Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88234

przez ~kuprzestrodzemlodym ·
| Do ulubionych
O pracodawcach i pracownikach można pisać książki. Ja dziś dopiszę do nich swój rozdział o moich niektórych pracodawcach oraz pracodawcach, którzy nimi nigdy nie zostali. Akcja rozciąga się jeszcze na okolice 2017 roku, gdzie realia były trochę inne niż obecnie (podatek zerowy, większa stawka).

1. Pierwsze praktyki w Urzędzie Miasta.
Tu będzie krótko - miał być miesiąc za darmo, a potem za szaloną kwotę 400 zł za miesiąc. Po darmowym miesiącu nikt nie dostawał przedłużenia, a na twoje miejsce wchodzili nowi praktykanci.

2. Drugie praktyki - Kancelaria Notarialna nr 1.
Na praktyki przyjęto mnie z informacją, że skoro brakuje mi doświadczenia w notariacie, a jestem na 3 roku studiów, to oferują mi, że 4 miesiące będę przychodziła na praktyki za darmo, a po 4 miesiącach pomyślimy o umowie zlecenia, bo jako student dzienny mogłam przychodzić w ruchomych godzinach.

Mijają 4 miesiące, potrafię pisać już te prostsze akty, wprowadzają mnie w umowy deweloperskie etc. Pytam co z tym zleceniem. "No na ten moment chcielibyśmy, abyś jeszcze miesiąc praktykowała, żebyś mogła się wszystkiego nauczyć i w spokoju też zdała sesję na studiach".

Mija kolejny miesiąc i kolejny. Temat umilkł, bo nie ma drugiego wspólnika, ale zapłacą mi za tę ilość godzin, którą mam w ewidencji dzienniczka praktyk. Ufne dziecię byłam, a w dodatku to kancelaria znajomych znajomego, więc wierzyłam w ich uczciwość. W dodatku to notariusz - zawód zaufania!
I tak w zaufaniu czekałam do czerwca, gdy postawiłam sprawę na ostrzu noża, zapytując wprost czy mam szansę na pracę, bo muszę się za coś utrzymywać. "No mamy teraz trudną sytuację, remontujemy lokal i nie będzie miejsca na kolejne biurko, ale we wrześniu już na pewno!"

2. Praca - Kancelaria notarialna 2.
Do dzisiaj widzę ogłoszenie o pracy tam, pojawiające się w 3 miesięcznych odstępach. Na plus tej pracy można zaliczyć to, że od wejścia dostałam uop - najpierw na okres próbny, a potem miała być na czas nieokreślony. Nigdy się nie przekonałam czy rzeczywiście czekała na mnie umowa na czas nieokreślony, bo przed końcem okresu próbnego rzuciłam papiery z powodu mobbingu. Uwielbiałam widzieć zdziwione miny klientów, gdy stali obok rejenta, wyzywającego swoje pracownice od idiotek i debili, gdy płacili za akt.

3. Praca - Kancelaria notarialna 3.
No nie nauczyłam się i dalej pchałam się w ten notariat, gdy powinnam już po dwóch poprzednich próbach, porzucić marzenie o byciu notariuszem i zająć się inną działalnością. Ale Rejent był taki miły i wykazywał się zrozumieniem, że studiuję dziennie na 4 roku i chociaż mam mniej zajęć, czasem muszę na uczelnie chodzić. A potem zwolnił drugą pracownicę (z powodu kosztów, bo we dwie nie miałyśmy jego zdaniem nic do zrobienia) i zostałam sama - na przygotowywaniu aktów, przyjmowaniu klientów, obrabianiu poczty, wpisywaniu w ewidencje, zszywaniu aktów i robieniu ich kopii. Dziennie po kilka czynności - w tym deweloperzy. Spadła jakość mojej pracy, bo zwyczajnie było tego za dużo. W związku z tym rejent zatrudnił kolejną dziewczynę, która mimo, że była bardzo sympatyczna, a kontakt mam z nią do dzisiaj, była zerowym wsparciem merytorycznym (dostałam zakaz wpuszczania jej do pisania aktów - nawet poświadczenia podpisu gdzie zmienia się 3 elementy!), bo nie była nawet po studiach, a jej edukacja zakończyła się na liceum. Odeszłam, gdy znowu wrócił temat jak poprzednio, czyli jest mniej klientów - zwolnię tę drugą i zostanie Pani ze wszystkim sama.

4. Krótki epizod w nieruchomościach.
Krótki, bo 10 miesięczny. Miałam super ekipę, która w ciągu tych 10 miesięcy się zwolniła, bo szefowie oszczędzali na zasobach ludzkich i biurowych. Wystarczy powiedzieć, że w lokalu 80 m2 pracowało 30 osób, było archiwum na 10m2, dwa pokoje 2 kierowników po 10 m2 i pokój szefostwa-20 m2. Reszta miała się mieścić na tych 30 m2.

5. Mój obecny pracodawca.
Nie jest źle. Podczas covidu pracowaliśmy zdalnie, ale od czerwca wróciliśmy w pełnym składzie do biura. Nie ma już opcji pracy zdalnej, która była formą, jaką wszyscy polubili - mamy biuro w samym centrum miasta, gdzie korki są gigantyczne, a sama praca nie wymaga od nas stałej obecności w biurze.
Dodatkowo wprowadzono miesięczne oceny pracowników. Tylko w ramach tych ocen wypowiadają się sami szefowie, którzy często widzą tylko efekt - np. dokument do podpisu albo wykres czy była strata, czy zysk. Nie widzą całości pracy, bo siedzą zamknięci w biurach. Stąd jeśli ktoś ma zadanie zlecone od szefostwa-ma lepszą ocenę, bo kontrolują jego wykonanie przez cały proces. Jak ktoś ma zadania stałe, niewymagające ciągłej kontroli np. aneksowanie umów z kontrahentami, negocjowanie ich warunków, to ocenę ma znacznie słabszą, bo mógłby być bardziej efektywny. Odkąd te oceny się pojawiły, praca idzie znacznie gorzej i jest robiona bardziej na pokaz, aby szef zobaczył, że chodzisz, skanujesz, dyskutujesz na temat pracy z innym pracownikiem, bo teraz liczy się efekt wywołany na szefie, a nie rzeczywisty wkład pracy. Dodatkowo punkty można zdobyć za innowacyjność - tylko jak tu być innowacyjnym, gdy umowa musi spełniać konkretne wymogi prawne? Czy (tu przykład koleżanki z sekretariatu)jak innowacyjnie odbierać telefony i przyjmować/wysyłać pocztę albo podawać kawę na spotkaniach?

Trochę to demotywujące...

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (161)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…