Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87319

przez ~BeHind ·
| Do ulubionych
O piekielnościach związanych z pożyczaniem pieniędzy czytałem już tu sporo historii. Ostatnio spotkałem się jednak z "ciekawą" postawą. Mianowicie z postawą w stylu "skoro masz pieniądze, to czemu upominasz się u mnie o zwrot długu?!"

Mam dobrego kolegę, Mariusza. Pochodzi z zamożnej rodziny. Nie jakiejś przesadnie bogatej, typu "2 razy do roku wakacje w tropikach, a na 18-stkę auto za pół miliona". Po prostu mają ładny dom i podwórko, dobre auto, chodzą w porządnych ciuchach (nie jakieś t-shirty po 1000 pln, ale takie po ok. 100). W okolicy są szanowani, ponieważ widać jak ciężko od lat pracują na to wszystko całą rodziną, prowadząc wspólnie biznes. Nigdy też nikt kto u nich pracował nie skarżył się, że chcieli go oszukać, czy wyzyskać.

Jakiś czas temu Mariusz postanowił kupić sobie nieco droższą "zabawkę". Nie chciał jednak brać na to pieniędzy "firmowych", aby uniknąć niepotrzebnych sprzeczek z rodzicami, tylko podliczył swoje zaskórniaki, plus postanowił odzyskać pieniądze od swoich dłużników. Koledzy i kuzyni pożyczali od niego pieniądze, a Mariusz przez długi czas się nie upominał o zwrot, ponieważ uważał, że to dłużnik powinien sam się zgłosić. Teraz spisał ile kto jest mu winien, i skontaktował się z dłużnikami, mówiąc, że potrzebuje gotówki i zależy mu na jak najszybszym zwrocie pożyczki. Były to kwoty od kilkuset do 2000 złotych. Z większością osób nie było problemu - szybko oddali przepraszając, że zapomnieli, że mieli niespodziewane wydatki itp.

Wyjątek stanowiło dwóch kolegów. Obaj zaczęli opowiadać, jak ciężką sytuację finansową teraz mają, i że nie mają jak oddać.

Pierwszy z nich był dłużny 1000 pln. Chłopak po studiach inżynierskich, dostał dobrą pracę. Co prawda wynajmował mieszkanie, ale nie zabierało mu to połowy pensji, ponieważ zarabiał naprawdę dobrze jak na swój wiek. Chwalił się, ile to nie wydaje miesięcznie na używki, w tym na "zielone", i do jakich to knajp nie zabiera lasek, na których chce zrobić wrażenie. Tysiąca złotych jednak nie ma oddać. Może cykać w ratach po 200. Złożyło się tak, że Mariusz spotkał się z nim na jednym z parkingów chwilę po tym, jak zmienił auto. Dłużnik zachwycał się autem i zapytał, ile takie cacko kosztuje. Gdy usłyszał odpowiedź powiedział niby w żartach "Kurła, auto za prawie 70 tysi kupujesz, a ode mnie o tysiaka się upominasz?!". Pomijając fakt, że auto kupili rodzice Mariusza, to co ma jedno z drugim? Jak kogoś stać na auto za 70 tys. to znaczy, że ma machnąć ręką na tysiąc, który jesteś mu winien?

Drugi kolega był winien 500 pln od około 3 lat (!). Koleś mieszkał z rodzicami i pomagał im w prowadzeniu biznesu. Ogólnie nie żył może na takim poziomie jak Mariusz, ale biedy też nie było po nim widać - studia w innym mieście, wycieczki, koncerty. Nie angażował się jednak w tą działalność. Robił swoje i jechał do domu grać na konsoli, przez co nie miał najlepszych kontaktów ze swoim ojcem, który rozkręcił ten biznes od zera i teraz harował, aby to jak najlepiej się kręciło. Kolega w końcu stwierdził, że ma dosyć "starych" i ich zrzędzenia, i poszedł po prostu do innej pracy. Chwilę później okazało się, że jego rodzice kilka lat wstecz kupili mieszkanie, jako lokatę kapitału. Najemca akurat zrezygnował, więc kolega zaproponował, że się usamodzielni i wprowadzi tam. Rodzice mu na to, że spoko, niech sobie sam opłaca rachunki i niech sobie tam mieszka i się uczy życia.

Kiedy Mariusz się do niego zgłosił po zwrot długu, ten zaczął płakać, jak to nie ma pieniędzy. Kiedy usłyszał kontrargumenty zaczął się zarzekać, że po wypłacie odda chociaż 200. Nie oddał nic, usprawiedliwiając się jakimiś tam niespodziewanymi wydatkami. I tak co miesiąc, złoszcząc się na to, że Mariusz nie rozumie jego sytuacji. Mariusz mu odpowiedział, że jest mu winien te pieniądze od około 3 lat, i że przez ten czas można zorganizować tak zawrotną kwotę jak 500 pln.
Jakiś czas później do Mariusza dotarło pocztą pantoflową, że tamten opowiada do wspólnych znajomych, jaki to Mariusz jest zły, bo upomina się u niego o 500 złotych, a wszyscy doskonale wiedzą, że ma pieniądze.

Nie jestem w stanie zrozumieć tego argumentu. Pożyczyłeś, to oddaj. Nie ważne, czy ktoś nie ma na chleb, czy ma miliony na koncie. Dług to dług. Mariusz dostał życiową nauczkę, i zapowiedział, że teraz bardzo rygorystycznie będzie dobierał osoby, które zechcą cokolwiek od niego pożyczyć.

A teraz jeszcze na deser - Mariusz ma sąsiada, Marka. Marek nie ma zbyt dobrej opinii w okolicy. Zawsze źle się uczył, nadużywał alkoholu, miał problemy z prawem. Stracił nawet prawo jazdy za jazdę po pijaku. Z Mariuszem znają się od dzieciaka, jest między nimi rok różnicy, i chociaż nie są w zażyłych relacjach z racji na inne podejście do życia, to ich kontakty są poprawne. Marek też czasami pożyczał od Mariusza pieniądze. Jednak jak powiedział, że po wypłacie odda, to 1. czy 10 dnia miesiąca przychodził "Ile byłem winny? 100 czy więcej? Bo kojarzę 100, ale jak coś jeszcze było to śmiało mów." Oddawał pieniądze, mówił "Dzięki". Często też jak przychodził oddać te pieniądze, to przyniósł chociażby po głupim piwie za 3 pln. Raz miał jakiś tam dołek finansowy, to przyszedł i zapytał Mariusza, czy mógłby poczekać do następnej wypłaty, bo mógłby oddać teraz, ale wtedy musiałby mocno zaciskać pasa. I nie chłopak po studiach, z dobrego domu, a potrafił zachować się znacznie bardziej w porządku.

pieniądze

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 229 (237)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…