Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87403

przez ~cierpieniamlodegostudenta ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się dziś historia z czasów studenckich.
Będzie długo.

Na moim kierunku wykładała pewna Pani Profesor, kobieta w średnim wieku, o której surowości i wygórowanych wymaganiach krążyły na wydziale legendy. Postanowiłam jednak zaryzykować i zapisać się do niej na jeden z przedmiotów do wyboru, który mnie zaciekawił.

Na zaliczenie od grupy wymagane było przeprowadzenie debaty w drużynach. Zostaliśmy podzieleni na trzy drużyny, plus jedna osoba miała być moderatorem debaty. Zgłosiłam się do tej ostatniej roli. Pani Profesor spytała mnie, czy na pewno sobie poradzę, bo to bardzo dużo pracy. Niefortunnie, odpowiedziałam, że owszem, i że będzie mi z tym łatwiej niż z pracą w drużynach, ponieważ studiuję na drugim kierunku i pracuję, i przez to łatwiej jest mi znaleźć czas z samą sobą niż z trzema innymi osobami.

To był mój pierwszy błąd.

Pani Profesor oburzyła się wielce. Ależ w takim razie ktoś inny powinien zostać moderatorem! Przecież pani zdecydowanie nie ma czasu! Pani się nie zdąży przygotować! Hm, nie zdążę? Był październik, debatować mieliśmy pod koniec stycznia. Ostatecznie przekonałam Panią Profesor, że w trzy miesiące jednak zdążę. Miałam pokazać się na jej dyżurze miesiąc przed debatą, żeby dogadać szczegóły.

W grudniu wybrałam się na ów dyżur. Nie zaczęłam jeszcze przygotowywać się do tej debaty, zostawiłam sobie to na przerwę świąteczną. Zresztą zostało mi do niej półtora miesiąca, a temat nie był wymagający.

Pani Profesor przywitała mnie chłodnym tonem i groźną miną. W gabinecie była jeszcze inna dziewczyna (D) z mojej grupy, ulubienica Pani Profesor, która akurat zaliczała nieobecności. Gdy weszłam, chciała opuścić gabinet, jednak Pani Profesor nakazała jej zostać. Obie się zdziwiłyśmy. Ale cóż, usiadłyśmy.

I się zaczęło.

PP: Ja słyszłam od pani D, że pani jeszcze nie przekazała grupie materiałów do debaty. Że nie przygotowała pani wystąpień i nie ćwiczyła ich z drużynami. Przecież zostało już bardzo mało czasu! Kiedy zamierza to pani zrobić?

No wcięło mnie! To JA mam przygotowywać ludziom wystąpienia?! I je ćwiczyć?! A Pani Profesor cisnęła dalej.

PP: Spytałam panią D, czy państwo się przygotowujecie do debaty, czy drużyny otrzymały przygotowane przez panią materiały, a dowiaduję się, że nic jeszcze pani im nie wysłała! Że oni nie mają przygotowanych wystąpień! Że nie przekazała im pani pytań! Kiedy pani przeprowadzi próbną debatę w takim razie? Jest już bardzo mało czasu, jak to sobie pani wyobraża, że będziecie to robić na ostatnią chwilę? Czy pani ma już gotowe pytania?
JA: ...nie, nie mam pytań...
PP: To jest niewyobrażalne! Pani jest nieodpowiedzialna! Jest pani nieprzygotowana do pracy! Ja wiedziałam, że pani nie będzie miała czasu, ale nie rozumiem, dlaczego się pani zgłaszała do roli moderatora? Skoro pani też wiedziała, że nie ma czasu i nie uda się pani tego zrobić?
JA: Ale do debaty zostało sześć tygodni...
PP: Drużyny powinny już ćwiczyć z panią wystąpienia! Czy pani rozumie, że przez panią cała grupa dostanie gorsze oceny? Że przez panią wszyscy mogą nie zdać? Nigdy w czasie mojej kariery nie spotkałam się z taką nieodpowiedzialnością!

Czaicie?!
Według Pani Profesor moderator debaty powinien:
1. przygotować źródła i materiały opisujące temat debaty,
2. przygotować listę pytań i szkic wystąpień dla debatujących,
3. sprawdzić teksty tych wystąpień i pomagać je napisać,
4. przeprowadzić próbną debatę (!), zadawać pytania, które wcześniej przygotował, i wysłuchać wystąpień,
5. pomóc w poprawie wystąpień,
6. sprawdzić, czy wszyscy się ich nauczyli,
7. przeprowadzić docelową debatę w taki sam sposób, to znaczy zadawać pytania z listy, którą wcześniej przekazało się debatującym, i wysłuchać tych wystąpień, które pomagało się im napisać.

Czyli ja mam odwalić robotę za całą grupę, a oni mają tylko nauczyć się kilku zdań na pamięć i wyrecytować je, kiedy ich wywołam.
I to się nazywa DEBATA.

Pani Profesor produkowała się dalej na temat mojej niewybaczalnej nieodpowiedzialności, przez którą wszyscy obleją jej przedmiot. W końcu stwierdziła:

PP: Ja już pytałam panią D, ponieważ była w mojej grupie na innym przedmiocie rok temu i prowadziła wtedy debatę, czy w takiej sytuacji mogłaby przejąć rolę moderatora, bo ja wiem, że ona ma już doświadczenie i sobie poradzi. Ale nie wiem, bo zostało już bardzo mało czasu i to by było dla pani D zbyt duże obciążenie! Ale chyba muszę panią poprosić, pani D, o to poświecenie, bo jak pani widzi aktualna moderatorka w ogóle nie wywiązała się ze swoich zadań.
JA: Dobrze, to niech D po prostu zostanie moderatorką debaty.
PP: Ale nie wiem! To jest ogromna odpowiedzialność, a pani D już i tak wykonała zadania poza swoją rolą, bo sama sobie znalazła materiały, co jest przecież rolą moderatora.

I taka rozmowa trwała BITĄ GODZINĘ, z zegarkiem w ręku. Ja szybko się poddałam i chciałam po prostu oddać tę prestiżową rolę D, D starała się nie odzywać, a Pani Profesor załamywała ręce nad moją beznadziejnością. W końcu ustaliłyśmy, że D zostanie moderatorką, za co Pani Profesor wylewnie jej dziękowała i przepraszała sto razy, że obarcza ją tak wielką odpowiedzialnością na ostatnią chwilę (półtora miesiąca przed, przypominam).

Ostatecznie "debata" odbyła się według wizji Pani Profesor. Tylko "próbnej debaty" nie było, bo grupa zgodnie wyśmiała ten pomysł. Moderatorka D zdawała nam pytania, które wcześniej nam przesłała, i wywoływała nas po kolei do odpowiedzi, a my recytowaliśmy wyuczone wystąpienia. Na koniec Pani Profesor ponownie podziękowała D, że uratowała całą grupę w tej trudnej sytuacji, że poświęciła się i tylko dzięki niej wszyscy dostajemy piątki.

A ja do dzisiaj się zastanawiam, co to za rodzaj debaty, gdzie jedna osoba odpytuje uczestników z wyuczonych kwestii i tyle.

studia

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (140)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…