Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88114

przez ~nopemina ·
| Do ulubionych
W ostatniej historii o dyrektorce przedszkola ktoś skomentował, że nie miał pojęcia, jak wygląda rzeczywistość przedszkolna. Oto, co się działo u mnie na praktykach:

1. Dzieci bijące się nawzajem.
Rozmowy na temat uczuć nie pomagały. "Mama mi pozwala". Nie powiesz, że mama się myli, bo podważysz autorytet i rodzice przyjdą na skargę. Nie możesz też pozwolić, aby dziecko dalej biło inne.

2. Dzieci bijące mnie.
Kopanie mnie, skakanie mi na plecy, plucie mnie i wiele innych przykładów - to było normą. Nie mogłam krzyknąć, nie mogłam mocniej złapać dziecko, żeby je odsunąć od siebie, a delikatnie nic nie dawało. Więc dziecko dalej mnie biło, zadowolone, że może. Rozmowa o uczuciach? Patrz punkt 1.

3. Gubienie moich materiałów.
W placówce, w której miałam praktyki, każdy nauczyciel sam zapewniał sobie materiały - ja też. Więc potrafiłam spędzić pięć godzin, przygotowując je (np. takie liczmany - wydrukować je, wyciąć, zalaminować, wyciąć - masa roboty). Wracało do mnie 3/4 materiałów, bo dzieci niszczyły/gubiły/chowały sobie.

4. Widzi-mi-się nauczycielki.
Starałam przygotowywać materiały głównie w weekendy. W któryś poniedziałek, gdy miałam przygotowane wszystko na ten tydzień, nauczycielka stwierdziła, że zmiana planów, na czwartek mam zrobić to i to... Dodała mi tym samym kilka godzin roboty (nie wspominając o tym, że znowu musiałam coś dokupywać). Ostatecznie nie zgodziłam się, miałam gorący okres w pracy i na studiach, więc nie było opcji, że poświęcę kolejne godziny na przygotowywanie mało znaczącej lekcji (coś, co dzieci brały już dwa tygodnie). Podobno pani dyrektor również miała często swoje widzi-mi-się, ale ja ją poznałam tylko z dobrej strony.

5. Zajęcia dydaktyczne.
O ile w młodszej grupie zajęcia dydaktyczne były w porządku, bo jedyne co, to musiałam rozwiązywać problem siedzenia obok mnie (kilka osób chętnych), tak u starszaków zazwyczaj musiałam upominać gaduł, słuchać pyskowania dzieci, rozdzielać ich gdy się bili.

6. Rodzice.
Nie miałam wiele do czynienia z rodzicami, ale historia zasłyszana:
Pewna mama poprosiła woźną oddziałową, aby jej córka dostawała na podwieczorek sam chleb, bo z niczym innym nie chce jeść. Następnego dnia była kanapka z nutellą. Mama przyszła z pretensjami, dlaczego jej córka dostała sam chleb (dziecko nie zgłaszało, że chciałoby z nutellą). Mama kazała dawać normalnie kanapki, nie sam chleb. Następnego dnia poszła do dyrekcji na skargę, że nie uszanowano jej prośby i dziecko dostało kanapkę. Jeszcze następnego dnia poszła znowu na skargę - że dziecko dostało sam chleb.

Bonus:
Na praktykach w szkole miałam bardzo niegrzeczną klasę. Szczególnie popalić dawał jeden ośmiolatek. Nauczycielka powiedziała, że po wpisaniu uwagi rodzice przychodzą do nauczycielki z pretensjami, że ona nie umie się zająć jej syneczkiem, że ona powinna go zainteresować lekcjami (robiłam uczniom na każdych lekcjach grę, czasem nawet po ok 20 min, zawsze rozwalali ją, jeszcze trudniej było utrzymać dyscyplinę). Chłopak chodził po klasie, bił pozostałych uczniów, krzyczał, pluł na wszystkich, ciągle powtarzał, że książek nie ma. Na sprawdziany zawsze był jednak nauczony. No więc ja się postarałam, żeby lekcje były dla niego interesujące. Zagroziłam, że jak nie zacznie normalnie pracować, dostanie 1, za pracę na lekcji. Nie był może tak grzeczny, jakbym chciała, wciąż chodził po klasie, próbował wywoływać bójki, był niemiły dla innych dzieci, jednak zaczął pracować na lekcji. Później też zaczęłam prosić go, żeby mi pomógł, więc ostatecznie udało mi się zapanować w niewielkim stopniu nad nim.

Obecnie kończę studia i podjęłam decyzję, że nie będę pracowała jako nauczycielka. I czuję, że to jedna z lepszych decyzji.

przedszkole

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (185)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…