Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89510

przez ~Stanowcza ·
| Do ulubionych
Doświadczyłam ostatnio w pracy sytuacji, którą uważam za mocno piekielną i mam zamiar udać się w tej sprawie do radcy prawnego, jednak zanim to zrobię, pomyślałam, że poproszę o opinię Was, bo może ktoś mi powie, czy w ogóle warto wykładać kasę na prawnika, a może taka praktyka jest jakimś chorym, legalnym standardem.

Zacznijmy od tego, że 2 miesiące temu rozpoczęłam pierwszą, pełnoetatową pracę. Wcześniej, przez okres studiów pracowałam w różnych korporacjach w ramach pracy wakacyjnej czyli: umowa zlecenie i przez 3 miesiące wakacji praca 8 godzin przez 5 dni w tygodniu. Prace były po znajomościach no i na jasno określonych warunkach, więc robiłam swoje, zbierałam pochwały i jednocześnie nie martwiłam się, że ktoś spróbuje mnie oszukać itp.

Aktualnie sytuacja wygląda tak, że raz na jakiś czas (3-4 razy w miesiącu) muszę w ramach pracy udawać się na obiady biznesowe z kontrahentami. Podczas obiadów dogadujemy szczegóły projektów i zapisów w kontraktach. W zeszły czwartek miałam pierwsze tego typu spotkanie w życiu. Firma dała mi adres restauracji, w której spotkanie ma się odbyć, godzinę itd. Nie dostałam jednak danych do faktury, jakie mam podać przy rachunku. Przypomniałam sobie o tym dopiero, gdy byłam na miejscu, więc szybko sama wyszukałam potrzebne dane, podałam je podczas składania zamówienia, wszystko było ok.

Obiad się udał, klientka zadowolona, więc biorę fakturę (opiewającą na ok. 800zł; zamówiłam to samo co klientka) i idę do księgowości. Nikogo akurat nie było, więc wrzuciłam fakturę do kuwetki i wróciłam do swoich zajęć. Po kilku godzinach przylatuje do mnie mój szef z pytaniem, co to ma znaczyć? I pokazuje mi fakturę z restauracji. Tłumaczę więc, że to był obiad biznesowy z klientką, z którą w nowym tygodniu podpisujemy dużą umowę i pytam w czym problem. I teraz wyobraźcie sobie, że według mojego szefa ja nie miałam prawa brać tego posiłku na firmę, tylko powinnam opłacić z własnej kieszeni a oni "najwyżej zrobiliby mi zwrot". Zapytałam, czy żartuje, a on stwierdził, że nie, że w ustaleniach nie było mowy o tym, że mogę wziąć fakturę (to fakt, ale domniemywałam, że jest to logiczne, tylko ktoś po prostu zapomniał mi o tym wspomnieć). Według niego, za posiłek powinnam zapłacić z własnych pieniędzy, a na koniec miesiąca przynieść własnoręcznie zrobioną listę wydatków, z paragonami i firma zwróci mi to na konto.

No chwila. Czyli mam co miesiąc, z własnych oszczędności wydawać lekko licząc minimum 2400zł (restauracje wybierane są przez moją firmę i są to lokale z wyższej półki cenowej), następnie przynosić im napisany samej wykaz wydatków z paragonami (a kto potwierdzi, że nie kłamię i są to paragony faktycznie za spotkania biznesowe, a nie np. mój prywatny obiad zjedzony z koleżanką?) a na końcu firma wraz z pensją przeleje mi te np. 2400zł, które wydałam (czyli teoretycznie wychodzę pod tym względem na zero, a w praktyce jestem stratna o tę kwotę, bo raz, że przez cały miesiąc mam o tyle uszczuplony budżet na wydatki codzienne, a dwa, że przecież w kolejnym miesiącu są kolejne spotkania i wydałabym na nie tyle samo lub więcej). Przedstawiłam te argumenty szefowi, ale nie dotarło, ponadto usłyszałam, że "jestem w firmie nowa, to moja pierwsza praca, więc mam się dostosować". Faktycznie, jestem nowa, to moja pierwsza praca, ale nie jestem zahukanym wielbłądem, który kładzie uszy po sobie i grzecznie przytakuje, gdy mu coś nie odpowiada. Mam do siebie szacunek, szanuję innych i również wymagam, by traktowano mnie z szacunkiem.

Poszukałam trochę na forach, ale znalazłam tylko informacje jakby od drugiej strony , czyli że firma ma prawo wziąć fakturę za posiłek biznesowy, jeśli posiłek miał na celu poprawę wizerunku firmy lub dogadanie szczegółów/podpisanie kontraktu (skracam, ale sens jest zachowany - kontekst jest taki, że firma ma prawo wrzucić to w koszty przed US). Moje spotkania z kontrahentami spełniają wszystkie postawione warunki, jednak informacje o tym, czy firma ma prawo żądać ode mnie pokrywania z prywatnej kieszeni wydatków służbowych są bardzo różne. Jedni piszą, że nie ma prawa, inni, że w niektórych przypadkach może. Sprawdziłam zapisy w mojej umowie i jest w niej informacja, że "firma pokrywa udokumentowane wydatki służbowe". Ale to jest zapis bardzo enigmatyczny i w praktyce - uznaniowy.

Nie wiem, co w tej sytuacji zrobić. W czwartek mam kolejny obiad biznesowy, zapowiedziałam już szefowi, że nic nie będę pokrywać z własnej kieszeni, tego poprzedniego rachunku też nie pokryję, bo, jak argumentowałam wyżej, jest to wydatek stricte służbowy. Szef kręci nosem i zachowuje się jak przedszkolak na zasadzie
- Nie weźmiesz faktury.
- Owszem, wezmę.
- Nie weźmiesz.
Itd. Mam wrażenie, że jestem traktowana jak taka stereotypowa nowicjuszka, która nie zna swoich praw, na wszystko się zgodzi i pokornie pokiwam główką. Cóż, nie jestem taka. I teraz pytanie do Was: kto ma rację w tym sporze? Czy opłaca mi się iść w tej sprawie do radcy prawnego? Zaznaczam też, że jeśli będę musiała pożegnać się z pracą w tej firmie, to spoko, moja branża jest bogata w dobre oferty, więc o pracę się nie martwię, a i tak póki co mieszkam z dobrze zarabiającymi rodzicami i partnerem, więc nie mam finansowego noża na gardle - mogę nawet iść z tą sprawą do sądu pracy, jeśli będzie konieczność. Dodam tylko, że rozmawiałam w biurze z kilkoma osobami, które również czasem mają takie spotkania i one podporządkowały się woli szefa i były wielce zdziwione, że ja mam z tym problem.

spotkania biznesowe

Skomentuj (65) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 169 (185)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…