Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88320

przez ~98765 ·
| Do ulubionych
Napiszcie proszę co ja, zawalidroga, robię nie tak.

Nie jeżdżę przesadnie szybko, ale na trasach szybkiego ruchu lubię sobie docisnąć sporo poza setkę - normalne w tym miejscu. Mandat z krajowej 50 za prędkość też sobie zapłaciłam :-(
W mieście staram się jeździć nie tyle szybko, co płynnie i uwierzcie mi, nie raz dojeżdżałam na światłach do króla szos, który minutę wcześniej musiał mnie wyprzedzić jadąc niemal na czołówkę.

Jest jednak sytuacja na drodze, która powtarza mi się tak często, że doprowadza mnie do szewskiej pasji.
Jadę ślimakiem i za chwilę wjeżdżam na trasę szybkiego ruchu. Na ślimaku jadę ok. 70 km/h, czwórką - duża prędkość wydaje mi się po prostu niebezpieczna, bo nie wiem jak mocne są zawijasy na ślimaku. Gdy dojeżdżam do głównej drogi nieco przyspieszam, tak do 80-90 km/h. Mam po lewej ciągłą i gdy widzę, że za jakieś 5/7 metrów ciągła się skończy, włączam kierunkowskaz. W momencie gdy po lewej mam już linię przerywaną próbuję zmienić pas i nigdy niemal mi się to nie udaje. Dlaczego? Auto za mną zawsze przy takim manewrze siedzi mi na dupie. Jakiś metr ode mnie. Gdy ja zaczynam skręcać ono automatycznie też. Robi to na swojej ciągłej, skoro ja skręcam w pierwszym możliwym momencie. Odbieram to jako ból dupy, że ktoś jedzie przed nim i to on pierwszy wjedzie na pas.

Ciągła przy wjeździe według mnie to czegoś służy - pozwala zobaczyć autom na drodze głównej te wjeżdżające, ale jak rozumiem tym się nikt nie przejmuje.
Raz widząc takiego delikwenta, zmieniłam pas, dodałam tylko nieco gazu. Zostałam otrąbiona, bo król szos nie zdążył się wcisnąć przede mnie.
O co tu chodzi?

kierowcy wjazd na drogę szybkiego ruchu

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (147)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…