zarchiwizowany
Skomentuj
(11)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Wyemigrowałem już dawno temu, ale razem z małżonką ściągnęliśmy naszych rodziców, a także kilku naszych sąsiadów to z pochodzenia Polacy, więc dużo rozmawiamy i czytamy w języku ojczystym. Czasem o historii, czasem o bieżących wydarzeniach. No i w pewnym momencie, przy okazji oglądania kolejnego odcinka wikingów pojawił się wątek, że podobno wedle ostatnich badań Mieszko I był właśnie wikingiem. Jego córka znana jest w Polsce jako Świętosława, a w Skandynawii jako Sygryda Storråda - królowa szwedzka, duńska, norweska i angielska.
Od słowa do słowa, na fali ostatniej mody i napompowanej dumy - zapuszczam "wikińską" brodę. Gdzie w takim razie szukać tipów i porad jak nie w polskojęzycznym internecie? I tu zaczyna się piekielność....
Wedle tego co znalazłem w polskich internetach, to broda śmierdzi zawsze. Jedyne wyjście to regularnie chodzić do groomera, kupić maszynkę do groomingu i stosować milion kosmetyków: pomady, balsamy, woski, olejki, specjalne szampony, grzebienie i szczotki. Nic tylko KUP, KUP, WYDAJ, a jeśli wierzyć polskojęzycznym wpisom anonków płci żeńskiej - efekt bliski zera w formie błyszczącej brody śmierdzącej papierochami, piwskiem, zupą i zwykłym łojem.
Co znalazłem w języku angielskim?
O tym, że przed zapuszczeniem brody, trzeba się przygotować i wyregulować gospodarkę hormonalną, poprawić kondycję skóry i wydzielania sebum, zadbać o dietę, ruch i spożywanie odpowiedniej ilości wody. O tym, że lepiej zrezygnować ze śmieciowego żarcia, słodkich, gazowanych napojów i słodyczy, bo cukry źle wpływają na włosy. Że można pomyśleć nad suplementacją biotyny, keratyny, czy witamin z grupy B. Kupno kosmetyków i grooming to nie więcej 10% całości, a i tak nie warto stosować więcej jak 2-3, bo to też niepotrzebnie obciąża włosy i trzeba to robić z umiarem.
Wiecie co? Od kilku miesięcy jestem szczęśliwym posiadaczem czystej, zadbanej i nieśmierdzącej brody. Przy okazji nabrałem mięśnia, bo zacząłem chodzić na siłownię (patyczak z wikińską brodą wyglądałby po prostu śmiesznie).
Teraz już zaczynam rozumieć zwroty "malowania trawy na zielono" czy "polerowania kupy". Jeśli wciąż podchodzi się tak do wszystkiego w Polsce, to nie się co dziwić, że jest jak jest.
Od słowa do słowa, na fali ostatniej mody i napompowanej dumy - zapuszczam "wikińską" brodę. Gdzie w takim razie szukać tipów i porad jak nie w polskojęzycznym internecie? I tu zaczyna się piekielność....
Wedle tego co znalazłem w polskich internetach, to broda śmierdzi zawsze. Jedyne wyjście to regularnie chodzić do groomera, kupić maszynkę do groomingu i stosować milion kosmetyków: pomady, balsamy, woski, olejki, specjalne szampony, grzebienie i szczotki. Nic tylko KUP, KUP, WYDAJ, a jeśli wierzyć polskojęzycznym wpisom anonków płci żeńskiej - efekt bliski zera w formie błyszczącej brody śmierdzącej papierochami, piwskiem, zupą i zwykłym łojem.
Co znalazłem w języku angielskim?
O tym, że przed zapuszczeniem brody, trzeba się przygotować i wyregulować gospodarkę hormonalną, poprawić kondycję skóry i wydzielania sebum, zadbać o dietę, ruch i spożywanie odpowiedniej ilości wody. O tym, że lepiej zrezygnować ze śmieciowego żarcia, słodkich, gazowanych napojów i słodyczy, bo cukry źle wpływają na włosy. Że można pomyśleć nad suplementacją biotyny, keratyny, czy witamin z grupy B. Kupno kosmetyków i grooming to nie więcej 10% całości, a i tak nie warto stosować więcej jak 2-3, bo to też niepotrzebnie obciąża włosy i trzeba to robić z umiarem.
Wiecie co? Od kilku miesięcy jestem szczęśliwym posiadaczem czystej, zadbanej i nieśmierdzącej brody. Przy okazji nabrałem mięśnia, bo zacząłem chodzić na siłownię (patyczak z wikińską brodą wyglądałby po prostu śmiesznie).
Teraz już zaczynam rozumieć zwroty "malowania trawy na zielono" czy "polerowania kupy". Jeśli wciąż podchodzi się tak do wszystkiego w Polsce, to nie się co dziwić, że jest jak jest.
broda internet mentalność
Ocena:
-4
(22)
Komentarze