Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#84973

przez ~ZastepcaKierownika ·
| Do ulubionych
O tym, czym skutkuje prawo chroniące pracownika.

Od razu zaznaczę: nie popieram i nigdy nie poprę wyzyskiwania ludzi przez pracodawców, tzw. januszy biznesu. Co nie zmienia faktu, że pracodawca uczciwie traktujący osoby przezeń zatrudniane, powinien mieć również swoje prawa.

Trzy przykłady:

1.
Pracownica skarży się na warunki pracy. Ma chory kręgosłup (podobno, ale pieczątka na zaświadczeniu niby jest), więc trzeba stanowisko dostosować. Szefostwo zamawia sprzęt, praktycznie całe wyposażenie dla komfortu pracy pracownicy. Koszt to kilka tysięcy dla firmy, bo przecież nie dla zatrudnionej.

Dwa miesiące po zakończeniu procesu dostosowania pracownica idzie na L-4 na kilka miesięcy (choć widywana jest w miejscach publicznych - miasto nie jest aż tak duże, by uniknąć spotkania - wygląda bardzo zdrowo i bawi się na oko świetnie), a następnie składa wypowiedzenie. Zastępca na stanowisku szczęściem może korzystać z pozostawionego sprzętu, aczkolwiek zadowoliłby się poprzednim, wciąż sprawnym. Strata kilku tysięcy dla pracodawcy, ale kto by się prywaciarzem przejmował.

2.
Nowo zatrudniona pracownica idzie na L-4 po kilku tygodniach od momentu podpisania umowy o pracę (wcześniej umowa zlecenie). Ciąża - ok, różnie bywa. Ale zwolnienie wystawione od pierwszego miesiąca, a praca nie wymaga wysiłku, dźwigania itd. Na przykład takiego, jak podczas ochoczo robionych przez ciężarną, także widywaną w przestrzeni publicznej, zakupów. Więc albo jest zagrożenie poronieniem, albo nie ma (w mniej więcej tym samym czasie wieloletnia pracownica pracuje do 8-ego miesiąca bez obaw i bez przeszkód, więc to nie tak, że w zakładzie są narażenia uniemożliwiające pracę ciężarnym). Strata dla pracodawcy (bo musi szukać, zaangażować, podpisać umowę z zastępstwem, nawet jeśli to ZUS płaci tamtej ubezpieczenie, płacić za dodatkową papierologię księgowej, rekompensować zmieniony grafik pozostałym pracownikom itd.), ale kto by się przejmował...

3.
Wieloletni pracownik przeszedł w okres ochronny przedemerytalny. Nie wolno go zwolnić. Nigdy nie był specjalnie porządnicki, ale od momentu wejścia w odpowiedni wiek następuje degeneracja - część pracy nie jest zrobiona, duża część zrobiona bardzo niechlujnie, sporo obowiązków przerzuconych na innych pracowników. Stosunek do współpracowników poufały i lekceważący - ale przecież on jest nie do ruszenia, chyba że sam odejdzie.

Nawet jeśli zdaje się sabotować pracę innych, nie można mu udowodnić złej woli, bo przecież każdy może coś zapomnieć zrobić. Już nie mówię o tym, że z głowy wylatują procedury znane od dwudziestu lat, ale to pozostawiam bez komentarza, bo już brak mi słów. Sytuacja sprawia, że pozostali pracownicy biorą nadgodziny, żeby ogarnąć za emeryta in spe. Szefostwo ponosi koszty, bo gość ma wywalone, ale na propozycję zastępstwa reaguje agresywnie, jakby był niezastąpiony (więc zapewne nie zrezygnuje z pracy aż do samej emerytury). Wszyscy się w tej sytuacji męczą, ale prawo takiej toksycznej wręcz osoby zwolnić nie pozwala. Strata dla pracodawcy, ponownie.



Osoba zatrudniająca ma więcej obowiązków wobec zatrudnianego niż odwrotnie. Teraz zgłaszają się nowe osoby do pracy i nie wiadomo, czego się spodziewać: czego będą wymagać (żądać wręcz!), jak będą pracować i czy w ogóle (bo siedzenie w domu na zwolnieniu jest bardzo modną metodą wyzyskiwania ostatnio), czy nie zostawią firmy z dnia na dzień na lodzie...

Kiedy dwadzieścia lat temu dostałam tę pracę, to cieszyłam się, że będę bardziej samodzielna, że będę zarabiać i byłam dumna z siebie, bo pracodawca docenił mnie jako człowieka, wybierając spośród wielu kandydatów i codziennie staram się udowadniać, że się nie pomylił. Pracę wykonuję sumiennie i jestem obecnie na drugim miejscu na szczeblach wewnętrznej hierarchii, bo z upływem czasu awansowałam tak, że już wyżej się nie da (chyba że wejdę z szefostwem w spółkę, ale nie mam na to ochoty i takiej potrzeby, bo moja pensja pozwala mi na przyzwoite życie). Praca nie jest jakoś superciężka (no, chyba że mi też wpadają zlecenia tych wyżej opisanych - nieobecnych bądź zapominalskich), zarobki dobre, szefostwo przyjazne, grafik dość elastyczny, szansa rozwoju (trzem pracownikom szefostwo opłaciło studia zaoczne, paru innym szkolenia), szansa awansu i wiele innych.

Tymczasem w dzisiejszych czasach ludzie robią łaskę, że przychodzą w ogóle do pracy. Wykorzystują przepisy, żeby najlepiej brać pensję i nie pracować, są leniwi, niechlujni, niechętni. Czasem wręcz działają na szkodę firmy, ale tak, by im tego nie dało się udowodnić, albo po prostu bez pola manewru - bo szkoda jest, ale nieoczywista w świetle prawa.

Prywaciarza nie szanuje dziś już nikt, czego nie rozumiem i co jest wyjątkowo w mojej opinii piekielne.

praca

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (170)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…