Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89808

przez ~elzbietatrzecia ·
| Do ulubionych
Temat na czasie - chore dzieci w przedszkolach.

Nasza pociecha, dziś już dumna uczennica drugiej klasy podstawówki, chodziła na początku do kameralnego, prywatnego żłobka. Oddaliśmy tam pod opiekę dopiero, gdy miała 2 latka, bo niestety nie byliśmy w stanie już tak układać planów w pracy, żeby któreś z nas mogło z nią zostać w domu. Płaciliśmy jak za zboże, bogaczami nie jesteśmy, ale wyboru nie mieliśmy za bardzo. Żłobek droższy niż konkurencja, ale za to maleńkie grupy, głośno reklamował się, że oferuje serdeczną, indywidualną opiekę, co było dla nas ważne. Nasza córa była nieśmiałym, wycofanym dzieckiem, dosłownie przyklejonym do mamusi. Nasza mała jednak długo tam nie pochodziła ze względu na pewne zdarzenie.

Na początku każde dziecko sporo choruje, każdy to wie, byliśmy na to przygotowani. Podchodziliśmy do tego poważnie, nigdy nie posyłaliśmy młodej do żłobka, gdy źle się czuła lub miała objawy przeziębienia. Z czasem było lepiej, a mimo to nadal często nam się zdarzało, że gdy odbieraliśmy ją ze żłobka, opiekunka mówiła, że mała była osowiała i chyba jest chora, więc lepiej, żeby kilka dni została w domu. I zawsze posłusznie to robiliśmy, choć potem w domu nic takiego nie obserwowaliśmy. Pytaliśmy czy może ten brak energii nie wiążę się z tym, że mała zwyczajnie źle znosi rozłąkę z nami - zostaliśmy dosłownie wyśmiani.

Z czasem zauważyłam, że sporo osób krytykuje ten żłobek za notoryczne odsyłanie dzieci do domu pod byle pretekstem. Widziałam też osobiście, jak rodzice wykłócali się pracownicami, że dzieci na pewno nie są chore (wtedy uważałam, że to żenujące i nieodpowiedzialne). Wiadomo, że takim opiniom nie można wierzyć bezwarunkowo, ale zaczęło się to pokrywać z moimi obserwacjami.

Do senda, czyli do zdarzenia, po którym definitywnie zabraliśmy młodą z tego żłobka.

Dyrektorka żłobka dzwoni do mnie wczesnym popołudniem, żeby zabrać młodą, bo ma gorączkę. Byłam totalnie zaskoczona - tak szczerze, naprawdę nic nie wskazywało na infekcję, zaczęłam po drodze rozmyślać czy to może nie jakieś zatrucie pokarmowe czy inne świństwo.

Wpadam do żłobka, wychodzi do mnie opiekunka z małą. Mała nie miała absolutnie ciepłego czoła, więc spytałam, skąd pani wie, że ma gorączkę. Pani odpowiedziała, że mała marudziła przy drugim śniadaniu, nie chciała jeść, wyglądała na ospałą. Pani wraz z koleżanką położyły ją na podłodze, ściągnęły spodenki i majtki i MIMO WYRYWANIA SIĘ I PŁACZU córy wsadziły jej termometr do pupy, a ten wskazał całe 37,3 stopnia. Powiem, dla osób, które się nie orientują, że od temperatury mierzonej w odbycie należy odjąć 0,5 stopnia, a u dzieci w tym wieku temperatura 37 stopni jest uznawana za normalną. Plus opiekunkom w żłobku nie wolno mierzyć temperatury dzieciom w odbycie.

Po prostu wyszłam z siebie. Teraz to ja byłam tą matką-wariatką wykłócającą się z personelem. Przede wszystkim o to, jak można małemu dziecku na siłę ściągać ubranie i wsadzać coś w odbyt.
Złożyłam skargę do dyrekcji - panie nagle zmieniły wersję wydarzeń, stwierdziły, że wcale nie mierzyły w pupie tylko na skroni i wyszło ponad 38 stopni.

Młoda oczywiście więcej do żłobka nie poszła. Próbowaliśmy nawet złożyć skargę w urzędzie gminy, gdzie z niechęcią ją przyjęto, a następnie pewnie wylądowała w koszu, bo jak się okazało dyrektorka jest z włodarzami miasta w przyjacielskich stosunkach.
Niemniej jednak skarg chyba było na tyle dużo, że w końcu żłobek się zamknął.

zlobek

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (174)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…