Szukamy z mężem mieszkania własnościowego. Mamy dwójkę dzieci i jedno wymaganie: metraż ok. 50 m2 lub inaczej trzy pokoje, gdyż marzy nam się własna sypialnia.
I znaleźliśmy ciekawą ofertę, trzy pokoje, blok już z tych nowszych (95 r.), cena atrakcyjna i mieszkanie do remontu. Ok, oglądamy, ogłoszenie jest przez biuro nieruchomości. Mieszkanie mam się podoba, ponieważ jest spore. Mąż jest bardzo zainteresowany kupnem, lecz ja mam złe przeczucia i studzę jego zapał.
Z pobieżnych informacji, których udzieliła nam agentka dowiedziałam się, że na mieszkaniu ciąży hipoteka. Pierwsza kontrolka mi się zaświeciła. Pytam o sytuację prawną, ilu właścicieli - no małżeństwo.
Chce obejrzeć piwnicę - UPS, jest problem, ona nie ma kluczy. Druga kontrolka.
Pytam o sąsiadów, bo na korytarzu bajzel niesamowity - ucięła temat. Trzecia kontrolka.
Mamy trudną sytuację mieszkaniową i chcielibyśmy się wyprowadzić w ciągu kilku miesięcy, więc mąż naciska na kupno tego mieszkania, a mi w głowie migają kontrolki - nie, coś mi tu nie gra.
Wystawiłam mojego tatę, żeby dokładnie wybadał nam sytuację z tym mieszkaniem - jako kolejny klient.
Mój tata jest, jak to mówią, nie w ciemię bity i potrafi podejść człowieka, poza tym wie, na co zwracać uwagę fachowym okiem prawnie i technicznie.
Tata umówił się i razem z mamą pojechał na spotkanie.
Nie przytoczę słowo w słowo tego, co tam było powiedziane, ale sytuacja wygląda tak:
- mieszkanie nie jest własnościowe, a jedynie z prawem do mieszkania, właścicielem jest deweloper, który wybudował to osiedle;
- mieszkanie jest zadłużone na - jak określiła agentka - śmieszną kwotę - półtora miliona;
- mieszkanie stoi puste od 2015 r.
Uważajcie, co kupujecie, łatwo wpakować się w szambo. Dlatego podaję lokalizację, bez trudu można je znaleźć na olx (cena mieszkania 122 tys. za 56 m2, w Rydułtowach na Śląsku).
Jestem przerażona tym, w jakie szambo byśmy weszli. Aha, hipoteka z tego mieszkania wcale się nie „zeruje", przechodzi na nabywcę, więc ktoś będzie miał automatycznie półtora miliona długu.
Temat dla Uwagi normalnie.
I znaleźliśmy ciekawą ofertę, trzy pokoje, blok już z tych nowszych (95 r.), cena atrakcyjna i mieszkanie do remontu. Ok, oglądamy, ogłoszenie jest przez biuro nieruchomości. Mieszkanie mam się podoba, ponieważ jest spore. Mąż jest bardzo zainteresowany kupnem, lecz ja mam złe przeczucia i studzę jego zapał.
Z pobieżnych informacji, których udzieliła nam agentka dowiedziałam się, że na mieszkaniu ciąży hipoteka. Pierwsza kontrolka mi się zaświeciła. Pytam o sytuację prawną, ilu właścicieli - no małżeństwo.
Chce obejrzeć piwnicę - UPS, jest problem, ona nie ma kluczy. Druga kontrolka.
Pytam o sąsiadów, bo na korytarzu bajzel niesamowity - ucięła temat. Trzecia kontrolka.
Mamy trudną sytuację mieszkaniową i chcielibyśmy się wyprowadzić w ciągu kilku miesięcy, więc mąż naciska na kupno tego mieszkania, a mi w głowie migają kontrolki - nie, coś mi tu nie gra.
Wystawiłam mojego tatę, żeby dokładnie wybadał nam sytuację z tym mieszkaniem - jako kolejny klient.
Mój tata jest, jak to mówią, nie w ciemię bity i potrafi podejść człowieka, poza tym wie, na co zwracać uwagę fachowym okiem prawnie i technicznie.
Tata umówił się i razem z mamą pojechał na spotkanie.
Nie przytoczę słowo w słowo tego, co tam było powiedziane, ale sytuacja wygląda tak:
- mieszkanie nie jest własnościowe, a jedynie z prawem do mieszkania, właścicielem jest deweloper, który wybudował to osiedle;
- mieszkanie jest zadłużone na - jak określiła agentka - śmieszną kwotę - półtora miliona;
- mieszkanie stoi puste od 2015 r.
Uważajcie, co kupujecie, łatwo wpakować się w szambo. Dlatego podaję lokalizację, bez trudu można je znaleźć na olx (cena mieszkania 122 tys. za 56 m2, w Rydułtowach na Śląsku).
Jestem przerażona tym, w jakie szambo byśmy weszli. Aha, hipoteka z tego mieszkania wcale się nie „zeruje", przechodzi na nabywcę, więc ktoś będzie miał automatycznie półtora miliona długu.
Temat dla Uwagi normalnie.
Biuronieruchomosci
Ocena:
232
(256)
Komentarze