Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88729

przez ~krysiaspod10 ·
| Do ulubionych
O tym, że w pracy nie warto być za dobrym.

Parę lat temu, gdy zaczynałam swoją karierę zawodową, wylądowałam na szeregowym stanowisku w korpo. Pracowałam w zespole składającym się z 7 osób i teamleadera. Facet do rany przyłóż, niestety na lidera kompletnie się nie nadawał. Nie dość, że nie radził sobie z planowaniem i rozdzielaniem zadań ani dyscyplinowaniem i motywowaniem zespołu, to jeszcze średnio jakieś 30% czasu pracy w skali roku spędzał na zwolnieniu lekarskim.

W zespole mieliśmy 3 wyróżniające się osoby. Aśkę, która właściwie pełniła funkcję teamleadera. Pracowała tam najdłużej, robiła najwięcej, odpowiadała na pytania, nadzorowała pracę. Asia chyba nie miała życia prywatnego, bo pracowała także z domu w każdej wolnej chwili. Kiedyś nawet w chwili szczerości rzuciła aluzją, że przez tą pracę rozpadł się jej związek i narzeczony zerwał zaręczyny.

Kolejną wyróżniającą się osobą była Aneta. Typowa leserka, która robiła minimum, a często i poniżej. Ciągłe spóźnienia, wychodzenie tu 15 min wcześniej, tu godzinkę, bo dentysta, bo musi do urzędu, bo obiecała z mamie zakupy zrobić, bo jej autobus ucieknie. Często pracowała z domu (a przypominam, że były to czasy, kiedy home office nie było oczywiste i również u nas firmie nie było mile widziane), bo mieszkała pod miastem i miała ciężki dojazd. Kiedy była na home office efekty jej pracy były w zasadzie żadne.

No i trzecia postać, Karolina. Typ wybuchowej intrygantki. Na każdy negatywny feedback reagowała złością, krzykiem, a nawet agresją słowną.

W końcu nasz ówczesny teamleader złożył wypowiedzenie i kierownictwo zastanawiało się kogo obsadzić na jego stanowisku. Nasz typ był jasny - Aśka. Właściwie było pewne, że ona dostanie awans. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że teamleaderką została Karolina. Aśkę bardzo to dotknęło. Oj, bardzo. Momentalnie spadła jej motywacja do pracy i spadły wyniki. Zresztą nie tylko jej. Cały zespół zaczął gorzej pracować, byliśmy zestresowani, Karolina często wygłaszała karcące przemówienia, krytykowała wszystkich po kolei praktycznie za wszystko.

Aneta zaczęła przynosić jedno L4 za drugim. Oczywiście, nie wiedzieliśmy na co te zwolnienia, ale nieoficjalnie mówiło się, że dostaje zwolnienia od psychiatry, gdyż praca ją wyczerpuje, cierpi psychicznie i czuje się w pracy atakowana. Doszło do tego, że więcej była na zwolnieniu niż w pracy, na czym bardzo cierpiał cały zespół.

I tu kolejny cios - Aśka zaszła w ciążę. Kierownictwo tego nie skomentowało, Karolina owszem. Że jak to tak, przecież ona nawet faceta nie ma, pewnie zaraz zaczną się cyrki ze zwolnieniami albo całkiem przestanie się pojawiać w pracy, będzie blokować etat itd. Nic takiego się jednak nie stało, Aśka pracowała całkiem normalnie. Nie pamiętam, kiedy, już w dość zaawansowanej ciąży przychodziła tylko na pół dnia, takie zalecenie lekarza prowadzącego, które kierownictwo musiało przełknąć. I tu praca zaczęła nam się całkiem sypać.

Nowego pracownika ni widu ni słychu, a nam brakuje co najmniej jednej, a za chwilę dwóch osób w zespole. Gdy Asia po porodzie poszła na urlop macierzyński mieliśmy już zastępstwo, ale nie oszukujmy się, był to młody chłopak, którego kompetencje i doświadczenie były dużo gorsze niż Aśki. Z zespołu zaczęły odchodzić kolejne osoby, zastępowane coraz mniej kompetentnymi pracownikami.

Nieoficjalnie było już wiadomo, że jak tylko Aśka wróci z urlopu ma dostać awans, a Karolina wrócić do roli szeregowego pracownika. Niestety, plan nie wypalił, gdyż Aśka jeszcze w trakcie trwania urlopu złożyła wypowiedzenie i poszła do konkurencji. Co się dalej działo, nie wiem, gdyż i mi szczęśliwie udało się znaleźć lepszą posadę i uciekłam z tego wesołego grajdołka.

korpo

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (151)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…