Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88819

przez ~piekielnypup ·
| Do ulubionych
Stało się tak, że w wyniku koronawirusa straciłam pracę. Nie przedłużono mi umowy, której koniec przypadał na 5 listopada. Oczywiście wcześniej nie uprzedzono mnie o tym fakcie, więc dopiero od 5 listopada zaczęłam poszukiwać pracy.

Udało mi się znaleźć pracę, ale dopiero od 1 stycznia (bo od wtedy startuje oddział firmy w X). Jednakże w grudniu wypadł mi termin operacji, który miał się odbyć w ramach NFZ, już po 30 dniowym okresie ochronnym podczas którego jestem jeszcze ubezpieczona.

Termin oczekiwania na ten zabieg to jakieś pół roku i nie chciałam ponownie czekać takiego okresu, więc stwierdziłam, że zarejestruję się jako bezrobotna. Nie wiedziałam, że będzie to takie trudne.

Mieszkam na stałe w mieście X. Wynajmuję pokój, bo ceny kawalerek w ostatnim czasie bardzo poszybowały, a ja chciałam odłożyć na własne m. Niestety wynajem pokoju nie daje nam prawa do żadnego meldunku (czy to stałego czy tymczasowego). Dlatego jestem zameldowana w mieście Y, u rodziców.

Rozliczałam się jednak w mieście X, żyłam w nim, a więc moje pierwsze kroki skierowałam ku PUP w X. Składałam wniosek przez internet, ale mój podpis coś się wykrzaczał. Musiałam więc pójść osobiście do urzędu, gdzie dowiedziałam się, że oni nie są właściwi dla rozpatrzenia wniosku i powinnam wniosek złożyć do Y, bo tam mam meldunek. Wyjaśniłam, że w Y nie mieszkam i od przynajmniej 3 lat bywam tam jedynie okazyjnie na weekendy, aby odwiedzić rodziców. Powiedziano mi, abym zameldowała się w X. Mówię, że próbowałam kiedyś i nie ma takiej opcji, jeśli nie ma się tytułu prawnego do lokalu, a ja mam jedynie dostęp do pokoju. Pani uznała, że w takim razie mam złożyć wniosek elektronicznie do Y, bo wtedy nie będę musiała nigdzie jeździć.

Wracam więc z PUPu i składam wniosek do Y. Wszystko tym razem się udaje podpisać, więc czekam. I dostaję kilka dni później powiadomienie o oczekującym do odbioru piśmie na platformie. Pismo było wezwaniem do udzielenia wyjaśnień na temat adresu i stawiennictwem osobistym do końca miesiąca.

Dzwonię więc do PUP w Y, bo to kwestia na telefon, a w czasach szalejącej którejś fali z kolei, nie chciałam czekać w kolejce i jechać 300 km po to aby porozmawiać z kimś pięć minut.

Podczas rozmowy dowiedziałam się, że PUP w Y uznaje się za niewłaściwy, bo mieszkam w X i nawet jakby mieli dla mnie pracę, to bym w ciągu jednego dnia nie zdołała jej podjąć . Pani była bardzo uprzejma i po tym, jak powiedziałam, że PUP w X kazał mi się u nich rejestrować, bo tu mam meldunek, poradziła mi, abym uzyskała meldunek w X.

Po raz kolejny wytłumaczyłam, że jak wynajmuje się pokój, to nie mogę się zameldować. Kobieta powiedziała, że rozumie, że u niej też syn jest nadal zameldowany, mimo że dawno z nią nie mieszka, ale taka jest decyzja kierowniczki. Mówię jej o zabiegu i o tym, czy będę miała prawo do ubezpieczenia. Ona nie wie, bo jak będzie decyzja negatywna, to nie będę mieć tego prawa.

Mówię jej, że jestem teraz w takim położeniu, że oni się uznają za niewłaściwy, X uznaje się za niewłaściwy. Kobieta wpada więc na pomysł, abym się wymeldowała, to wtedy mogę składać według adresu zamieszkania albo spróbowała opcji z ośrodkiem pomocy społecznej, bo oni mogą mnie do 90 dni ubezpieczyć. Mogę też spróbować zameldować się u kogoś znajomego. Tylko moi znajomi również mieszkają na najętych mieszkaniach, bo mało kogo stać na własne zaraz po studiach. Stanęło więc na tym, że ja spróbuję poszukać tych dwóch rozwiązań, a ona przedyskutuje jeszcze raz z kierowniczką sytuację. Kierowniczka pozostała przy swoim i utrzymała termin, abym mogła fizycznie im się zgłosić i wyjaśnić sprawę.

Dzwonię więc do OPSu. Po 30 minutach oczekiwania aż ktoś odbierze telefon, dowiaduję się, że nie mogą mi pomóc, bo najpierw musiałabym uzyskać decyzje odmowne o rejestracji jako bezrobotnej. Chyba że jestem w ciąży albo niepełnosprawna lub wyszłam z ośrodka terapii uzależnień, to wtedy pomóc mogą mi od ręki.

Żalę się koleżance, która wpada na pomysł, że ciocia jej narzeczonego mieszka w X i zadzwoni i podpyta się o fikcyjny meldunek tymczasowy. Ja w tym czasie dzwonię, aby uzyskać informację ile na meldunek trzeba czekać.

Na decyzję mają 14 dni. I tu cały plan się sypie, gdyż termin wypada na połowę grudnia, a decyzja byłaby właśnie w tym terminie, a PUP potrzebowałby jeszcze kilku dni na decyzję.

Zrezygnowana dzwonię do szpitala i mówię o tym, że straciłam prawo do ubezpieczenia i muszę odwołać zabieg. Na co Pani z rejestracji mówi, że wyświetlam jej się na zielono, a więc prawo do świadczenia mam. To tłumaczę, że do 5 grudnia będę je mieć, ale potem już nie. Stwierdziła, że zanim ZUS zmieni mi status, będzie nowy rok i jeszcze zdążę na tą operację. Ale dla własnego bezpieczeństwa proszę o jej przesunięcie. Termin czerwcowy, lecz proszę o telefon gdyby ktoś odwołał lub wypadł.

Dziś dostałam telefon, że zwolnił się termin na kwiecień. Oczywiście, że biorę.

Za to do dzisiaj nie wiem, który z PUP jest właściwy dla rozpatrzenia mojego wniosku, którego już nie potrzebuję, bo termin w szpitalu już przepadł.

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (179)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…