Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87250

przez ~Robsoniasty ·
| Do ulubionych
"Dasz palec, wezmą całą rękę." Prawda stara jak świat, cały czas aktualna.

Niedaleko mojego miejsca pracy jest market. Codziennie przed południem chodzę tam sobie po coś do jedzenia. Wychodząc pytam na głos w biurze, czy ktoś coś chce. Pracuje nas 5 osób. Czasami ktoś chce np. tylko coś z pieczywa, czasami jakiegoś pączka czy drożdżówkę do kawy, często nikt nic nie chce.

Od jakiegoś czasu pracuje z nami Pani Teresa. Jej postać to materiał na oddzielną historię. Kilka tygodni temu w tym markecie była promocja na cukier. Jednego, konkretnego dnia kosztował 1.59 za kilogram (był limit zakupu 10 kg na paragon). O promocji było wiadomo już wcześniej z gazetki promocyjnej. Był to okres, kiedy jeszcze robiło się przetwory, więc było więcej niż pewne, że do południa nie będzie już ani kilograma. W związku z tym wybrałem się do sklepu wcześniej niż zwykle, o czym rozmawialiśmy w biurze.

Kiedy zacząłem się szykować do sklepu Pani Teresa wstała i wywiązał się mniej więcej taki dialog:
- Panie Robercie, ja pójdę z Panem, to weźmie i mi Pan, to już 20 kg będę miała.
- Ale Pani Tereso, jest limit 10 kg na paragon...
- Noo, to weźmie mi Pan 10 kilo, i ja sobie wezmę drugie 10.
- Ale ja biorę dla siebie już 10 kg...
- A po co Panu tyle cukru? Przetworów Pan nie robi! A u mnie cukru mnóstwo idzie!

Powiedziała to wszystko takim tonem, jakby moim obowiązkiem było zrezygnować z zakupu tego cukru dla siebie, a kupienia jej. Wkurzyło mnie to, ale odpowiedziałem tylko żartobliwie:
- Przetworów nie robię, ale bimber... to już co innego!
- Czyli nie weźmie mi Pan?
- No nie...
- Dobrze...- powiedziała to takim tonem, że już wiedziałem, że będzie jazda.

Ze 3 dni chodziła oburzona, a jak coś od niej potrzebowałem (oczywiście na drodze służbowej), to zachowywała się wobec mnie jak stereotypowy urzędnik: "później.", "nie mam czasu teraz" itd. itp. Dodatkowo jakieś przytyki, kiedy przyniosę do pracy tego swojego bimberku, że na pewno wszyscy chętnie spróbują. Olałem ją ciepłym moczem, sprawa jakoś rozeszła się po kościach.

Kilka dni temu wychodzę do sklepu i standardowo pytam, czy ktoś coś chce. Pani Teresa, że tak, po czym wyciąga z torebki gazetkę promocyjną :) Ja stoję i czekam, myśląc, że chce mi pokazać o jaki konkretnie produkt chodzi (wcześniej tak bywało), ona jednak kartkuje tą gazetkę, i widząc moje pytające spojrzenie mówi:
- Pan sobie weźmie lepiej kartkę i długopis, bo nie wiem czy Pan zapamięta.
- A to aż tak skomplikowane zamówienie Pani ma?- zażartowałem
- Nie no, ale będzie tego pewnie z 10 rzeczy.
- Aaa, tak to nie...
- Jak to nie?!- oburzyła się jakbym jej matkę obraził
- No tak to. Pytając się, czy ktoś coś chce, mam na myśli jedną, czy 2 rzeczy, a nie robienie komuś zakupów.
- No ale dlaczego nie?!
- Bo nie jest Pani schorowaną staruszką, czy osobą niepełnosprawną.

No i powtórka z historii- foch na kilka dni.
I żeby nie było- ja nie mam problemu z kupieniem komuś pączka, czy parówek na drugie śniadanie, skoro i tak idę (tym bardziej, że każdy potem skrupulatnie się rozlicza ze mną), ale nie mam zamiaru być czyimś sługusem. A nasza cwana gapa sobie sprytnie wymyśliła, że jak coś to mnie szef zobaczy z reklamówką zakupów, i pomyśli, że to ja taką prywatę w godzinach pracy odstawiam (wcześniej co prawda nigdy nic nie usłyszałem za te wyjścia po 2. śniadanie, ale kto wie), a ona już nie będzie stać w kolejkach do kasy po 16-tej. tylko prosto do domku pojedzie.

praca sklep

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 169 (171)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…