Gdyby ktoś się zastanawiał czy patologia to tylko zapijaczeni bezrobotni...
Poszłam sobie dziś do parku z dzieciakami i spotkałam znajomą z dawnej pracy. Kobieta wykształcona, oczytana, dobrze zarabiająca. Siadłyśmy niedaleko boiska piłkarskiego ogrodzonego wysokim płotem z siatką, bo znajomej 12-letni syn właśnie grał tam z kolegami w piłkę.
Tak sobie rozmawiamy, a ja kątem oka obserwuje jak piłka co chwilę wylatuje poza boiska w wyniku bardzo mocnych wykopów. No i mamy nieszczęście, ktoś kopnął tak mocno, że piłka poleciała jakieś sto metrów poza boisko i uderzyła w głowę małe dziecko, które siedziało u matki na kolanach. Całe szczęście dziecko w ryk, bo szczerze nie zdziwiłabym się gdyby po takim ciosie straciło przytomność. Matka zerwała się i podeszła do boiska, pytając, kto wykopał piłkę. Zaczęła dyskusję z chłopakami, najpierw w miarę grzecznie na zasadzie:
- Chłopaki, co wy wyprawiacie, przecież tu są małe dzieci, starsi ludzie, czy wy chcecie prawdziwego nieszczęścia? Przecież taką piłką można człowiekowi zrobić krzywdę!
Chłopcy byli w miarę grzeczni, ale żaden nie przeprosił. Powtarzali tylko w kółko, że "no, ale to niechcący". Kobieta rozmawiała z nimi coraz bardziej nerwowo, a oni przybierali coraz bardziej nonszalancką postawę na zasadzie "przecież nie chcieliśmy, nic się nie stało, pani da spokój". Wtem jeden z chłopców dziarsko krzyczy:
- No i o co pani chodzi, trzeba było tam nie siedzieć, w czym problem?
Kobiecie aż para poszła z uszu, poszły wyzwiska jak "gówniarz" "gnojek" etc. i choć nie popieram takiego słownictwa, to powiem szczerze te same słowa cisnęły mi się na usta. Dzieciak idzie dalej w zaparte głupio się śmiejąc, prowokując awanturę, stwierdzeniami typu "dobrze ci tak", "o co się ciśniesz", "nic się bachorowi nie stało". W pewnym momencie znajoma szepcze mi z dumą do ucha:
- To mój synek...
W końcu matka malucha odpuściła i oddaliła się, a znajoma zawołała syna i pochwaliła go, że tak ładnie "odpalił" głupiej babie.
Jak ją spotkam tam następnym razem będę udawała, że jej nie znam.
Poszłam sobie dziś do parku z dzieciakami i spotkałam znajomą z dawnej pracy. Kobieta wykształcona, oczytana, dobrze zarabiająca. Siadłyśmy niedaleko boiska piłkarskiego ogrodzonego wysokim płotem z siatką, bo znajomej 12-letni syn właśnie grał tam z kolegami w piłkę.
Tak sobie rozmawiamy, a ja kątem oka obserwuje jak piłka co chwilę wylatuje poza boiska w wyniku bardzo mocnych wykopów. No i mamy nieszczęście, ktoś kopnął tak mocno, że piłka poleciała jakieś sto metrów poza boisko i uderzyła w głowę małe dziecko, które siedziało u matki na kolanach. Całe szczęście dziecko w ryk, bo szczerze nie zdziwiłabym się gdyby po takim ciosie straciło przytomność. Matka zerwała się i podeszła do boiska, pytając, kto wykopał piłkę. Zaczęła dyskusję z chłopakami, najpierw w miarę grzecznie na zasadzie:
- Chłopaki, co wy wyprawiacie, przecież tu są małe dzieci, starsi ludzie, czy wy chcecie prawdziwego nieszczęścia? Przecież taką piłką można człowiekowi zrobić krzywdę!
Chłopcy byli w miarę grzeczni, ale żaden nie przeprosił. Powtarzali tylko w kółko, że "no, ale to niechcący". Kobieta rozmawiała z nimi coraz bardziej nerwowo, a oni przybierali coraz bardziej nonszalancką postawę na zasadzie "przecież nie chcieliśmy, nic się nie stało, pani da spokój". Wtem jeden z chłopców dziarsko krzyczy:
- No i o co pani chodzi, trzeba było tam nie siedzieć, w czym problem?
Kobiecie aż para poszła z uszu, poszły wyzwiska jak "gówniarz" "gnojek" etc. i choć nie popieram takiego słownictwa, to powiem szczerze te same słowa cisnęły mi się na usta. Dzieciak idzie dalej w zaparte głupio się śmiejąc, prowokując awanturę, stwierdzeniami typu "dobrze ci tak", "o co się ciśniesz", "nic się bachorowi nie stało". W pewnym momencie znajoma szepcze mi z dumą do ucha:
- To mój synek...
W końcu matka malucha odpuściła i oddaliła się, a znajoma zawołała syna i pochwaliła go, że tak ładnie "odpalił" głupiej babie.
Jak ją spotkam tam następnym razem będę udawała, że jej nie znam.
wychowanie
Ocena:
163
(199)
Komentarze