Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#86540

przez ~klarissa ·
| Do ulubionych
Kiedy byłam młodą dziewczyną w wyniku przebytych chorób orzeczono u mnie bezpłodność. Lekarze byli zgodni, że samo zajście w ciążę byłoby cudem, a donoszenie ciąży jeszcze większym. Ponieważ wiedziałam to od czasu, gdy byłam nastolatką i niespecjalnie myślałam wtedy o zostaniu matką, przez lata przyzwyczajałam się do tej myśli i całkiem dobrze pogodziłam się z tym faktem. Po studiach oczywiście zdarzały się momenty, kiedy widząc koleżanki w ciąży czy z dziećmi coś mnie w środku kuło, ale mówiłam sobie wtedy, że nie każdy może mieć wszystko i tyle.

Nie ukrywam, że utrudniało mi to kontakt z mężczyznami. Z każdej relacji wycofywałam się, jak tylko wybadałam najmniejszy sygnał, że potencjalny chłopak chciałby w przyszłości mieć dzieci. Dopiero w wieku 30+ za namową siostry postanowiłam jednak spróbować szczęścia i zacząć być szczera z mężczyznami, z którymi się spotykałam. Poznałam wtedy mojego byłego narzeczonego. Zakochałam się bez pamięci i pierwszy raz w życiu czułam, że mogę jakiemuś mężczyźnie zaufać w 100%. Gdy zaczęło się robić poważnie zwierzyłam mu się z mojej bezpłodności. Wzruszył ramionami i stwierdził, że to ojcostwa nigdy go nie ciągnęło, więc nie jest to dla niego problem. Czułam, że wygrałam los na loterii.

Przez 3 lata żyliśmy jak w bajce, oboje robiliśmy karierę, nieźle zarabialiśmy, więc dużo podróżowaliśmy, ogólnie dobrze się bawiliśmy. Ale kłucie w sercu na widok ciężarnych kobiet i dzieci było dla mnie coraz bardziej uciążliwe. Zwierzyłam się z tego kiedyś koleżance z pracy i ona pierwsza poruszyła ze mną temat adopcji. Nigdy o tym nie myślałam, bo wydawało mi się, że nie potrafiłabym pokochać obcego dziecka i zamiast dać mu kochającą rodzinę, wyrządziłabym mu krzywdę. Jednak gdy koleżanka wyznała, że sama została adoptowana i nigdy nie odczuła ze strony swoich adopcyjnych rodziców, że jest obca, stwierdziłam, że warto na ten temat pomyśleć i porozmawiać z partnerem.

Był szczerze zdziwiony tym pomysłem, ale przyznał, że już kiedyś o tym myślał, ale aby mnie nie ranić nic o tym nie wspomniał. Postanowiliśmy zainteresować się tematem. Po kilku tygodniach byłam już pewna, że chciałabym chociaż spróbować. Krótko po tym mój partner mi się oświadczył, przyznając, że decyzję o staraniu się o adopcję tylko przyspieszyła jego zamiar poproszenia mnie o zostanie jego żoną.

Po zaręczynach jak najszybciej chciałam zorganizować wesele. Mój narzeczony nie chciał się jednak spieszyć, powtarzał, że skoro mamy być rodziną to jeszcze się wyszalejmy, pożyjmy... Tak minęły kolejne 2 lata.

Tu muszę dodać, że z rodzicami narzeczonego zawsze miałam świetny kontakt. Nie rozmawialiśmy nigdy otwarcie o mojej niepłodności, bo narzeczony twierdził, że jego rodzice wiedzą, że nie chce mieć dzieci, więc nie dojdzie do krępujących pytań i nie musimy poruszać bolesnego dla mnie tematu. Nie chcieliśmy im też mówić o planach adopcji dziecka, aby nie zapeszać. W pewnym momencie zauważyłam jednak, że przyszli teściowie stali się dla mnie po prostu niemili. Nie chodzi o to, że zaczęli mnie obrażać, ale kiedy mówiłam coś o mojej pracy, inaczej niż wcześniej, wzdychali i mówili na przykład:

- Dziecko, a ty nie myślisz o niczym innym, tylko o pracy. Tyle ciekawszych rzeczy w życiu jest a ty tylko praca i praca...

Pytałam mojego narzeczonego, skąd ta zmiana, dlaczego nagle krytykują mnie za robienie kariery i traktują obcesowo. Nigdy nie potrafił na to pytanie sensownie odpowiedzieć.

Pewnego dnia narzeczony poprosił o rozmowę. Zerwał ze mną. Powiedział, że już nie czuję do mnie tego co wcześniej, że nie jest pewien, czy chce ze mną być, a poza tym nigdy nie chciał być ojcem i czuje się przeze mnie oszukany, bo mieliśmy nie mieć dzieci, a mi zachciało się adopcji.
Nie będę opisywać, jak się czułam, myślę, że każdy może sobie wyobrazić, jak bardzo mnie to zraniło. Zawalił się cały mój świat. Dopiero po kilku miesiącach przestałam płakać po nocach i liczyć na to, że zadzwoni, przeprosi, wytłumaczy...

Około półtorej roku po zerwaniu zadzwonił mój były narzeczony. Nie odebrałam. Bałam się, że cokolwiek nie powie, rozdrapie ledwo zabliźnione rany. Tego samego dnia zadzwoniła do mnie siostra. Powiedziała, że mój były do niej dzwonił, chciał dowiedzieć się co u mnie słychać i dlaczego nie odbieram od niego telefonu, chciał podobno tylko porozmawiać i sprawdzić, co u mnie, bo ma wyrzuty sumienia. Po kilku dniach przemyśleń oddzwoniłam do niego i dałam zaprosić się na kawę.

Na spotkaniu mój były najpierw kręcił, wypytywał, co u mnie, jak się czuję. Po pytaniu z mojej strony, co u niego słychać, najpierw kręcił, wymigiwał się odpowiedzi. W końcu przyznał, że po tym jak się rozstaliśmy niemal natychmiast związał się z inną kobietą i kilka tygodni wcześniej został ojcem. Poczułam się jakby ktoś uderzył mnie w głowę czymś ciężkim. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, trzęsły mi się ręce. Widząc, jak na mnie podziałała ta wiadomość zaczął się gorączkowo tłumaczyć, przepraszać. Powiedział, że wiedział, ze jego rodzice chcą wnuka, ale nigdy nie zaakceptowaliby obcego dziecka i chciał im dać prawdziwego wnuka. Okazało się też, że gdy byliśmy jeszcze razem specjalnie prosił ich o nieporuszanie tematu dziecka, zrzucając naszą bezdzietność na mój pracoholizm i chęć robienia kariery. Nie byłam już w stanie nic powiedzieć. Czułam, że za chwilę się rozpłaczę. Po kilku minutach ciszy, gdy miałam już łzy w oczach, zapytał, czy chcę zobaczyć zdjęcia jego dziecka...

Minęły prawie dwa lata od tej chwili, a ja do tej pory dochodzę do siebie. Dopiero przed kilkoma miesiącami zaczęłam inaczej myśleć o swoim życiu, mieć nadzieję, że może znów kogoś poznam, a może nawet spełnię marzenie o adopcji dziecka. Nie wiem, co się dzieje u mojego byłego. Pisał do mnie jeszcze kilkakrotnie, pytając co u mnie słychać. Nie odpisywałam, ale wiem, że dzwonił też do mojej siostry pytając, czy kogoś mam i czy nie pomogłaby mu się ze mną spotkać.

Do dziś nie potrafię zrozumieć, jak można być tak zakłamanym i być tak bawić się uczuciami drugiej osoby, którą podobno się kocha...

miłość?

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (202)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…