Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#85030

przez ~Masakrawdomu ·
| było | Do ulubionych
Czytając historię o złej żonie z innego kraju, która znęca się nad mężem i dzieckiem, coś mi się przypomniało. A raczej chciałabym opowiedzieć po krótce, jak wygląda znęcanie się teściowej nad synową.
Zaznaczę, że nie zdarza się to codziennie, lecz często są takie dni, że tzw "pierdołami" może przelać czarę goryczy.
Ze względu na to, że mój mąż jest totalnym ignorantem moich uczuć i totalnym mamisyneczkiem, wciąż mieszkamy z jego rodziną. Ściśnięci jak sardynki w puszce i z dwójką naszych dzieci. Pragnę jeszcze zaznaczyć, że zachowanie męża z czasem się pogorszyło, niestety, zrobił mi wbrew mojej woli drugie dziecko i jestem uwięziona w tym domu.
Przejdźmy do sedna.
Jestem ofiarą jej terroru psychicznego i mąż również , chociaż nie przyjmuje tego do wiadomości.
Teściowa uwielbia mnie dręczyć wyrzutami w stylu co mogłam innego zrobić a robię, co zrobiłam źle a ona robi idealnie, oraz jak bardzo jestem beznadziejną matką i aż dziwne jest dla niej, że Bóg raczył nas obdarować dziećmi ( sama ich mieć nie mogła) .
Przy pierwszym dziecku była Góru laktacyjnym, bo oczywiście ja wszystko robiłam źle (choć dziecko prawidłowo przybierało i położna nie miała zastrzeżeń kompletnie żadnych) każde zająknięcie dziecka sprawiało, że biegła na dół i raczyła mnie tekstami w stylu " bo ja czytałam na Internecie, że nie wolno jeść jogurtów a ty jesz i robisz krzywdę temu dziecku!" Po czym brała jogurty z mojej lodówki do siebie na górę. Doszło do takiego etapu, że jadłam suchy chleb i ziemniaki a ona i tak miała zawsze swoje ale. To był etap, że zaczynałam się głodzić i żeby oszukać choć trochę swój organizm, co dwa dni jeździłam z dzieckiem do moich rodziców i normalnie jadłam. Mówiłam rodzicom, jak mnie traktują, ale mieli to w poważaniu, więc przestałam się żalić komukolwiek. Trwałam w tej patologicznej sytuacji. A mąż miał i nadal ma pretensje, jakim prawem ja nie mam humoru ani na nic nastroju, że ja kłamię i wymyślam, bo przecież nic się nie dzieje a jemu zawracam głowę choć jest zmęczony po pracy. Kolejnym wydarzeniem, przez które mogłam stracić drugą ciążę, była jej złośliwość.
Szłam do piwnicy po wózek (był to 11tc) a mały czekał na dworze. Poszła zaraz za mną, zgasiła mi światło i poukładała na środek schodów : jakieś gałęzie do spalenia, szczykatory, łopaty. Oczywiście spadłam razem z wózkiem. Jak wyszłam to przeklinałam na czym świat stoi, leciała mi krew z nogi. A ona zaczęła mnie obrażać, że jestem głupia, że powinni mi odebrać dziecko , że czemu tak przeklinam na dziecko?!
Zignorowałam ją i poszłam na spacer z dzieckiem jak miałam w planie. Powiedziałam o tym rodzicom telefonicznie, oraz mężowi, oczywiście zbagatelizowali wszystko i tak to moja wina . Tradycyjnie.
Dysk mi wypadł z kręgosłupa przez to, ale to moja wina.
Czas leciał i leci na jej złośliwościach i głupich docinkach a mój mąż ma to w poważaniu.
Ostatnio znowu przy obiedzie musiałam słuchać w ciszy jej monologu o tym jakimi jesteśmy beznadziejnymi rodzicami. Nic nie powiedziałam, tylko wstałam i wzięłam dzieci. A mój mąż na to do niej "przegiełaś" .
A ona :" no wiem, ale mam rację i nie przeproszę" i dalej kontynuowała. A on sobie siedział i słuchał.
Szczerze to nienawidzę tego życia.
Ale nie mam dokąd pójść z dziećmi i muszę to znosić. Przyznaję ,że czasem mam ochotę popełnić samobójstwo, ale boje się co będzie z moimi dziećmi. Nie raz broniłam ich własnym ciałem przed nią.
Przeklinam dzień, w którym zgodziłam się zostać jego narzeczoną a później żoną.
Przeklinam dzień, w którym go poznałam i nie poszłam w drugą stronę.
Stać mnie było na kogoś lepszego.

Tesciowa

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (29)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…