Kilka lat temu w jednym z lepszych szpitali położniczych w Małopolsce przyszło mi urodzić skrajnego wcześniaka.
Mój syn trafił do inkubatora na oiomie neonatologicznym,
a ja na zwykły. O ile do opieki nad synem nie mogę się przyczepić, o tyle wrzucenie kobiety po oiomie na salę z matkami z dziećmi i codzienne obchody kilku lekarzy, z których każdy pytał "a gdzie jest pani dziecko" oraz fakt, iż że względów zdrowotnych nie byłam w stanie siedzieć u dziecka kiedy tylko chciałam i mogłam być maksymalnie godzinę dziennie, powodowały u mnie coraz bardziej pogłębiającą się depresję poporodową.
Perełka przyszła na koniec.
Po prawie 2 tygodniach wypuścili mnie do domu, a syn był dalej na oiomie. Następnego dnia przyjechaliśmy z mężem go odwiedzić, wchodzimy na salę i widzimy pusty inkubator. Słów: "Ojej, bo zapomnieliśmy państwu wczoraj powiedzieć, że przenosimy go na normalną salę" nie zapomnę nigdy
Mój syn trafił do inkubatora na oiomie neonatologicznym,
a ja na zwykły. O ile do opieki nad synem nie mogę się przyczepić, o tyle wrzucenie kobiety po oiomie na salę z matkami z dziećmi i codzienne obchody kilku lekarzy, z których każdy pytał "a gdzie jest pani dziecko" oraz fakt, iż że względów zdrowotnych nie byłam w stanie siedzieć u dziecka kiedy tylko chciałam i mogłam być maksymalnie godzinę dziennie, powodowały u mnie coraz bardziej pogłębiającą się depresję poporodową.
Perełka przyszła na koniec.
Po prawie 2 tygodniach wypuścili mnie do domu, a syn był dalej na oiomie. Następnego dnia przyjechaliśmy z mężem go odwiedzić, wchodzimy na salę i widzimy pusty inkubator. Słów: "Ojej, bo zapomnieliśmy państwu wczoraj powiedzieć, że przenosimy go na normalną salę" nie zapomnę nigdy
Szpital
Ocena:
206
(226)
Komentarze