Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89173

przez ~piatyrocznik ·
| Do ulubionych
Podczas studiów medycznych trafiłam na bardzo różnych ludzi, po obu stronach "barykady" ochrony zdrowia. Piekielni lekarze, pielęgniarki, ratownicy, sekretarki i pacjenci to niestety smutna norma. Dziś będzie o tych ostatnich.

Lekarz zabrał grupę do poradni, więc pacjentów przewija się dużo - łącznie było ich 14. Większość neutralna, ale ci trzej zapadli mi w pamięć.

1. "Ja tu byłam, gdzie moja dokumentacja?!"
Pacjentka nie taka stara, bo koło 60. Ale roszczeniowa za pięciu. Własnej dokumentacji nie wzięła, zarzeka się, że była miesiąc temu, nawet u tego lekarza, i na pewno on ma "te papiury, ona dźwigać nie będzie i starego kręgosłupa obciążać". Jako że choroba z gatunku tych, których leczenie trzeba sprawdzać i w miarę możliwości modyfikować, jednak dane z przeszłości by się przydały. A tu - nie ma, no zniknęły. Lekarz kombinuje: Zmiana nazwiska? Imienia? Przeniesienie między gabinetami? Po dłuższej chwili okazuje się, że ona jednak była rok temu (a te dokumenty idą do archiwum), w innym gabinecie i u innego lekarza. "Przepraszam" nie było, ale zajęła dwa razy tyle czasu, co powinno
PS. Brak dokumentacji elektronicznej, tylko papierowa - dlaczego tak to funkcjonuje, to nie wiem.

2. Nieco mniejszy, ale irytujący kaliber. Podczas badania innej pacjentki wchodzi facet. Bez pukania, bez dzień dobry, on potrzebuje konsultacji na już. Nieważne, że akurat była osłuchiwana kobieta... bez niczego powyżej pasa. Doktor nie przebierając w słowach wygonił jegomościa na korytarz. Ten wepchnął się tuż po tej pacjentce, zażądał, żeby studenci wyszli, na słowa, że to szpital kliniczny i mamy tu prawo być postraszył znajomością z dyrektorem i ordynatorem, lekarz dla spokoju powiedział, że mamy chwilę przerwy. Okazało się, że gość potrzebował tylko przedłużenia recepty. Czemu nie załatwił tego u rodzinnego? Nie wiadomo.

3. Tu już większy problem. Pacjentka w średnim wieku, przychodzi z mężem. Podczas osłuchiwania widoczne siniaki w różnym stadium "rozkładu", na klatce piersiowej, brzuchu i ramionach. Patrzymy na siebie - studenci i doktor - porozumiewawczo. Albo babka uprawia boks, regularnie spada ze schodów, albo przemoc domowa. Raczej to ostatnie. Na pytanie o urazy odpowiedziała, że tak, regularnie się potyka i to dlatego, no sam pan wie, te dywany, można się przewrócić. Nie brzmiało zbyt przekonująco. Prowadzący się zastanawiał, jak tu wyprosić faceta, żeby zapytać się pacjentkę o to. Wymyślił, że z racji leków przez nią przyjmowanych musi zrobić jej EKG (ma to sens, niektóre mogą wpływać na pracę serca), a w sali do tego nie może być nikt poza pacjentką i pielęgniarką, ewentualnie studentami, jeśli zainteresowana się zgodzi. Ta pokiwała głową, poszła, razem z nią dwie najbardziej ogarnięte dziewczyny. Zdołały jej tylko przekazać, że jeśli się boi, jest źle traktowana, to żeby skontaktowała się z tymi a tymi organizacjami, one mogą pomóc.

Czy dobrze zrobiły - nie wiem, nie jesteśmy uczeni, jak reagować w takich sytuacjach, lekarz po ich wyjściu powiedział, że zgłosi sprawę na policję jako podejrzenie przemocy domowej.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 144 (152)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…