Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#89593

przez ~mremre ·
| było | Do ulubionych
Często są tu historie o piekielnych właścicielach zwierząt. Osobiście bardzo bolą mnie te wpisy i pojawiający się pod nimi hejt na miłośników zwierząt. Dla równowagi więc historia o tym, jak ludzie zachowują się wobec nas, psiarzy i kociarzy, piekielnie.

Jestem takie 2w1. Mamy z chłopakiem dwa labradory i młodego kocurka. Mieszkamy w okolicy, gdzie jest mnóstwo zielonych terenów. Na osiedlu oczywiście nasze psiaki chodzą na smyczy i spuszczamy dopiero, gdy jesteśmy na polu, szczególnie, że akurat na tym terenie brak innych spacerowiczów, teren jest nierówny, nie ma nim ścieżek, w związku z czym można tam uświadczyć tylko obecności innych psów i ich opiekunów.

Idę sobie późnym popołudniem na spacer z moimi czworonogami. Psy młode, więc bardzo ruchliwe. Nagle z na przeciwka pojawiła się kobieta z wózkiem dziecięcym i chłopcem, może 5-latkiem. Co tam robiła, nie wiem, bo jak mówiłam, to teren wybitnie niewygodny do spacerowania, zwłaszcza z wózkiem. Moje psiaki podbiegły w ich kierunku, jednak zatrzymały się w sporej odłegłości. Dodam, że ani nie szczekały ani nie wykazywały się żadną agresją. Dziecko natychmiast zaczęło ryczeć, że się boi, matka schowała go za sobą. W tym samym czasie ja psy odwołałam, te jednak zaniepokojone płaczem dziecka, nie wracały. Matka krzyknęła do mnie, żebym zabrała psy. Powiedziałam, żeby dziecko się uspokoiło to same wrócą, bo to wycie je niepokoi. Kobieta jednak ciągle nalegała na to, abym psy zabrała, więc dla świętego spokoju wzięłam je na smycz. Kobieta wywaliła do mnie z pretensją, że skoro widzę, że dziecko się boi to mogłabym łaskawie psy zabrać. Ja jej zwróciłam uwagę, że dziecko chyba powinna zabrać do psychologa, bo taka histeria na widok psa nie jest normalna. Zostałam zwyzywana od bezczelnych bab, które nie mają zrozumienia dla fobii jej bąbelka. No nie mam zrozumienia, bo wychowanie jej dziecka to nie mój problem.

Druga sytuacja dotycząca naszego kocurka. Kocurka adoptowaliśmy z fundacji, gdy miał kilka miesięcy. Został odłowiony z ulicy. Małego staramy się nie wypuszczać z mieszkania i zrobić z niego typowego kota domowego, nie jest to jednak łatwe, bo ciągnie go na zewnątrz i czasem ucieka. Dodam, że w okolicy mamy całą masę bezpańskich kotów dokarmianych przez okoliczne emerytki. Z pretensjami przyszedł do mnie jeden z sąsiadów, bo jakiś kot nasikał na klatce i na pewno był to mój. Zapytałam skąd niby wie, że akurat kot nasikał i do tego akurat mój. Argumentem było "a kto niby inny mógł nasikać?" No nie wiem? Jakiś menel? Bezpański kot? Odmówiłam sprzątania po kimś, co skutkowało z jego strony skargą do administracji. Wyjaśniłam jednak pani z administracji przez telefon, że nie ma żadnych podstaw do tego, aby sądzić, że to nasz kotek zabrudził klatkę, w związku z czym nie będę tego sprzątać. Na szczęście pani okazała się rozsądna i machnęła ręką na skargę.

Wisienką na torcie są moi rodzice, którzy ciągle czepiają się nas, że mamy za dużo zwierząt, a po co w ogóle zwierzęta w bloku, miejsca będzie brakowało jak dziecko się pojawi. Już samo czepianie się tego, że mamy zwierzęta jest piekielne, a już zakładanie, że pewnie będziemy mieć dziecko, jeszcze tą piekielność potęguje.

Naprawdę, spróbujcie czasem spojrzeć na sytuację z drugiej strony zanim znów wylejecie pomyje na zwierzęta i ich właścicieli.

zwierzątka

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (17)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…