Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89651

przez ~losia ·
| Do ulubionych
Mieszkam w niewielkim mieście, będącym jednocześnie sypialnią miasta wojewódzkiego. Boom na kupowanie mieszkań w naszej miejscowości zaczął się jakieś 5 lat temu, kiedy mieszkania w większym mieście zaczęły być nieosiągalne, nawet dla ludzi tam pracujących. Jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać nowe inwestycje.

W miasteczku mamy jeden większy park. Poza tym raczej skwerki, nieużytki nazywane hucznie łąkami, pod blokami raczej smutnawe placyki zabaw z jedną huśtawką i piaskownicą.

Pewnie więc nikogo nie zdziwi, że popołudniami i w weekendy, przy ładnej pogodzie park tętni życiem. Mamy tu duży, nowoczesny plac zabaw, boisko do piłki nożnej i koszykówki, parę sprzętów do ćwiczeń, stawik, duuuużo ławek i parę stołów, przy których można usiąść, a także stoliki z szachownicami. W weekend mamy tu sielankę, chodzą ludzie z psami, dzieci bawią się na placu zabaw, młodzież gra w piłkę, emeryci grają w szachy, czasem ktoś zrobi sobie piknik. I tak sobie miło spędzamy czas.

Do czasu, oczywiście. A konkretnie do czasu, gdy miasto sprzedało deweloperowi teren graniczący z parkiem. Widziałam ogłoszenia o sprzedaży tych mieszkań - cenę na pewno windował fakt, że inwestycja powstawała tuż przy naszym pięknym parku.
Inwestycja zakończona, lokatorzy się wprowadzają.

I nagle do miasta zaczynają spływać skargi. Skargi od lokatorów na park. Bo głośno. Dzieci się drą, ludzie sobie pikniki urządzają, młodzież puszcza muzykę na boisku, psy szczekają. Autorka tych skarg domagała się likwidacji parku, bo uniemożliwia jej spokojne korzystanie ze swojego mieszkania. Likwidacji parku. Z początku napłynęło od niej kilka skarg, z czasem jednak, za jej namową, także inni mieszkańcy tych bloków zaczęli pisać skargi podobnej treści. Urząd miasta cierpliwie odpisywał, że jest regulamin korzystania z terenu zielonego jakim jest park i dopóki punktu regulaminu są przestrzegane, nie ma powodów do skarg, a jeśli regulamin będzie łamany, proszę dzwonić na policję.

Grupa przeciwników parku się jednak nie poddawała i zaczęła pod byle pretekstem dzwonić na policję, za którymś razem prowodyrka akcji dostała mandat za nieuzasadnione wezwanie służb.
Wojenka sobie trwała i skutecznie zagęszczała atmosferę w miasteczku, gdzie prawie każdy zna prawie każdego. Do czasu, aż pewnej wieczornej nocy grupka lokalnej młodzieży z niezbyt dobrych domów urządziła sobie posiadówkę w parku. Jak takie posiadówki wyglądają, pewnie się domyślacie. I tym razem ktoś wezwał policję. Dla młodych dobrze się to nie skończyło, szczególnie, że część z nich była nieletnia.

Przedziwnym zbiegiem okoliczności kilka dni później auto pani prowodyrki protestów przeciwko parkowi zostało mocno upiększone.

I skargi ustały. Nagle park nie przeszkadza. Nawet gdy grupka lokalnej młodzieży racząca się procentami wieczorami nie przeszkadza.

A skąd to wiem? A stąd, że inicjatorką całej akcji jest osoba, z którą pracuję. Która zresztą wszystkim chwaliła się wszem i wobec i była święcie przekonana, że racja jest po jej stronie, bo ona grube pieniądze zapłaciła za to mieszkanie, prawie jak w stolicy województwa, gdzie obie pracujemy, więc chce mieć tam wysokie standardy, a na takiej wsi to ma być cisza i spokój, wszyscy mają siedzieć w domach albo iść na spacer na pole. Bo ona po to się wyprowadziła z wojewódzkiego, żeby spokój mieć. I nie spodziewała się, że na takich wiochach mieszkają tacy sami ludzie, jak w wielkim mieście, którzy też chcą miło spędzać czas, a nie kisić się przed telewizorem w domu. No dobra, tak tego nie ujęła ;) Ale myślę, że dość dobrze przekazałam sens jej słów.

Tak sobie myślę - i po co jej to było? Nie popieram niszczenia cudzego mienia, ale trochę to przykre, że tylko takie argumenty dotarły

park

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 170 (186)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…