Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89184

przez ~sloana ·
| Do ulubionych
Historia sprzed paru lat. Tak, sprzed 500+, jeśli dla kogoś ma to znaczenie. Sama nie wiem, kto albo co było tu piekielne.

Urodziłam dziecko, przesiedziałam rok w domu, czas wracać do pracy. Dziecko do żłobka (prywatnego), wybraliśmy z mężem na początku cały możliwy urlop, aby w razie choroby czy złego przebiegu integracji mieć jakiś bufor czasowy.

Dziecko, no owszem chorowało, na szczęście rzadko były to choroby o cięższym przebiegu (gorączka, osłabienie, bóle), potem już zwykłe katarki, lekkie przeziębienia. W żłobku nie robiono żadnego problemu, aby przyprowadzić dziecko z katarkiem lub z resztkami kaszlu po przeziębieniu. Szczęśliwie tylko raz musiałam wziąć zwolnienie lekarskie na dziecko, kilka razy pomogła teściowa i została z małym, gdy był poważniej chory.

No i super, latka mijały, czas na przedszkole. Państwowe. Mały miał wszystkie szczepienia, całkiem niezłą odporność, bo choroby przechodził raczej łagodnie. Przez pierwsze kilka miesięcy mały był w przedszkolu może 3-4 tygodnie. Pociągnął nosem? Proszę jutro nie przyprowadzać. Zakaszlał? Może się zachłysnął, ale proszę jutro nie przyprowadzać. Ma ciepłe czoło. Ale zmierzyliśmy temperaturę i jest w normie, ale proszę jutro nie przyprowadzać. Kupka dzisiaj była luźna. Proszę jutro nie przyprowadzać.

Zaczęło się robić głupio. Teściowa się nie uskarżała, ale wiadomo, starsza osoba nie ma już tyle energii, aby całymi dniami zajmować się żywym kilkulatkiem, szczególnie, że wcale nie był chory, więc chciał do kolegów, na plac zabaw, żeby się z nim bawić w szalone zabawy. Coraz częściej któreś z nas musiało brać zwolnienie, więc i w pracy zaczęło się robić głupio. Co lepsze, w przedszkolu najczęściej zamiast 20 dzieci w grupie było 7-8. Wszystkie chore. Doszło do absurdów, że wraz z rodzicami, których dzieci nie były wpuszczane do przedszkola zaczęliśmy się łączyć w grupy i tak jak już siedziałam w domu z małym, zajmowałam się też 2-3 innych dzieci, aby ktoś inny mógł iść do pracy.

I po paru miesiącach stwierdziłam, że to jest cyrk. Cyrk i paranoja. Zapisaliśmy dziecko do prywatnego przedszkola, gdzie dziecka nie można było przyprowadzać tylko z gorączką lub jeśli wyraźnie źle się czuł. Nikt nigdy do mnie nie wydzwaniał, aby zabrać dziecko, nikt nie miał pretensji, że dziecko ma katar albo kaszlnęło. Dyrektorka powiedziała wyraźnie - dzieci i tak się od siebie zarażają, nieważne czy pani weźmie dziecko po godzinie, czy po całym dniu czy będzie normalnie chodził. I dziwnym trafem od czasu gdy go przepisaliśmy katarki i kaszelki niemal zniknęły.

Mam tylko taką refleksję. Jak człowiek może ze spokojną głową planować rodzinę i pogodzenie wychowania dziecka z pracą, skoro z państwowego przedszkola wywala się dziecko co drugi dzień pod byle pretekstem?

Nie wiem, czy mieliśmy pecha czy taki jest po prostu standard w państwowych żłobkach i przedszkolach.

przedszkole

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (126)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…