Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90052

przez ~Umowaumowaaziemiajestnasza ·
| Do ulubionych
Słowem wstępu:

Gdy mieszkałam jeszcze z rodzicami, przyjaźnili się oni ze starszym małżeństwem z ostatniego piętra naszego PRLowskiego bloku. Była to na tyle głęboka relacja, że nazywałam ich ciocią i wujkiem, a co więcej, czasem zostawałam pod ich opieką. Mieli oni dwójkę dzieci- syna i córkę, którzy gdy ja byłam mała, byli już dorośli i wkrótce wyjechali za granicę. Do rodziców przyjeżdżali co jakiś czas, ale z tego co wujek mówił, nie mieli nigdy już dobrego kontaktu, bo wujek z ciocią przestali ich finansować- nie dali na dom, ani na auto etc.

Wujkowie mieli też działeczkę z tyłu naszego bloku - był to były teren PGR, z którego nic nie zostało poza jedną stodołą. Wtedy każda z osób, które pracowały w PGR dostała małe działeczki (ok. 800-1000 m2). Ale w miarę upływu lat, przejął wszystko jeden rolnik, poza właśnie działeczką wujków i jeszcze jednych sąsiadów. I często mój tato pomagał wujkowi robić coś na działce, spędzaliśmy tam razem czas- było to fajne miejsce, aby wyrwać się z wielkiej płyty.

Jednak trzy lata temu ciocia niespodziewanie zmarła. Położyła się spać i rano już nie wstała. Wujek bardzo to przeżył i myśleliśmy już, że się nie pozbiera - miał wtedy 83 lata i z ciocią świętowali 55 lecie małżeństwa. Moi rodzice ciągle do niego zaglądali, pomagali z zakupami i starali się go czymś zająć, aby nie siedział w pustym mieszkaniu. Nawet namówili go na kota, którego zadeklarowali się zabrać gdyby wujek umarł (bo wujek chciał takie zwierzę ale starsze i stabilne i pod warunkiem późniejszej adopcji przez rodziców, bo według jego słów, jego dzieci kotów nienawidzą i mieszkanie wezmą a jego wyrzucą).

I niestety wujek zaczął też podupadać na zdrowiu. Wejście na 4 piętro go przerastało, myślał poważnie o zamienienie się mieszkaniami z inną sąsiadką za dopłatą. Stwierdził też, że na działkę to już nie ma siły i że chętnie by komuś ja sprzedał. No i zaproponowałam, że wraz z mężem możemy ją kupić, bo i tak myśleliśmy o jakimś malutkim domku, gdyby nasi rodzice wymagali już większej opieki i wymagana by była nasza obecność (oboje jesteśmy z tego samego miasta, a aktualnie mieszkamy 300 km od niego).

Wujek się na to zgodził i ucieszył, bo nadal zostawiliśmy mu klucze do działki, żeby mógł z niej cały czas korzystać, dopóki nie weźmiemy się za budowę. Potem gdy zaczęliśmy robić fundamenty przychodził patrzeć na budowę, bo robiliśmy dom w technologii szkieletowej i nie mógł się nadziwić jak to szybko idzie. Niestety oficjalnego otwarcia domu nie doczekał i zmarł w listopadzie, gdy skończyliśmy się urządzać przed świętami.

I tu obudziły się jego dzieci. Mieszkanie wujek zamienił na mniejsze, kawalerkę na parterze, gdy sąsiadka zamieszkała w jego 3 pokojowym na ostatnim piętrze, no ale przecież działka jest. I to jeszcze z domkiem.

Przyszli więc do moich rodziców z informacją, że oni wymawiają nam dzierżawę z 1 stycznia i mamy się wyprowadzić. Moi rodzice powiedzieli, że dzierżawy już nie ma (wcześniej dzierżawili kawałek pod garaż i budki dla bezdomnych kotów), a wujek sprzedał nam ziemię prawie rok temu. Nie, oni mają na to papiery, że jest dzierżawa, a żadnej sprzedaży nie było. Na co moi rodzice podali mój telefon, bo oni aktu własności nie mają, żebyśmy sobie porozmawiali. I bardzo dobrze zrobili, bo dzieci wujków:
- stwierdzili, że sprzedaż przez wujka jest nieważna, bo oni też dziedziczyli po mamie i mieli swój udział, którego nie sprzedali,
- mam w tym momencie opuścić działkę i oddać im klucze
- podadzą mnie do sądu o wyłudzenie od starszego Pana, który miał demencję, działki,
- jak nie wyjdę dobrowolnie to oni zmienią zamki i spalą mi tę kartonową budę, chyba że zapłacę im za dzierżawę 30 tysięcy rocznie.

I w tym momencie rozjaśniło mi się, dlaczego wujkowie najpierw zrobili testament, w którym powołują się wzajemnie do dziedziczenia, a dzieci zostają z niczym i dopiero po śmierci i mamy i ojca są powołani z ustawy do spadku. Wiemy to z aktu notarialnego, który wujek nam okazał do wglądu przed sprzedażą działki, bo też mieliśmy wątpliwości czy dzieci nie dziedziczą po mamie.

Powiedziałam więc, że ja mam wszystkie papiery, wujek do samego końca był bystry, teren jest kamerowany z podglądem 24/7 (chociaż intencją kamer było podglądanie bezdomniakow i sarenek, które lubiły przychodzić pod działkę), a czujka podłączona pod straż pożarną. Mogą więc o wszystkim zapomnieć.

Powiedzieli, że podadzą mnie do sądu. Więc czekam na pozew.

Wioskomiasto

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 202 (210)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…