Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89914

przez ~pustynnaburza ·
| Do ulubionych
Zadziwia mnie czasem z jaką lekkością ludzie nazywają swoje relacje między ludzkie przyjaźniami.

W życiu miałem jednego przyjaciela, niestety zmarł w dość młodym wieku. Mam znajomych, kolegów, ale żadnych przyjaciół. Jak komuś powiem, że nie mam przyjaciół, to otrzymuję porcję współczującego cmokania i rad, że powinienem sobie jakichś znaleźć.

Tak się tylko zastanawiam, po co? Nie staram się na siłę zacieśniać kontaktów z ludźmi wokół mnie, bo razi mnie wszechobecna hipokryzja, mówienie o przyjaźni w kontekście zwykłej znajomości. Pewnie chcielibyście konkretów? No to przestawiam niektóre przykłady.

1. Żona miała przyjaciółkę na dobre i na złe. Od kilku lat regularnie się spotykały, plotkowały, a żona zawsze mówiła, że to jej najlepsza przyjaciółka. Wiecie do kiedy przyjaźń trwała? Do czasu aż żona zaszła w ciążę. Jak przestała z przyjaciółką robić weekendowe wypady na miasto i plotkować o facetach przy winie, to okazało się, że psiapsi gwiżdże na taką przyjaźń i woli spotykać z alkoholowymi koleżankami z pracy, które przez lata z pasją obgadywała z moją żoną.

2. Tak zwany przyjaciel mojego ojca. Wieloletni sąsiedzi, wspólne grillowanie, wędkowanie i majsterkowanie. Latami słyszałem, że Zbysiu to prawdziwy przyjaciel. Zbysiu przestał być przyjacielem, gdy po pijaku wjechał ojcu w płot i stwierdził, że nie ma zamiaru płacić za szkodę, bo jak to tak od przyjaciela kasę zdzierać.

3. Kolejny przyjaciel ojca był przyjacielem na dobre i na złe, dopóki ojciec mu pomagał ogarniać życie. Jak już wyszedł na prostą to przestał ojcu nawet "cześć" na ulicy mówić.

4. Inna przyjaciółka mojej żony stwierdziła, że mogą się nadal ekhm, kolegować, ale chce ograniczyć kontakty, bo żona postanowiła wyjść za mnie za mąż. A ja jestem dziwakiem i nie będę się dogadywał z jej fagasem, więc taka przyjaźń, w której nie można wyjść na podwójną randkę nie ma sensu.

5. Jeden kolega z pracy gorąco mnie namawia na zacieśnienie z nim więzi, bo przecież tak dobrze się dogadujemy. Mówię gościowi, że na piwo możemy wyskoczyć, czemu nie, ale nie mam potrzeby szukać sobie powiernika, więc żeby przestał z łaski swojej wypytywać mnie o moje życie łącznie z tym, co jadła moja matka jak była ze mną w ciąży (jego zdaniem z tego mogą wynikać moje trudności w nawiązywaniu kontaktów). Gostek zaczyna się rozwodzić nad tym jak dobrze mieć przyjaciół i o swojej wspanialej przyjaźni z kolegą ze szkolnych lat. Parę dni później przy drinku zaczyna o rzeczonym przyjacielu mówić per "chuuj, skuurwiel, palant". Bo ponoć gapi się jego żonie w cycki.

6. Koleżanka i kolega z pracy są znajomymi od lat i tytułują się "najlepszymi przyjaciółmi". Wszem i wobec opowiadają o sile swojej przyjaźni, o tym, że nawet ich żeniaczka/zamążpójście nie zmieniło tego, że są dla siebie bratnimi duszami i nawet ich małżonkowie to zaakceptowali. Jakiś czas później oboje zostają zwolnieni, bo jeden z kierowników przyłapał ich na bzykaniu się w konferencyjnej. Nawet tego nie skomentuję.

7. Wisienka na torcie, czyli mój niedoszły przyjaciel. Z gościem miałem tak dobry kontakt, że pierwszy raz od śmierci przyjaciela czułem z kimś tak dobrą nic porozumienia (no, poza żoną, ale to co innego). On sam zaczął nazywać mnie bratem, wspieraliśmy się, można było o wszystkim pogadać. Ta znajomość nie przeszła jednak jednej próby. Zadzwoniłem do kumpla, aby podwiózł mnie do szpitala, gdy umierała w nim moja matka. Mieszkał w sąsiedztwie, a nim taksówka przyjechała by na zadupie, na którym mieszkałem wtedy, czekałbym pewnie 1-2h. Wiecie co dla kolegi było ważniejsze? Mecz w telewizji. I to nawet nie jego ulubionej drużyny, ale już się ułożył na kanapie, dresy założył to nie będzie już wychodzić.

Kogoś jeszcze dziwi, że nie chcę mieć "przyjaciół"?

przyjaciele

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (176)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…