Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#87676

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielna rodzinka i pogrzeb dziadków.

Z rodzinka to najlepiej się wychodzi tylko na zdjęciu.

Właśnie mija rocznica śmierci babci kilkanaście lat temu.

Mieszkam od kilkunastu lat za granica, dowiedziałem się że dziadek ze strony mamy jest bardzo chory, i niewiele mu zostało. Kupiłem bilety do Polski, przyleciałem, ale nie zdążyłem się z dziadkiem pożegnać, zmarł na chwilę przed moim przyjazdem. Przyszło wyprawić pogrzeb, i mimo, że dziadkowie mieli 5 dzieci, i sporo wnuków, jeden oglądał się na drugiego „ja nie wiem jak się pogrzeby załatwia”.

W końca ja, moja mama i jej siostra, wszyscy bez samochodów, wzięliśmy się za załatwianie pogrzebu, pomógł mi znajomy, który wcześniej wyprawiał pogrzeb ojca i wiedział co i gdzie po kolei załatwić. Lekki problem był, ponieważ mieszkamy w mieście, dziadkowie na wsi, zaś ich gmina i parafia z kolei na kolejnej wsi, trzeba było pojechać autobusem, żeby załatwić wpis w USC i u księdza.

Pozostałe 3 rodzeństwa mieszka, jedna ciotka na tej samej gminnej wsi, i 2 w sąsiednich miastach – nie zrobili absolutnie nic, żeby cokolwiek załatwić, przyjechali na wieczór „na gotowe” i do tego mają samochody. Dziadek umarł latem, nie było większego problemu, ale musiałem jechać autobusem żeby pozałatwiać urzędowe sprawy. Jednak pół roku później w zimie zmarła babcia. Dowiedziałem się, że jest już bardzo słaba, poleciałem do Polski, przynajmniej pożegnałem się z nią w w szpitalu. Nad ranem zadzwonili ze szpitala, coś o 6.45, że babcia umarła, więc z mamą zaczęliśmy obdzwaniać rodzinę i zawiadamiać. Przed 7 rano.

Prośba do jednej ciotki, żeby załatwiła akt zgonu w gminie, księdza, organistę i grabarza, skoro mieszka na tej gminnej wsi gdzie do urzędu ma ledwie kilkaset metrów, tak samo do kościoła. Ciotka na to:
- Ja wam tego nie załatwię. Przyjechał A. to niech załatwia, za ojca załatwiał to wie co i jak.
- Ale ja nie mam samochodu, wy macie.
- Co z tego, że mamy samochód, jak ja nie wiem jak się pogrzeby załatwia.
- Ciotka... myśmy zorganizowali pogrzeb dziadka pół roku temu, i ciężko jest bez samochodu, zwłaszcza jeździć od nas do was na wieś, teraz kolej na kogo innego, to trzeba w parę osób załatwiać, wy załatwcie tam z urzędem i księdzem u siebie, my zaraz idziemy do szpitala po świadectwo zgonu i załatwiamy zakład pogrzebowy. Niech wujek podjedzie do nas po te świadectwo zgonu - to trzeba przedstawić w USC u was i u księdza załatwić. My załatwiamy u siebie, trzeba załatwić w zakładzie pogrzebowym, katering, autobus w PKS wynająć, jest sporo załatwiania.
- Ja nie wiem jak się to robi, ja chora jestem, ja nie mogę.
- No tak, jak dziadki żyli i gospodarzyli na wsi, to wszyscy znali drogę do nich, ile mięsa nawywoziliście od dziadków, ile dali pieniędzy na wesela dla ulubionych wnuczek, dali waszej D na studia, na kurs prawa jazdy, na wesele, a teraz nie ma komu pogrzebu im wyprawić??? Znowu my?
- Wy wiecie jak się to załatwia, my nie wiemy, ja nigdy nie załatwiałam pogrzebu, ja wam tego nie załatwię.
- To nie nam nie załatwisz, tylko własnej matce pogrzebu nie załatwisz.

Rozmowa z kolejnymi kuzynami taka mniej więcej sama, oni nie wiedzą jak pogrzeb załatwić, przyjadą na wieczór.
Mrozy nad ranem po -20, ja nie mam samochodu, jedyna ciotka co przyjedzie pomóc, mieszka ze 40 km, i też nie ma samochodu, ale zaraz wzięła wolne w pracy i jedzie autobusem do nas. Poprosiłem znajomego co pracuje w szpitalu przeważnie na nocne zmiany, a ma samochód, o pomoc w podwiezieniu na wieś gdzie pozałatwiamy formalności, oczywiście nie za darmo. W USC załatwiliśmy akt zgonu bez problemu, ale plebania okazała się zamknięta na głucho, bez żadnej informacji. Jakiś przygodnie spotkany mężczyzna powiedział, że księża teraz na wioskach jeżdżą „po kolędzie” i sprawy kancelaryjne, załatwiać można jedynie po południu. Ciekawe, że ciotka co mieszka na tej wsi nam tego nie powiedziała. Zaprowadził nas do gospodyni księży, a ta poinformowała, że proboszcz właśnie pojechał w pilnej sprawie do biskupa, wikary zaś jest „po kolędzie” na jednej z okolicznych wsi. Nigdy tam nie byłem, śniegu nasypało, znajomy niezadowolony, bo jazda autem na wiejskiej drodze w niezłych zaspach to prośba o utniecie w śniegu.

Znaleźliśmy księdza, ale ten od razu powiedział, że teraz z pogrzebem to lekki kłopot, bo proboszcz musi jeździć do biskupa w jakiejś tam ważnej sprawie, on sam jeden wikary nie ogarnia w pojedynkę „kolędy” a tu jeszcze pogrzeb w środku tego wszystkiego. Poprosił o przyjazd po południu, bo musi uzgodnić z proboszczem, a komórka proboszcza wyłączona, żeby uzgodnić termin pogrzebu na telefon. Zatem nic nie ustalone, w której wyprowadzenie trumny, powrót do domu, jeżdżenie do PKSu, ale znowu nie wiadomo, o której zamówić autobus dla żałobników bez samochodów, załatwianie w KRUSie zasiłku pogrzebowego.

Po południu znów wyjazd do księdza, tym razem udało się załatwić z księdzem i to szybko, na ostatnią minutę w gminie przed zamknięciem urzędu wynajem świetlicy gminnej na stypę, no i został organista i grabarz, z organistą nie było problemu, ale z grabarzem, panem P.:
- Panie, ja dopiero co wróciłem ze szpitala, po operacji jestem, nie wolno mi nic ciężkiego robić, ja ledwie z łóżka wstaje, panie ja nie mogę.
- Jak to? To kto teraz groby ma kopać?
- A bo ja wiem, teraz nie mogę, ale taki S. też groby kopał kiedyś, może on, bo ja nie dam rady, ja sam ledwie żywy i ciekawe kto mnie pochowa.

U pana S. rozmowa:
- Panie, ale ja grobów to mało co kopałem, ja tylko tak na zastępstwo jak P. nie mógł.
- No to pan wykopie???
- Panie, ale mrozu jest na 20 stopni, ziemia zamarznięta na metr, tu łopatą i kilofem nie da rady.
- To jak kopać?
Bo ja wiem, na takie coś to, to P. (główny grabarz) to bierze agregat prądotwórczy i wiertarką udarową grudy rozbija, tylko tak się da, bo panie... rozpalanie ognia to nic nie daje.
- No to trzeba tak.
- No trzeba panie, ale mróz jest, to nie tak prosto, to taka sprawa będzie więcej kosztowała niż latem, narobić się trzeba, i agregat pożyczyć, ja wiertarkę udarową mam.

Tu padła suma, za jaką pan S zgodził się wykopać grób, dostał szczegóły gdzie konkretnie leży na cmentarzu nasz dziadek, i gotówka przeszła z ręki do ręki.

Zakład pogrzebowy wystawił babcię w trumnie już w samo południe, pierwsi zjawili się obcy ludzie, ale co znali babcię, trzeba było załatwić żałobników co umieją prowadzić pogrzeby te różance i modlitwy, ci ludzie przyszli, zaś najbliższa rodzina, własne dzieci i wnuki „ulubione wnuczki” pojawiły się dopiero na wieczór coś po 19stej. W międzyczasie trzeba było znaleźć kuzynów zmarłej babci, chciała żeby byli na jej pogrzebie, a ona pochodziła z takiej lekko odległej wioski...

Telefony na biura numerów nic nie dały, nie chcieli udzielić informacji o numerach, jeśli nie podamy pełnych adresów abonentów, nic nie pomogło tłumaczenie, że są to nasi dalecy kuzyni, a z książki telefonicznej nie da się ich ustalić, sprawa pogrzebu i trzeba ich powiadomić. Trzeba było dzwonić do przypadkowych ludzi na tej wsi, wziętych z książki telefonicznej, wyjaśniać sprawę pogrzebu i prośby zmarłej osoby o kontakt, Trochę to trwało, ktoś tam było pomocny, poszedł do kuzynów, powiadomił, dało się dodzwonić i pogadać po może i po ponad 20 latach nie widzenia się przyjechali na pogrzeb.

Ciotka co mieszka od nich ledwie parę km, i ma samochód w domu, do tego wnuczki mają samochody, nic a nic nie chcieli tam pojechać na tę wieś i poszukać tych dalszych kuzynów i powiedzieć im o pogrzebie, trzeba było dzwonić do przypadkowych ludzi i prosić ich o pomoc w powiadomieniu.
Na pogrzebie babci, w sumie podobnie jak i u dziadka, ulubione wnuczki siedziały gdzieś z tyłu, opowiadanie sobie ploteczek, chwalenie się najnowszymi komórkami, puszczanie sobie dzwoneczków na komórki i żarcie ciasta, i jedzenia przygotowanego dla żałobników, modlenia się za zmarłą babcie jakoś wśród nich nie było.

Po pogrzebie dowiedziałem się od kuzynów, jak źle pogrzeb zorganizowałem, bo rodzinka bywała na innych pogrzebach dużo lepiej zorganizowanych, a tu trumna nie taka, jedzenie nie takie (ciekawe zatem czemu tak żarli ciasta ze aż zabrakło, a po stypie ochoczo szukali pudelek co tu zabrać ze sobą to co zostało), a do tego gadki tego jak ja się wzbogaciłem na zasiłku pogrzebowym, bo powinienem podzielić to na rodzinę.... suma coś trochę ponad 4000 pln... Kto pogrzeby wyprawiał, wie na ile to starcza... Faktura z zakładu pogrzebowego długa na ileś pozycji, a to odebranie ciała ze szpitala, przygotowanie ciała do pogrzebu, trumna, wieńce, wynajęcie sali pogrzebowej, transport do miejsca pochowku, dobrze, że babcia kupiła sobie wcześniej ubranie pogrzebowe, więc taniej wyszło niż zakład pogrzebowy by ubrał w swoje... ksiądz, organista, grabarz, katering, wynajęty autobus PKS...to niestety ten zasiłek pogrzebowy to za mało, trzeba było dołożyć, a rodzinka wydziwiała, że ja „się wzbogaciłem”. I jaki lichy pogrzeb zorganizowałem, jak babcia źle w trumnie wyglądała, a jaka słaba trumna, a co tylko... tyle, że babcia sobie kupiła ubranie do pogrzebu wcześniej, została w tym pochowana co chciała, i obcy ludzie chwalili że bardzo dobrze w trumnie wygląda, a własna rodzinka krytykowała ...nikt z nich palcem nie kiwnął w sprawie pogrzebu, przyjechali na gotowe, poza jedną ciotka.

Jak dziadki żyli i gospodarzyli, ciągle jeździli tam, bagażniki mięsa wywozili, gotowych kiełbas, szynek, boczków, pasztetów i wszelkich wyrobów, ciast i przetworów... wiadomo jakie są smaczne babcine przepisy, ile to babcia nachodziła się na lasach za grzybami, potem marynowała, suszyła, robiła świetne bigosy, ciasta, rodzinka zajeżdżała, wywozili wszystko. Jak już dziadkowie na zdrowiu podupadli i przestali gospodarzyć, a pobierali emerytury, to pielgrzymki były na drugi dzień po listonoszu. Po pieniądze, bo dziadki dawali.
Ile to dziadek drzew powycinał w naszym lesie i sprzedawał, a pieniądze ulubionym wnuczkom, na wesela, na studia „wy młode małżeństwo to wam trzeba pieniędzy, mi staremu już nie trzeba”. Tylko jak przyszło dziadków wyprawić w ostania drogę to ulubione wnuczki i dzieci nie miały na to czasu i chęci.

Na wsi gdzie są pochowani mieszka jedna ciotka i jedna z ulubionych wnuczek, czyli D. Raz przeszła tam niezła wichura i nałamała drzew w okolicy, dostaliśmy wiadomość, że na cmentarzu połamane drzewa połamały parę pomników, telefon do D.
- Słyszeliśmy, że tam u was wichura nałamała drzew na cmentarzu, pomniki są połamane, może połamało u naszych dziadków i pradziadków.
- Ja nic nie wiem.
- No to się może przejdź na cmentarz, zobacz co tam u naszych czy całe, masz niedaleko z domu, widzisz cmentarz
- Ja tam się boję po cmentarzach chodzić.
- No to z mężem możesz iść, nikt was nie napadnie.
- Męża nie ma.
- A gdzie jest?
- Poszedł do znajomego coś załatwić.
- No to jak wróci to możecie pójść.
- Głowę właśnie umyłam, przecież z mokrą głową nie pójdę na dwór.
- No to może jutro, warto się dowiedzieć czy pomniki całe, może tam kamieniarza trzeba wzywać i naprawiać.
- Dziecko mam chore, jestem na zwolnieniu, nigdzie nie mogę pójść.
- To wy chodzicie na ten cmentarz do dziadków?
- Matka z ojcem chodzą na 1 listopada.
- A ty?
- A ja po co?

Taka gadka z kuzynką D. co to była ulubioną wnuczką dziadków, ile jej dali pieniędzy na wesele, na studia, na kurs prawa jazdy, drzewa z lasu na budowę domu, jak żyli to co chwilę wpadała do nich po coś, po pieniądze, ale jak dziadki są już na cmentarzu to drogi do nich nie zna, mimo, że z okna widzi ten cmentarz, z pół kilometra od domu.

Inni kuzyni tak samo, jak dziadkowie żyli to co rusz do nich zajeżdżali, wywozili bagażniki pełne mięsa i przetworów, i po pieniądze. Jak się wesela zbliżały to dziadki dawali mięso, opłacali księdza, wódkę i orkiestrę, do tego w sam dzień wesela spory prezent pieniężny, ale jak dziadkom się pomarło, to żaden z nich nie chciał nic przy pogrzebie załatwić, do tego jak pojadą na groby to jedynie na 1 listopada, ale nic wcześniej żeby pomniki poczyścić.
Pogrzeby musiał wyprawić wnuczek co go dziadki za bardzo nie lubiły i niewiele dały.

Dzwoniłem do mamy i pytałem się jak tam rodzinka modli się za dziadków, czy zamawiają msze za nich, a tu się okazało, że trzeba im przypominać, kiedy dziadki umarli, i z ich strony pytania „a to teraz rocznica?” Tak pamiętają... Tylko jak się kiedyś wesela szykowały, to każdy drogę do dziadków znał dobrze.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 213 (237)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…