Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89589

przez ~wczasowiczka ·
| Do ulubionych
Dziękuję za ciepłe przyjęcie mojej poprzedniej historii.

Zgodnie z zapowiedzią wrzucam koleją historię z cyklu "Piekielni wczasowicze".

Kilka lat temu, gdy nasz pierworodny miał ledwie parę miesięcy pojechaliśmy na wakacje nad jezioro. Wynajęliśmy domek w ośrodku, który dysponował własną plażą. Dla nas super, bo w razie czego dziecko można komfortowo przebrać czy nakarmić w domku, a nie szukać gdzieś na plaży dogodnego miejsca. Ośrodek ten reklamował się szumnie jako idealny dla rodzin z dziećmi, wszystko było urządzone pod rodziny z dziećmi. W dodatku do najbliższej cywilizacji czyli wioski z jednym sklepem było dobre 5km, czyli bez auta ciężko. Przyjechaliśmy przed sezonem licząc na mniejszy tłok i większy spokój.

Na miejscu spotkaliśmy się niestety z podwójną piekielnością.

Wspominałam w poprzedniej historii, że w tym roku naszymi sąsiadami byli robotnicy, na których nie można było narzekać. W tej historii jednak było zupełnie inaczej.

Jeden z domków wynajmowało trzech panów robotników. Pierwszego dnia uprzejme dzień dobry i kurtuazyjna wymiana zdań, panowanie wydawali się bardzo mili. Niestety, już pierwszego wieczoru dali się poznać jako bardzo rozrywkowi. O 18:00 powrót do domku z pracy, jeszcze w ubraniach roboczych "robili" jedną flaszkę, a potem to już hulaj dusza, piekła nie ma. Nie, piekielnością nie jest to, że pili. Piekielnością jest to, że od 18:00 do mniej więcej 22:00 raczeni byliśmy wrzaskami w łacinie podwórkowej, disco polo z telefonu oraz czasami (szczególnie jeden pan się w tym lubował) streszczeniem całego życiorysu z barwnym narzekaniem na ciężary życia wygłaszanym przez telefon jakiemuś "Ziutkowi" albo "Mariuszkowi" do którego pan miał akurat pretensje.

Właścicielka naszą skargę zbyła mówiąc, że cisza nocna zaczyna się o 22:00. Rozumiem, ale chyba jednak jakieś zasady współżycia społecznego obowiązują i to, że cisza nocna jest od 22:00 nie znaczy, że można w pozostałych godzinach wydzierać się w wniebogłosy i robić sobie koncerty disco-polo na tarasie. Dopiero gdy po trzech dniach powiedzieliśmy, że chcemy opuścić ośrodek i żądamy zwrotu pieniędzy, właścicielka się otrząsnęła i zwróciła panom uwagę. Co ciekawe, panowie wylecieli z domku. Bo jak widać inni się nie patyczkowali, tak jak my, bo ktoś z sąsiedniego ośrodka po prostu zadzwonił na policję i takiego wstydu właścicielka ośrodka nie zdzierżyła i panów pogoniła.

Wspomniałam wyżej o prywatnej plaży ośrodka. No właśnie. Pogoda dopisywała jak na koniec maja, więc na plaży spędzaliśmy dużą część dnia. Jakoś w połowie naszego pobytu do ośrodka zawitali maturzyści, sztuk ok.20. Młodzież się bawi, trzeba przyznać, że starali się być kulturalni i choć wieczorami bywali głośno to suma summarum zachowywali się całkiem ok.

Wielu innych wczasowiczów w ośrodku nie było, toteż najczęściej na plaży byliśmy tylko my i grupka młodzieży. Niestety, do naszych uszu zaczęły dochodzić rzucane niby mimochodem uwagi, że znowu przesiadujemy na plaży, nigdy nie ma tam luzu. Z początku myśleliśmy, że coś źle rozumiemy, może to nie o nas, ale z czasem już było wiadomo, że tak, to z nami mają problem, a konkretnie z tym, że muszą z nami dzielić plażę. Zastanawialiśmy się, w czym im przeszkadzamy, bo siedzimy daleko od siebie, w paradę sobie nie wchodzimy, dzieciak nie wyje.

Któregoś dnia wieczorem poszłam sama na plażę pogapić się na wodę. Przyuważyły mnie dwie maturzystki, podeszły do mnie i zaczęły niby uprzejmą rozmowę, skąd jesteśmy, na ile przyjechaliśmy i w końcu kiedy wyjeżdżamy. Po tej pseudouprzejmej wymianie zdań w końcu walnęły prostu z mostu, że cieszą się, że wyjeżdżamy za dwa dni, bo chociaż im kilka dni spokoju zostanie. W tym momencie zauważyłam, że dziewczyny są po prostu pijane. Zaczęły mi się żalić, że jak rezerwowali domki to właścicielka im w powiedziała, że w tym terminie jest zawsze niewiele rezerwacji więc pewnie będą sami i są bardzo niepocieszni tym, że jesteśmy tam my. Spytałam więc, w czym im przeszkadzamy.

Dziewczyny odpowiedziały, że oni chcieli się pobawić, pokąpać nago, zrobić imprezki wieczorem, a tak to muszą się hamować, bo jesteśmy my. I to wszystko tonem jakby opowiadały o tym, jak irytujące jest to, że przed randką z super ciachem nagle wyskoczył im pryszcz na czole. Przytakiwałam im z ironicznym zrozumieniem i życzyłam udanej zabawy po tym, jak już wyjedziemy.

Z jednej strony - no miło, że biorą wzgląd na sąsiadów. Z drugiej - nie wiem, czy złośliwe uwagi wobec obcych osób spowodowane złością, że jest inaczej niż sobie wyobrażali, są na miejscu. No i poza tym, być może są lepsze miejsca na szalone rozpoczęcie najdłuższych wakacji w życiu niż ośrodek reklamujący się jako "idealny dla rodzin z dziećmi" po środku niczego.

Trochę jednak wspominam tą sytuację z rozrzewnieniem, jak pomyślę, że dziewczyny akurat u mnie szukały pocieszenia w ich nieszczęściu ;)

ośrodek wczasowy

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (160)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…