Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88847

przez ~Ratownik ·
| Do ulubionych
Czy wysokie zarobki mogą zrekompensować brak satysfakcji z wykonywanej pracy? Być może tak, ale w moim przypadku nie sprawdziło się.

Otóż jestem ratownikiem górskim, w tej pracy słabo płacą. Pracuję w Norwegii, tutaj tez za tą robotę słabo płacą, zapragnąłem więc zarabiać więcej i ochoczo udało mi się zostać dyrektorem oddziału pewnej dużej korporacji na Europę Wschodnią. Mam odpowiednie wykształcenie, więc załapanie się tam nie było jakimś bardzo trudnym wyzwaniem. Tym bardziej, że mówiłem i mówię po norwesku bardzo dobrze, po duńsku i szwedzku w sposób akceptowalny, a była to korporacja skandynawska z większością kadry w Polsce.

Finansowo odetchnąłem, były to duże pieniądze. Wytrzymałem trzy lata. Ale już pierwszej zimy pękałem, kiedy widziałem w mediach moich kumpli przerzucających śnieg w lawinie w poszukiwaniu zaginionych. A w lecie desantujących się ze śmigłowców. Cały czas czułem się winny, że mnie tam nie było. Ogólnie, nie czułem się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Nie nawiązałem żadnych koleżeńskich relacji z nikim, kto tam pracował, poza jednym gościem z pochodzenia Faroerem, czyli mieszkańcem Wysp Owczych, który podobnie jak ja nie uczestniczył w życiu socjalnym tej dużej firmy. Nie czułem żebym robił coś, co jest potrzebne. A w zasadzie miałem wrażenie, że tak naprawdę zadania wykonywane przeze mnie w ramach tej pracy były miałkie, nieistotne, nieważne, nikomu niepotrzebne. Nikt nie czekał na wynik mojej pracy. Poza tym wszystkim, było nudno. Sam fakt, że siedziałem w czterech ścianach z widokiem na parking był frustrujący.

Rozmowy „przy maszynie do kawy” nie oddawały świata, w którym wyrosłem, nie miałem się czym dzielić z moimi interlokutorami. W zimie trzeciego roku mojej pracy w korpo pojechaliśmy na narty we włoskie Dolomity. Jak zobaczyłem całe to towarzystwo, panie z księgowości ubrane w najnowsze, nigdy nie używane wcześniej stroje narciarskie najdroższych marek i porównałem je z moimi, zużytymi goretexami, poprzecieranymi, podklejonymi taśmą i z zacerowanymi ręką mojej kobiety dziurami, poczułem, że jakoś nie pasuję do tego towarzystwa. Tym bardziej, że oni pili w dużych ilościach i jarali zioło.

Nie umieli jeździć. Kompletnie. Nie mieli zielonego pojęcia o nartach. Nie jestem na nartach mistrzem, ale jestem ratownikiem górskim, naprawdę umiem. Tak jak każdy w tym fachu, ani trochę lepiej ani trochę gorzej, jak się ma prawie 60 lat i jeździ od czwartego roku życia, czasami jest to nawet ponad 100 dni na nartach w sezonie to ciężko nie umieć. Zwolniłem się tego samego wieczoru, kiedy nasza korporacyjna wierchuszka, kompletnie napita, zwaliła się do włoskiej knajpy śpiewając "Hhhhhej Soookoooły, ooooomijaaajcie góry lasy doły..."

Dzięki temu jestem uboższy o kilkaset tysięcy rocznie, ale zdrowszy mentalnie. Dlatego też na tak postawione pytanie odpowiadam: Nigdy więcej, za żadne skarby świata i za żadne pieniądze.

góry ratownictwo

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 180 (214)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…