Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86152

przez ~Brudna ·
| Do ulubionych
Nie wiem jaki wstęp do historii mogłabym napisać, więc po prostu od razu przejdę do rzeczy. Zaznaczam, że nie mam lekkiego pióra, ale postaram się opisać wszystko jak najdokładniej. Wybaczcie też, że nie wymyślę żadnego imienia dla faceta o którym napiszę, ale po tym co z nim przeszłam, nie jestem w stanie pisać o nim inaczej niż per "on".

Pięć lat temu mieszkałam w pewnym bloku i do mieszkania pode mną wprowadził się facet. Moje relacje z sąsiadami zawsze ograniczały się do "dzień dobry" podczas mijania się na klatce lub gdzieś na ulicy. Kiedyś się zagadaliśmy - on był nowy w okolicy i pytał o umiejscowienie jakichś budynków urzędowych. Później co jakiś czas wchodziliśmy w sąsiedzkie interakcje: a to skrzynka na listy nie chciała mi się otworzyć a on pomógł, a to ja pomogłam jemu w znalezieniu zaufanej ekipy remontowej. Od słowa do słowa zaczęliśmy się bliżej poznawać, okazało się, że mamy wiele wspólnych tematów do rozmów. I tak od rozmowy do rozmowy, od kawy do kawy zaczęło iskrzyć, aż w końcu podjęliśmy decyzję, że chcemy być razem. Nie spieszyliśmy się z niczym, po prostu cieszyliśmy się wspólnymi chwilami.

W trakcie jednej z takich życiowych rozmów opowiedzieliśmy sobie o naszych rodzinach, przeszłości, doświadczeniach. On opowiedział mi o swojej sytuacji rodzinnej, która nie należała do wesołych. Jego rodzice byli starszymi, schorowanymi ludźmi na miernej emeryturze mieszkający z jego siostrą i jej dwoma synkami. Siostra rozstała się z mężem kilka lat wcześniej, a jakiś czas temu przeżyła wypadek samochodowy wskutek którego porusza się na wózku. Dorabia sobie drobnym rękodziełem, ale trudno im się wszystkim utrzymać. Z tego powodu, mój partner postanowił wyjechać za pracą do miasta, wynajął mieszkanie, podjął pracę w korporacji i co miesiąc przesyłał im część wypłaty, a co weekend odwiedzał.

Współczułam mu, podsuwałam różne pomysły jak można jeszcze pomóc jego rodzinie. Był mi za to bardzo wdzięczny.
Po jakimś roku związku zaproponowałam, że miło by było, gdybyśmy przedstawili się nawzajem swoim rodzinom. On na to przystał. Spotkanie z moimi rodzicami przebiegło w miłej atmosferze, rodzice szybko go polubili i cieszyli się moim szczęściem.

W momencie, gdy ja miałam pojechać w jego rodzinne strony zaczęły się schody.
On pojechał na weekend do domu, by wybadać jak jego rodzina do tego podejdzie. Gdy wrócił był podłamany. Jego rodzina wręcz storpedowała go, gdy tylko wspomniał, że się z kimś spotyka. Jego rodzice czynili mu wyrzuty, że teraz pewnie będzie cały czas i pieniądze poświęcał mnie, a oni potrzebują jego wsparcia, bo jest im ciężko. Jego siostra wpadła w histerię, bo jej synowie potrzebują męskiego wzorca a poza tym, ona jest biedna i bez jego pieniędzy popadnie w nędzę. Mój partner starał się wytłumaczyć im, że jesteśmy razem od roku i przecież nic się nie zmieniło i nie zmieni. Jednak jego rodzina pozostała niewzruszona i stanęło na tym, że oni nie chcą mnie widzieć, a najlepiej, żeby partner ze mną zerwał.

Gdy zapytałam, co ma zamiar zrobić, stwierdził, że potrzebuje trochę czasu by ich do nas przekonać, ale na razie plany poznania jego rodziny muszą się oddalić. Zaakceptowałam to, choć nie omieszkałam delikatnie dać mu do zrozumienia, że na moje oko jego rodzina jest z lekka toksyczna. On zgodził się ze mną, ale stwierdził, że dużo przeszli w życiu i nie chce się od nich odwracać, bo i dla niego zrobili dużo dobrego. Zaakceptowałam to.

I tak minął kolejny rok i kolejny. Żyliśmy sobie razem, szczęśliwi. Raz w roku wyjeżdżaliśmy na krótki, zagraniczny urlop. W lato on wyjeżdżał sam na ok. dwa tygodnie do rodziny. Zabierał siostrzeńców na różne wycieczki. Tłumaczył mi, że nie mogę jechać z nimi, bo jego siostra i rodzice nastawiają ich przeciwko mnie i on nie chce kłótni. Zaakceptowałam to.

Święta spędzaliśmy oddzielnie. Ja u swoich rodziców, on u swoich. Gdy proponowałam, że może wpadnie do nas choćby na jeden dzień, on mówił, że jego rodzice mają takie podejście, że musi być z nimi przez cały okres świąt bo to rodzinny czas i nie ma mowy o jakichkolwiek wyjazdach.
To może ja bym pojechała z nim? Wreszcie byśmy się poznali, przełamali lody. Nic z tego, jego rodzina przy każdej wizycie suszy mu głowę o to, że jest w związku zamiast w 100% poświęcać swój czas i myśli im, więc on chce mi oszczędzić nieprzyjemnej atmosfery. Zaakceptowałam to.

Byliśmy już razem trzy lata, zbudowaliśmy sobie nasz własny, mały świat. Nadal mieszkaliśmy w osobnych mieszkaniach, ale co to za problem, gdy dzieliły nas tylko schody. I tak wiele czasu, czasem kilka dni pod rząd spędzaliśmy albo u mnie albo u niego. W dzień pracowaliśmy, wieczory były nasze. W weekendy on nadal wyjeżdżał do rodziny i wydawałoby się, że udało nam się ustabilizować naszą sytuację. Do czasu, gdy nie otrzymałam informacji, które rozpieprzyły moje dotychczasowe życie jak domek z kart.

Oboje stroniliśmy od portali społecznościowych. Ja miałam tylko niemal puste konto na twarzoksiążce, które służyło mi by mieć dostęp do grupy na studiach, a po ich ukończeniu zalegało i się kurzyło na serwerze. Miałam też konto na biznesowym odpowiedniku twarzoksiążki, wyłącznie w celach służbowych, a więc żadnych informacji prywatnych czy zdjęć. On podobnie. Z twarzoksiążki korzystał tylko by mieć dostęp do grup związanych z jego zainteresowaniami, ale poza zdjęciem profilowym była tam pustka. Ot, dwoje ludzi nie mający potrzeby dzielenia się swoim życiem z resztą świata.

Pewnego dnia moja przyjaciółka poprosiła mnie o spotkanie. Po jej tonie głosu sądziłam, że wpadła w jakieś kłopoty, ale okazało się, że w kłopoty wpadłam ja. Przyjaciółka najdelikatniej jak umiała oznajmiła mi, że mój partner prowadzi podwójne życie. Zbyłam ją śmiechem, ale ona pokazała mi zdjęcia na portalu IG, na których znajdował się mój partner wraz z rodziną. Profil był prowadzony przez jego "siostrę", a jeden z komentarzy pod zdjęciem zostawił znajomy przyjaciółki. Tak po nitce do kłębka odkryła ona rodzinne ferie, wakacje, rocznice...
Zobaczyłam na tych zdjęciach jego "siostrzeńców" i "siostrę" na wózku inwalidzkim. I zdjęcia, na których mój partner całuje ją w usta, ona trzyma bukiet róż, a podpis pod zdjęciem głosi "10 lat małżeństwa, a miłość silniejsza z każdym dniem". Patrzyłam na to zdjęcie i czułam jak płoną mi policzki a serce ściskało mi tak, jakby miało za chwilę pęknąć. Przepłakałam cały dzień zastanawiając się, dlaczego mnie okłamywał, o co tu chodzi? Może ten facet ze zdjęcia to jego brat bliźniak o którym nigdy nie mówił? Różne głupie myśli przychodziły mi do głowy.

Wieczorem skonfrontowałam go ze swoim odkryciem. Jego zachowanie było gorsze niż bym sobie mogła wyobrazić. Był smutny, rozczarowany i zły, ale nie tym, że mnie zranił, lecz tym, że sprawa się wydała.
Potwierdził, że wiele rzeczy, o których mi mówił przez te trzy lata to były kłamstwa. Nie ma żadnej niepełnosprawnej siostry - samotnej matki, tylko żonę na wózku i dwóch synów. Nie zabierał mnie w odwiedziny do swojej rodziny nie dlatego, że są toksyczni i bali się, że on przestanie poświęcać im czas - oni oczywiście nie mieli pojęcia o moim istnieniu. Nasze wspólne, coroczne wypady urlopowe były przedstawiane rodzinie jako delegacje.

Najgorsze były jego tłumaczenia, dlaczego mnie zwodził. Bo mnie szczerze pokochał, a z żoną od czasu wypadku ani nie sypia, ani nic do niej nie czuje. Zachowuje pozory dla synów i dla niej, żeby jej nie dokładać stresów, ale tak naprawdę po to, by ludzie w jego okolicy nie gadali. Podjął pracę i wynajął mieszkanie w dużym mieście by wspomóc ich finansowo, ale też po to, by móc od niej uciekać i zacząć żyć "życiem bez balastu" <- jego dosłowne słowa.

Zawsze stroniłam od przemocy w którąkolwiek stronę. On był pierwszą osobą, którą spoliczkowałam. Kazałam mu się wynosić, co zrobił, ale trudno zerwać kontakt, gdy dzieli cię jedno piętro. Wypowiedziałam umowę najmu i wyprowadziłam się od niego jak najdalej mogłam. On próbował ratować zwią... fikcję między nami, ale ja nie byłam w stanie nawet na niego patrzeć. Okłamywał mnie przez trzy lata, stosował wyrafinowane kłamstwa, bym tylko nie poznała prawdy. Stwierdził nawet, że on nie odejdzie od żony, bo nie chce mieć łatki tego, który ucieka od niepełnosprawnej i zostawia ją na lodzie. Pogardliwy sposób w jaki o niej mówił, słowa jakimi ją określał, doprowadzały mnie do mdłości. Ucięłam z nim wszelki kontakt. On po pewnym czasie przestał się odzywać.

A ja długo nie mogłam wyzbyć się negatywnych emocji. Wydrukowałam zdjęcia, na których byliśmy razem na wakacjach i w różnych miejscach. Również takie, na których się całujemy i okazujemy czułość. Dołączyłam do tego list (nawet nie miałam odwagi napisać go ręcznie) z wyszczególnieniem wszystkich sytuacji i miejsc, w których byliśmy przez te trzy lata. Wysłałam je na adres jego domu rodzinnego. Po tygodniu on zaczął do mnie dzwonić, ale nie odebrałam. Zablokowałam jego numer. Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć jaka była reakcja jego żony i rodziny.

Od tamtych wydarzeń minęło półtora roku, a ja nie umiem sobie z tą sytuacją poradzić. Niby chodzę do terapeuty, ale nie widzę, by jakoś mi to pomagało. Gdy patrzę w lustro czuję się brudna. Każde wspomnienie o nim sprawia, że czuję wściekłość i bezradność. Analizowałam wiele razy jego gesty, zachowania, słowa. Nie wiem, szczerze nie wiem jakie sygnały przegapiłam. Jakieś na pewno były. Przestałam umieć nawiązywać jakiekolwiek relacje z mężczyznami. Wiem, że już co najmniej dwa razy straciłam szansę na być może owocny związek, ale nie potrafię. Nie umiem zaufać, wszędzie węszę drugie dno. Mam wsparcie w rodzicach i przyjaciółce, ale co mi z tego, jeśli mam psychiczną barierę przez choćby małym zaufaniem komukolwiek innemu? Nie mieści mi się w głowie jak można być tak złym człowiekiem jak on. Okłamywać rodzinę, prowadzić podwójne życie, okłamywać mnie. Zawsze potępiałam zdradę, mówiłam, że ten kto zdradza drugą połówkę to najgorsza szuja, a ten kto ostrzy zęby na zajętą osobę jest równie wielką szują. A okazało się, że to ja stałam się kochanką na boku i nawet nie wiedząc, że to robię, krzywdziłam jego rodzinę.

Tylko trzy osoby plus terapeuta o tym wiedzą. Wstydzę się tych trzech lat życia, najchętniej wymazałabym je z pamięci. Piszę to, bo chciałam się wygadać (wypisać?) i zrzucić z siebie ten ciężar. Ale nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się to uporządkować i żyć dalej.

zdrada

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (189)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…