Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88082

przez ~madkapolka ·
| Do ulubionych
W temacie macierzyństwa będzie ta oto historia.

Wiadomo, że jeśli się jest rodzicem to robi się wszystko źle. Masz normalny poród i mówisz o jego konsekwencjach? Źle, poród jest cudowny. Masz CC to nie są narodziny, tylko wyodobyciny. Dziecko płacze - to pewnie przez ciebie, albo ktoś je zauroczył, bo nie przypięłaś do wózka czerwonej wstążeczki. Żłobek, przedszkole? To ty powinnaś zostać w domu, i aż do 18 roku życia Maleństwa się nim opiekować.

Ja musiałam zmierzyć się z Piekielną Teściową i siostrą mego męża, z którymi już na szczęście nie utrzymujemy kontaktu.

Moja ciąża, tak jak wszystkie inne w mojej rodzinie, rozwiązała się przed czasem. Ja sama urodziłam się na początku 8 miesiąca, moje dziecię wytrzymało trochę dłużej i doczekało przełomu 8 i 9 miesiąca. Oczywiście wczesne rozwiązanie to była moja wina, bo chodziłam długo do pracy, a powinnam na początku ciąży rzucić L4. Miałam pracę biurową, przy komputerze i lubiłam do niej chodzić, bo poprawiała mi nastrój, a przede wszystkim, motywowała do dbania o siebie.

Gdy urodziło się Maleństwo, nie karmiłam piersią, bo przez to, że trafiło do inkubatora, straciłam praktycznie od razu pokarm. Dodatkowo stresowało mnie to, że moje dziecko jest pod tlenem i nie wiedziałam czy rano będzie wciąż żyło. Baliśmy się z mężem, ale Teściowa oczywiście jeszcze bardziej nas dobijała.

1 - Ona nie może wnuka dotknąć, jak to tak!
2 - Wcześniaki dziewczynki mają lepsze szanse na przeżycie niż chłopcy, to uważajcie.
3 - Jak nie karmisz teraz to potem skąd mleko weźmiesz.
4- "Bo jak ja rodziłam..."

To jedne z jej wielu mądrości. W końcu przyszedł cudowny dzień, gdzie wyszliśmy ze szpitala. W mieszkaniu nagrzane tak, że ja nie wiem z czego się rozebrać, od razu otworzyłam okna. No i za to dostał reprymendę mój mąż, gdy chciał podziękować swojej mamie za pomoc w ogarnięciu mieszkania i zwrócił uwagę, że tak zrobiła ciepło, że musieliśmy otworzyć okna. Na o teściowa "ALE JAK TO TAK Z DZIECKIEM I W LUTYM!". Raz próbowała dziecko bujać w wózku, co o mało nie skończyło się tragedią, bo wózek tak się rozbujał, że dziecko prawie z niego wypadło, a w dodatku dziecko się rozryczało (o tym dlaczego dalej). Od tego czasu, dopóki Młody nie umiał sam jeść i chodzić, babcia była z nim razem z nami, bo baliśmy się jej pomysłów.

Siostra męża posiadająca już dwójkę dzieci, które nie są w ogóle odczepione od jej spódnicy, znowu zwracała mi uwagę, że nie powinnam zostawiać Małego pod opieką ojca, bo on potrzebuje matki! Nasze zmianowe opieki nad dzieckiem przyjęła wręcz z zawałem. To, że dziecko płakało, oznaczało, że koniecznie musi iść na ręce albo być bujane w wózku, co na moje kompletnie nie działało (tylko trzymanie za rękę i głaskanie po niej go uspokajało).

Przegięła w momencie, kiedy ja wyszłam na kawę z koleżankami, zostawiając 4 miesięcznego syna pod opieką ojca i zadzwoniła do mnie, wrzeszcząc do słuchawki, że mój mąż a jej brat, dziecko to zabije, bo facet nie umie zajmować się dzieckiem! Zwróciłam uwagę, że mój mąż umie zająć się własnym synem i nie boję się go zostawiać z dzieckiem samego, bo inaczej tego dziecka bym z nim nie miała.
Gdy zaczęła wyzywać mnie od alkoholiczek rzuciłam słuchawką, bo to przecież oczywiste gdy wychodzę na kawę, to w sekrecie idę się nawalić. Inne dogryzanie podczas rodzinnych spotkań sprawiały mi przykrość, a innych gości peszyły, bo w ruch szły teksty o tym, że nie jestem prawdziwą matką, bo nie karmiłam piersią, bo wróciłam do pracy po 6 miesiącach, a dziecko dałam do żłobka.

Najgorsze co od niej usłyszałam to to, że jak chciałam tak zajmować się dzieckiem jak się zajmuje, to mogłam sobie lalkę kupić. A to tylko dlatego, że ja w przeciwieństwie do niej, miałam czas dla siebie, bo nie bałam się zostawiać dziecka mężowi, ani dać go do żłobka, aby od małego się socjalizował, a ja mogła wrócić do pracy, którą kocham i w której każdy miesiąc się liczy ze względu na ciągłe zmiany w prawie i innych raportach.

W następnych latach stosowaliśmy, jak to się śmialiśmy, zimny chów. Gdy przychodziła pora snu Młodego, szedł on spać do swojego pokoju, a my mieliśmy go pod okiem kamery. Mieliśmy też od początku adoptowanego 4 lata wcześniej niż ciąża, kota, bo nie wyrzucimy pół ślepej Staruszki, gdyż pojawiło się dziecko. Co więcej, Staruszka, Młodego pokochała i go broniła przed obcymi jak własne młode. To jest wszystko źle. Tak samo, że zabieraliśmy Młodego do znajomych albo zostawialiśmy go z nianią, aby wyjść do kina. Tak samo złe było ustalenie godzin spania, bo przecież dziecko ma spać wtedy kiedy chce (co skutkowało u siostry tym, że dzieci siostry wstawały o 3 w nocy wypoczęte, chodziły spać o 12, wstawały na obiad i nie miały żadnego porządku dnia). Złe było czytanie książek z roczniakiem, bo i tak ich nie zrozumie. Gdy Młody się wywrócił, miałam do niego biec i od razu rany dezynfekować. My przyjęliśmy system "a gdzie masz zająca?", czyli odwrócenie uwagi od bólu, od tego, że się leje krew z kolana i dziecko praktycznie nigdy się nie rozryczało, bo upadło, czy się uderzyło.

Gdy Młody poszedł do przedszkola, dostaliśmy reprymendę od teściowej, że przecież on w przedszkolu prywatnym się nic nie nauczy i kto to widział, aby tak małe dziecko uczyć języka angielskiego, skoro po polsku nie umie jeszcze mówić (przedszkole wybraliśmy dwujęzykowe, a dzieci uczą się w nim poprzez zabawę). Bunt trzylatka, Młody przeszedł dość ciężko - testował nasze granice od zanoszenia się płaczem o nową zabawkę czy słodycze, po fazę na nie. Lekarstwo według teściowej - przyłożyć laćkiem to mu przejdzie.

Nie zastosowaliśmy się do tej rady, liczę, że siostra męża też jej nie stosowała. Bunt szybko u nas przeszedł, gdy Młody zobaczył, że nie reagujemy w sposób jaki by chciał.

Podsumowanie tej historii jest takie, że ja jestem ta zła, bo kazałam opiekować się mężowi własnym synem, wróciłam do pracy i jestem zadbana i szczęśliwa. Mam swoje życie, czas na randkę z mężem i wszyscy mamy czas dla siebie. Młody przynosi nam wieści z przedszkola, chodzimy na spacery i dużo się od siebie uczymy. Miło czasem spojrzeć jest na świat oczami dziecka, które nie boi się oddalić kawałek od rodziców na pikniku na łące i pokazać, że znalazł jakaś roślinę czy innego robaczka, a nie robić z dziecka kalekę, która trzyma się spódnicy mamy mimo ukończenia 5 oraz 7 lat i nie zostawiać ich z ojcem, bo przecież on się dobrze takimi "Maluchami" nie zajmie.

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (199)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…