Od ponad miesiąca mieszkam z moim wybrankiem. Zamieszkuje z Nami również mój pies staruszek-jamnik.
Wszystko ładnie, pięknie, ale jest łyżka dziegciu w tym pucharze słodyczy.
Obok nas, mieszka wielce niesympatyczna matrona, w wieku 60+, z niepełnosprawną matką. Dysputy na klatce schodowej, darcie się tak, że słyszę ją od parteru to codzienność. Niestety, mój biedny jamnikowy senior stał się dla tej pani wrogiem numer jeden - dlaczego, zaraz się dowiecie.
Jaki jest jamnik - każdy wie. Alarm na czterech krótkich łapkach.
Kilkanaście dni temu w/w sąsiadka szła po klatce schodowej jak stado słoni i walnęła ciężką siatką w nasze drzwi.
Pies znalazł się przy drzwiach w dwie sekundy i zaczął szczekać.
Pani najwidoczniej się to nie spodobało, że została przyłapana na gorącym uczynku bo zaczęła na klatce wykrzykiwać inwektywy skierowane do psiaka :
- Zamknij się je**** kundlu! Będzie mi tu pokraka szczekała!
Tego samego dnia, zaczepiła mojego partnera żądając aby zrobił "coś" z psem, bo uwaga... takie psie wyszczekiwanie jest karalne. Padły też obietnice pozbycia się nas, bo "wynajmujemy mieszkanie, gdyż nie ma nas na liście lokatorów", buńczuczne teksty, że właściciel mieszkania jest już powiadomiony i niebawem przyjedzie nas stąd wyrzucić :D
Partner wiedział ode mnie o tej sytuacji, i zapytał panią, czy robienie wgniotek ciężką siatką w cudzych drzwiach także jest karalne według niej, bo pies zareagował na walenie w drzwi, co było całkowicie zasadne - bronił swojego terytorium. Poinformował ją też z uśmieszkiem numer 5, aby się nie ośmieszała, bo właściciel mieszkania we własnej osobie stoi przed nią, i słucha jej bełkotu.
Zawozimy psa do moich rodziców, gdy wychodzimy gdzieś na dłużej - moja mama zawsze chętnie zajmie się psem, nakarmi, wyprowadzi. Wszystko po to aby durna baba go nie szczuła, i nie robiła gównoburz.
Niestety, dziś ledwo wróciłam do domu, z pracy - odwiedził mnie patrol policji przybyły na interwencję w sprawie całodziennego zakłócania spokoju przez psa (!). A psa przecież nie było, bo dopiero co wdepnęłam do domu, aby coś zjeść i dopiero po tym go odebrać.
Zaprosiłam panów do środka, okazałam, że psa nie ma - na środku pokoju królowało puste rozgrzebane psie leże. Wyjaśniłam sytuację, i panowie kręcąc głowami nad indolencją umysłową tej pani, poszli sobie.
Kusi mnie, aby okazać się równie piekielna jak ona i zgłosić do jakiejś instytucji, jak czule zwraca się do własnej matki.
Noc z niedzieli na poniedziałek, 2:25 i ryk zza ściany + płacz starszej pani:
- Stara ku... znowu zaszczałaś pieluchę?!
Eh, i takie coś śmie mi zwracać uwagę..
Edit: Dziś rano (20.12) wstałam z silną decyzją powiadomienia lokalnego OPS. I zrobiłam to, ledwo otworzyłam oczy. Może to jakoś pomoże tej biednej staruszce...
Wszystko ładnie, pięknie, ale jest łyżka dziegciu w tym pucharze słodyczy.
Obok nas, mieszka wielce niesympatyczna matrona, w wieku 60+, z niepełnosprawną matką. Dysputy na klatce schodowej, darcie się tak, że słyszę ją od parteru to codzienność. Niestety, mój biedny jamnikowy senior stał się dla tej pani wrogiem numer jeden - dlaczego, zaraz się dowiecie.
Jaki jest jamnik - każdy wie. Alarm na czterech krótkich łapkach.
Kilkanaście dni temu w/w sąsiadka szła po klatce schodowej jak stado słoni i walnęła ciężką siatką w nasze drzwi.
Pies znalazł się przy drzwiach w dwie sekundy i zaczął szczekać.
Pani najwidoczniej się to nie spodobało, że została przyłapana na gorącym uczynku bo zaczęła na klatce wykrzykiwać inwektywy skierowane do psiaka :
- Zamknij się je**** kundlu! Będzie mi tu pokraka szczekała!
Tego samego dnia, zaczepiła mojego partnera żądając aby zrobił "coś" z psem, bo uwaga... takie psie wyszczekiwanie jest karalne. Padły też obietnice pozbycia się nas, bo "wynajmujemy mieszkanie, gdyż nie ma nas na liście lokatorów", buńczuczne teksty, że właściciel mieszkania jest już powiadomiony i niebawem przyjedzie nas stąd wyrzucić :D
Partner wiedział ode mnie o tej sytuacji, i zapytał panią, czy robienie wgniotek ciężką siatką w cudzych drzwiach także jest karalne według niej, bo pies zareagował na walenie w drzwi, co było całkowicie zasadne - bronił swojego terytorium. Poinformował ją też z uśmieszkiem numer 5, aby się nie ośmieszała, bo właściciel mieszkania we własnej osobie stoi przed nią, i słucha jej bełkotu.
Zawozimy psa do moich rodziców, gdy wychodzimy gdzieś na dłużej - moja mama zawsze chętnie zajmie się psem, nakarmi, wyprowadzi. Wszystko po to aby durna baba go nie szczuła, i nie robiła gównoburz.
Niestety, dziś ledwo wróciłam do domu, z pracy - odwiedził mnie patrol policji przybyły na interwencję w sprawie całodziennego zakłócania spokoju przez psa (!). A psa przecież nie było, bo dopiero co wdepnęłam do domu, aby coś zjeść i dopiero po tym go odebrać.
Zaprosiłam panów do środka, okazałam, że psa nie ma - na środku pokoju królowało puste rozgrzebane psie leże. Wyjaśniłam sytuację, i panowie kręcąc głowami nad indolencją umysłową tej pani, poszli sobie.
Kusi mnie, aby okazać się równie piekielna jak ona i zgłosić do jakiejś instytucji, jak czule zwraca się do własnej matki.
Noc z niedzieli na poniedziałek, 2:25 i ryk zza ściany + płacz starszej pani:
- Stara ku... znowu zaszczałaś pieluchę?!
Eh, i takie coś śmie mi zwracać uwagę..
Edit: Dziś rano (20.12) wstałam z silną decyzją powiadomienia lokalnego OPS. I zrobiłam to, ledwo otworzyłam oczy. Może to jakoś pomoże tej biednej staruszce...
Ocena:
131
(149)
Komentarze