaciółka Poli, bo to już nieistotne, świadczy tylko o dojrzałości i kultury ( a raczej braku). Powiem tylko, że kiedy przyszłam tam po miesiącu odebrać PIT, udawała że mnie nie zna, przechodząc tuż obok.

Zastanawia mnie tylko, czy to osoby odpowiednie na taką pracę? Zawistne, złośliwe, strzelające fochy jak nastolatki i ewidentnie nie lubiące swojej pracy. Cóż... ocenę pozostawiam Wam.

żłobek blisko sky tower

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (189)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…