Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86471

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu, przez okres 3 miesięcy byłem bezrobotny (przestój w branży w której akurat pracowałem), postanowiłem wykorzystać ten czas i zabrałem się za remontowanie mieszkania.

Nie jestem w tym fachu nie wiadomo jakim ekspertem, ale mam co nie co doświadczenia: w domu rodzinnym pomagałem ojcu przy remontach, a i dorabiałem sobie kiedyś w wakacje czy innych wolnych chwilach na fuchach - czasem sam, czasem z jakimś znajomym czy krewnym. Jako że mój teść praktycznie całe życie zajmował się wykończeniówką, a akurat też miał przestój, za namową żony mieliśmy się za to zabrać razem.

Pomyślałem, że to fajna opcja, gość jest dużo bardziej doświadczony, a mieszkanie do roboty praktycznie od zera (stan deweloperski), więc on zajmie się bardziej - nazwijmy to - wymagającymi kwestiami typu ułożenie płytek, a ja wezmę na siebie prostsze, np. pomalowanie ścian, sufitu. Brzmi jak plan idealny prawda? Niestety...

Zaczęło się niewinnie, od wybrzydzania przy wyborze materiałów: "klej X to się do niczego nie daje, weź klej Y" - pomyślałem ok, zna się robi w branży cały czas, zaufam. Potem były "złote rady" dotyczące np rozkładania sprzętu - pomyślałem ok, teść ma większe doświadczenie, dla świętego spokoju poukładam inaczej.

Potem były upomnienia, żeby zamykać drzwi na wszystkie możliwe zamki, bo się włamią i ukradną sprzęt (w mieszkaniu zostawała stara wiertarka i równie stary odkurzacz oraz trochę drobiazgów jak kilka pędzli, wałków, stare wiaderka) - ok, ścierpię.

Kolejne były docinki na temat każdego możliwego lub chociażby tylko potencjalnego uchybienia z mojej strony: a to taśmę źle przyklejam na parapety, a to źle odkurzam (bo trzeba było najpierw pozamiatać dokładnie, a odkurzaczem tylko resztki pyłku wciągnąć).

Następne z kolei były już czyste złośliwości z jego strony, np. wysłał mnie, żebym przywiózł 12 płytek, a kiedy wróciłem zaprowadził do łazienki w której właśnie pracował i pokazywał mi tutaj trzeba dołożyć jeszcze 14 i dodając z drwiącym uśmiechem, że coś słabo u mnie z liczeniem. Małe drobiazgi, ale stosowane codziennie i do każdej wykonywanej prze zemnie czynności, powoli doprowadzały mnie do szału.

Moment kulminacyjny nadszedł przy malowaniu sufitu. Teść, (jak na wszystko inne zresztą) miał swój patent. Nie można było jego zdaniem zwyczajnie zagruntować ścian i sufitu, trzeba było zastosować wymyślną procedurę, której nie pamiętam.

Przez parę dni pracowałem w mieszkaniu sam i korzystając ze świętego spokoju, zabrałem się za malowanie. Zagruntowałem, oczywiście inaczej niż teść by sobie tego życzył (mimo najszczerszych chęci, zwyczajnie nie dało się rady zapamiętać każdej z jego "złotych rad", bo jak wspomniałem, miał swój sposób dosłownie na wszystko), potem po odpowiednim czasie pomalowałem sufit na biało. Dwa razy.

Okazało się, że dwa razy to jednak za mało, widać było, że to jeszcze nie to, kolor nie był jednolity, miejscami tynk chłonął farbę bardziej miejscami mniej. Efekt pracy widziała żona i opowiedziała teściowi. Co się potem działo...

Miałem istny egzamin przy kolacji, w obecności całej rodziny: a jak malowałem? A ile wody dałem do gruntu? A jak długo czekałem? Potem oczyścicie ochrzan że nie było dokładnie według jego wskazówek i to na pewno przez to, oraz powtórzenie jak on by to zrobił. Cztery razy powtórzone.

Na moją ripostę, że przecież pomaluje trzeci raz i będzie w porządku, nakręcał się, powtarzał procedurę i kategorycznie stwierdzał że jakbym zrobił tak jak kazał, to wystarczyłoby pomalować dwa razy. A potem przez najbliższy miesiąc, przy każdej możliwej okazji powracał do tej sytuacji, przy każdym jednym razie kiedy się widzieliśmy, czy to w trakcie remontu, czy przy niedzielnym obiedzie.

Powiecie że mało piekielne, że teść miał prawo się wkurzyć bo weszło więcej materiału, było więcej roboty itp. Tylko wiecie co? Remontowaliśmy moje mieszkanie. Korzystaliśmy z materiałów za które ja płaciłem, a jeśli coś w mojej robocie wyszło nie tak jak miało wyjść - sam to potem poprawiałem.

Remont faktycznie potrwał krócej, ale patrząc z perspektywy czasu - wolałbym pracować dużo dłużej, ale samemu.

remonty rodzina

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (169)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…