Taki wysyp ciążowych historyjek i ja dorzucę swoją. Mam ich co najmniej kilka, ale z czasów kiedy miałam w wielkim brzuchu swoją pyzę, ta najbardziej zapadła mi w pamięć.
Byłam już na końcówce, jakiś 35 tydzień. Idę do przychodni oddać próbki i krew do badań. Chociaż ciążę znosiłam raczej marnie (wymioty przez 6 miesięcy, po 6-8 razy dziennie i ogromny ból kręgosłupa z uwagi na skoliozę) to sporadycznie korzystałam z pierwszeństwa, bo zwykle było mało ludzi, zawsze miałam gdzie usiąść, a że byłam na zwolnieniu i dużo czasu, to na spokojnie mogłam poczekać.
No i tak sobie czekam w kolejce kilka minut, nikt nowy nie przychodzi, zostałam ja i bardzo starszy pan. Pan dość gadatliwy, miły i uprzejmy, podpowiadał trochę o wnukach, o tym że zaraz zostanie pradziadkiem po raz trzeci i że chętnie mnie puści w kolejce, bo on to już się nakorzystał z prawa pierwszeństwa jako honorowy dawca krwi. Podziękowałam grzecznie i zanim zdążyłam dodać, że nie trzeba, to niczym tornado wpada na korytarz młoda parka, on i ona. Dialog wygląda tak:
On: Kto następny?
Ja: Ten pan.
On: Moja żona wejdzie pierwsza.
Gdyby była w jego tonie głosu choć odrobina grzeczności może bym odpuściła, ale no niestety.
Ja: A niby z jakiej racji?
On: BO JEST W CIĄŻY.
Wtedy wybucham śmiechem. Było lato, kobitka ubrana w obcisłą sukienkę, więc widzę po płaskim brzuszku, że ciąża raczej młoda, a tymczasem siedzę ja, w również obcisłej, ciążowej koszulce, i, no sorry, ale w 35 tygodniu wyglądałam jakbym połknęła dorodnego arbuza. Albo i trzy.
Ja: Ja też.
On: Ale moja żona ma pierwszeństwo!
Trochę mnie zamurowało, ale nim zdążyłam wymyślić odpowiedź, otwierają się drzwi i znajoma pielęgniarka wychodzi z gabinetu. (W międzyczasie cichcem wymyka się ostatni pacjent)
Pielęgniarka mierzy nas wszystkich spojrzeniami i kończy na mnie.
-Zapraszam panią.
On: Przepraszam, ale moja żona jest w ciąży!
Pielęgniarka do żony: Dobrze się pani czuje? (Ona kiwa głową)- Więc uspokoi pani męża, bo niepotrzebnie stresuje wszystkich dookoła.
I gestem zaprasza mnie do gabinetu.
- Ten pan wejdzie pierwszy, jest honorowym dawcą, a ja mogę jeszcze chwilę poczekać.
Pielęgniarka kiwa głową, staruszek chyba się uśmiecha, (przez maseczki ciężko stwierdzić) i wchodzi do gabinetu.
Jego pobranie trwało zawrotne trzy minuty, podczas których miałam zaszczyt posłuchać jaka to beznadzieja przychodnia, jego noga tu już nigdy nie postanie i kto to widział, żeby starych puszczali w kolejce, kiedy JEGO ŻONA JEST W CIĄŻY.
Byłam już na końcówce, jakiś 35 tydzień. Idę do przychodni oddać próbki i krew do badań. Chociaż ciążę znosiłam raczej marnie (wymioty przez 6 miesięcy, po 6-8 razy dziennie i ogromny ból kręgosłupa z uwagi na skoliozę) to sporadycznie korzystałam z pierwszeństwa, bo zwykle było mało ludzi, zawsze miałam gdzie usiąść, a że byłam na zwolnieniu i dużo czasu, to na spokojnie mogłam poczekać.
No i tak sobie czekam w kolejce kilka minut, nikt nowy nie przychodzi, zostałam ja i bardzo starszy pan. Pan dość gadatliwy, miły i uprzejmy, podpowiadał trochę o wnukach, o tym że zaraz zostanie pradziadkiem po raz trzeci i że chętnie mnie puści w kolejce, bo on to już się nakorzystał z prawa pierwszeństwa jako honorowy dawca krwi. Podziękowałam grzecznie i zanim zdążyłam dodać, że nie trzeba, to niczym tornado wpada na korytarz młoda parka, on i ona. Dialog wygląda tak:
On: Kto następny?
Ja: Ten pan.
On: Moja żona wejdzie pierwsza.
Gdyby była w jego tonie głosu choć odrobina grzeczności może bym odpuściła, ale no niestety.
Ja: A niby z jakiej racji?
On: BO JEST W CIĄŻY.
Wtedy wybucham śmiechem. Było lato, kobitka ubrana w obcisłą sukienkę, więc widzę po płaskim brzuszku, że ciąża raczej młoda, a tymczasem siedzę ja, w również obcisłej, ciążowej koszulce, i, no sorry, ale w 35 tygodniu wyglądałam jakbym połknęła dorodnego arbuza. Albo i trzy.
Ja: Ja też.
On: Ale moja żona ma pierwszeństwo!
Trochę mnie zamurowało, ale nim zdążyłam wymyślić odpowiedź, otwierają się drzwi i znajoma pielęgniarka wychodzi z gabinetu. (W międzyczasie cichcem wymyka się ostatni pacjent)
Pielęgniarka mierzy nas wszystkich spojrzeniami i kończy na mnie.
-Zapraszam panią.
On: Przepraszam, ale moja żona jest w ciąży!
Pielęgniarka do żony: Dobrze się pani czuje? (Ona kiwa głową)- Więc uspokoi pani męża, bo niepotrzebnie stresuje wszystkich dookoła.
I gestem zaprasza mnie do gabinetu.
- Ten pan wejdzie pierwszy, jest honorowym dawcą, a ja mogę jeszcze chwilę poczekać.
Pielęgniarka kiwa głową, staruszek chyba się uśmiecha, (przez maseczki ciężko stwierdzić) i wchodzi do gabinetu.
Jego pobranie trwało zawrotne trzy minuty, podczas których miałam zaszczyt posłuchać jaka to beznadzieja przychodnia, jego noga tu już nigdy nie postanie i kto to widział, żeby starych puszczali w kolejce, kiedy JEGO ŻONA JEST W CIĄŻY.
przychodnia
Ocena:
166
(176)
Komentarze