Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88331

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w jednej z restauracji w naszym pięknym kraju i o ile naprawdę lubię swoją pracę, tak uważam, że wiele rzeczy jest co najmniej nie na miejscu i nie powinno w ogóle mieć miejsca bytu. Ale do rzeczy.

Restauracja leży w samym centrum jednego ze średniej wielkości polskich miast i wydawać by się mogło, że skoro mamy dość wysokie ceny wynikające ze specyfiki podawanych przez nas potraw, powinna być to kuchnia i obsługa na jak najwyższym poziomie. A czemu tak nie jest? Już mówię.
Będzie długo, bo i piekielności sporo.

1. MUCHY

Są wszędzie. Dosłownie wszędzie, na sali, na kuchni, na magazynie, w toalecie. Siadają na jedzeniu, na zastawie, na blatach, na nas, na kuchence. I o ile my pracownicy próbujemy sobie jakoś z tym poradzić, tak szefostwo wydaje się tym zbytnio nie przejmować. Jedna z dziewczyn osobiście kupiła i porozwieszała lepy na całej kuchni.

Po wielu prośbach, szef w końcu zdecydował się kupić specjalną lampę na te jakże wkurzające owady. JEDNĄ lampę na całą kuchnię, magazyn i salę. Lampa oczywiście egzaminu nie zdała, muchy nadal latają. Hitem było jak komuś z kamiennicy, w której znajduje się nasz lokal, zeszło się z tego świata. Z racji tego, że Pan nie utrzymywał kontaktu z rodziną, leżał sobie w tym upale kilka ładnych dni, dopóki sąsiadom nie zaczęło coś śmierdzieć.

Te muchy, które się Panem zajęły, po wyniesieniu go przez zakład pogrzebowy, musiały znaleźć sobie inne miejsce bytowania. A że do jedzenia je ciągnie, to pojawiły się u nas, w takiej ilości, że nie nadążyłyśmy z ich wybijaniem. Resztę dopowiedzcie sobie sami.

2. PARKING

O ile wiele lokali w centrum miasta nie posiada parkingu i nikt się nie czepia, o tyle my mamy miejsce, z tyłu kamiennicy i jako najemcy, mamy prawo z niego korzystać. I nie byłoby problemu, gdyby nie sąsiedzi. Nie zliczę ile razy ktoś walił nam w drzwi od kuchni albo nasyłał na nas straż miejską, żeby przestawić auto bo stoimy na JEGO miejscu. Oczywiście nikt nie ma wykupionego miejsca na wyłączność, tylko wiecie, ktoś ugadał się z sąsiadami, że ten parkuje tu, ten parkuje tam i tak było przez kilka ładnych lat.

W końcu pojawiliśmy się my, intruzi i wiele osób ma z tym problem. Nie pomogły rozmowy z zarządcą, o i ile przez jakiś czas po jego interwencji był spokój, tak nadal często się czepiali. W końcu znaleźliśmy porozumienie i jeden z sąsiadów zdecydował, że postawi nam blokadę parkingową na miejscu, które razem z innymi mieszkańcami zgodzili nam się przyznać.
Słupek stanął, wszyscy zadowoleni, chociaż wielu nadal się rzucało, że to samowolka (tu muszę akurat przyznać im rację, sąsiad bez niczyjej zgody postawił ten słupek).

Tak czy inaczej po jakimś czasie słupek zniknął. Co się z nim stało, nikt nie wie. Podobno ktoś w niego uderzył, ale równie dobrze ktoś mógł go po prostu ukraść.

3.KUCHENKA

A raczej jej brak. Bo jak nazwać przenośną kuchenkę z dwoma palnikami?
Wejdzie makaron, kilka zup i leżymy. Bo jak przygotować w jednym czasie coś, do czego potrzeba co najmniej czterech patelni i czterech palników. Podobno od kilku miesięcy jest kupiona, tylko nie ma jak jej przewieźć (czyt. nie jest kupiona)

4. ZMYWARKA/WYPARZARKA

Nie ma. Po prostu. Zostawię to bez komentarza.

5. ŚMIECI

Po ponad pół roku doprosiliśmy się o swój własny kontener. I w końcu się pojawił. Takiej wielkości, jakie mamy zazwyczaj w domach. Najlepsze jest to, że śmieci wywożone są co dwa tygodnie, a jak wiadomo, kuchnia produkuje ich znacznie więcej. Pominę zapach jaki ten wydobywa się stamtąd po otwarciu drzwi na kuchnię.

6. BRAK OGRZEWANIA

O ile latem idzie się usmażyć, o tyle zimą siedzimy pod kocami, bo farelka nie daje sobie rady z ogrzaniem tego wszystkiego. Klimatyzacja znajduje się tylko na sali, a jak wiadomo, my jako kuchnia, nie możemy tam za bardzo przebywać, zwłaszcza jak są klienci na sali.

Szefostwo załatwiło nam jeden wiatrak na całą kuchnię, który no nie oszukujmy się, niewiele daje. Dlatego drzwi od kuchni latem są cały czas otwarte, bo inaczej nie idzie wytrzymać. To znowu powoduje pojawianie się much na kuchni ( patrz punkt 1)

7. BRAK ZAINTERESOWANIA ZE STRONY SZEFOSTWA

Z racji tego, że nasz lokal został otwarty jako ostatni i to w miejscowości oddalonej o 30 km od pozostałych restauracji szefa, rzadko kto tu zagląda. Skończył wam się gaz? Trudno, wasz problem. Jedźcie sobie wymienić butlę. Na mój telefon do szefa, że klienci na sali czekają, mamy jeszcze zamówienia na wynos, a gazu brak usłyszałam tylko „Kojot, przecież Ci teraz nie przyjadę, musicie sobie same poradzić”.

Co z tego, że na kuchni dwie dziewczyny, żadna z nas nigdy nie wymieniała butli i nawet nie miałyśmy siły tego wszystkiego odkręcić. W końcu koleżanka w akcie desperacji zadzwoniła do kolegi czy mógłby przyjechać i nam pomóc.

Tylko ludziom trochę tak głupio powiedzieć, że nie dostaną swojego jedzenia, bo nie ma jak tego ugotować. Faceta żadnego nie zatrudni, bo nie. Jedyny który u nas pracował, zwolnił się kilka miesięcy temu.

Cokolwiek się dzieje i wymaga interwencji szefa, jest przez niego zamiatane pod dywan i bagatelizowane.
Mamy teoretycznie dwóch szefów, a żaden z nich się zbytnio nie interesuje co się u nas dzieje.

Wiecznie nie ma na nic pieniędzy, a jako jedyny lokal na rynku, nie posiadamy ogródka. I szefostwo nie da sobie przemówić do rozsądku, że aby coś przynosiło zyski, trzeba najpierw w coś zainwestować.

Zdaję sobie sprawę, że może dla wielu z Was to mało piekielne, ale dla nas jako pracowników, to są rzeczy, których nie powinno się lekceważyć. Chodzimy wiecznie wkurzeni, a i tak nikt się nami nie przejmuje. I zastanówcie się, czy chcielibyście iść do restauracji, w której obsługa i kuchnia chodzi wiecznie zdenerwowana, pośród much i wielu innych rzeczy, na które niestety nie mamy wpływu.

gastronomia

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (182)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…