Jak powszechnie wiadomo (mam nadzieję) niebawem mija ostateczny termin składania PIT. Jak,o że ludzie pracujący "na ochronie" muszą rozliczać się jak wszyscy inni, wczoraj udałem się do stosownej komórki administracyjnej i zdałem im wymaganą makulaturę. Po wszystkim poszedłem jeszcze do mojej koleżanki, która w tymże przybytku Sodomy i Gomory odbywa staż, ot tak, by "ukraść" jej kawałek przerwy i pogadać jak człowiek z człowiekiem. Jak się okazało, Daria (imię zmienione) miała mi do opowiedzenia dość... ciekawą historię, którą żyje cały urząd.
Kilka dni temu, gdy kolejki były długie, nawet jak na polskie realia, a temperatura postanowiła udawać pełnie lata, w ogonku objawili się odświętnie ubrani Państwo, na oko matka z synem. Obydwoje pocili się jak murzynek w piekarniku, ale ani on nie poluzował krawata, ani ona nie zdjęła kapelusika z woalką. Gdy po pół godzinie dobrnęli w końcu do okienka, sytuacja z ciekawej zrobiła się komiczna.
- Proszę bardzo. - powiedział chłopak podając stosowne papiery. Urzędniczka szybko wbiła co miała wbić do komputera, podstemplowała, oddała co trzeba i woła następnego klienta. Chłopak wyglądał ponoć jak uderzony maczugą.
- Ale jak to tak? To już wszystko? - zapytał ponoć bardzo zdezorientowany.
- No tak, a co chciałby pan jeszcze załatwić? - padło w odpowiedzi.
- A rozmowy z kimś ważnym nie będzie? - chciał wiedzieć petent, ale jedyną odpowiedzą było tylko nieme zaprzeczenie ruchem głowy. Wtedy odwrócił się w stronę matki i huknął na całą salę - Na ch*j kazałaś mi się tak ubierać?! Że niby urząd! Że ważne! Na ch*j ja się tu męczę?!
Jak stał, tak wyszedł miotając przekleństwami, a zaraz za nim podreptała najprawdopodobniej jego matula.
Kilka dni temu, gdy kolejki były długie, nawet jak na polskie realia, a temperatura postanowiła udawać pełnie lata, w ogonku objawili się odświętnie ubrani Państwo, na oko matka z synem. Obydwoje pocili się jak murzynek w piekarniku, ale ani on nie poluzował krawata, ani ona nie zdjęła kapelusika z woalką. Gdy po pół godzinie dobrnęli w końcu do okienka, sytuacja z ciekawej zrobiła się komiczna.
- Proszę bardzo. - powiedział chłopak podając stosowne papiery. Urzędniczka szybko wbiła co miała wbić do komputera, podstemplowała, oddała co trzeba i woła następnego klienta. Chłopak wyglądał ponoć jak uderzony maczugą.
- Ale jak to tak? To już wszystko? - zapytał ponoć bardzo zdezorientowany.
- No tak, a co chciałby pan jeszcze załatwić? - padło w odpowiedzi.
- A rozmowy z kimś ważnym nie będzie? - chciał wiedzieć petent, ale jedyną odpowiedzą było tylko nieme zaprzeczenie ruchem głowy. Wtedy odwrócił się w stronę matki i huknął na całą salę - Na ch*j kazałaś mi się tak ubierać?! Że niby urząd! Że ważne! Na ch*j ja się tu męczę?!
Jak stał, tak wyszedł miotając przekleństwami, a zaraz za nim podreptała najprawdopodobniej jego matula.
Urząd skarbowy
Ocena:
706
(842)
Komentarze