Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90116

przez ~ciamajda ·
| Do ulubionych
Historia z dawnych lat, kiedy z braku lepszego pomysłu na siebie po maturze wyjechałam niby na parę miesięcy do Holandii. Zostałam ciut dłużej, ale nie o tym będzie, a o tym jak dostałam tam ciężką lekcję życia.

Zaczynałam od wynajmowania pokoju na spółkę ze znajomą mojej kuzynki i pracy pokojówki w pewnym pseudo luksusowym hotelu. Płaca była marna, praca ciężka, stresująca, na akord. Najgorsza jednak była szefowa housekeepingu, Niemka, która zapewne w czasach II wojny światowej świetnie odnalazłaby się jako strażniczka obozowa. Nie było dnia, żeby nie zrobiła komuś awantury, nigdy nie była zadowolona, a gdy jedna osoba zrobiła błąd, cała zmiana dostawała opieprz.

Powodem do robienia całej ekipie awantury mogła być na przykład skarga od gościa na smugę na szklance albo okruszek znaleziony pod łóżkiem. Dodam, że na posprzątanie pokoju mieliśmy jakieś 10 minut. Do tego często brakowało personelu, bo hotel zatrudniał na jakichś niejasnych umowach prawie samych obcokrajowców, którzy czasem po prostu z dnia na dzień przestawali przychodzić do pracy.

Razem ze mną pracowała Greta, 18-letnia Łotyszka. Greta przyjechała do Holandii kilka lat wcześniej z mamą i ciotką, nie chciała jednak z nimi mieszkać twierdząc, że są toksyczne. Zaprzyjaźniłyśmy, byłyśmy w podobnie trudnej sytuacji i ciężko znosiłyśmy atmosferę w pracy.

Po kilku miesiącach takiej harówki szefowa znów urządziła awanturę, tym razem najbardziej oberwało się mi i innej pokojówce z Polski, bo uwaga, jakaś Polka, którą widziałyśmy tam może dwa razy po prostu przestała przychodzić do pracy. Słuchałyśmy wywodów o tym, jakie Polki są leniwe i nieodpowiedzialne i chyba trzeba wszystkie wyrzucić, żeby już takich niespodzianek nie było. W ogóle kobieta uwielbiała narzekać na obcokrajowców, często darła się, że nie umiemy pracować, bo w naszych krajach ludzie tylko kradną, ale teraz jesteśmy w cywilizowanym kraju i mamy się dostosować.

Po tej sytuacji powiedziałam Grecie, że dłużej tego nie wytrzymam, ale boję się, że nie znajdę innej pracy, bo nie znam języka i władam tylko angielskim. Greta powiedziała wtedy, że ma kolegę, który prowadzi bar i szuka kelnerek, język niepotrzebny, bo gośćmi są głównie obcokrajowcy i angielski wystarczy. Zaproponowała, abyśmy obie zaczęły tam pracę.
Stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia i wybrałam się z nią na rozmowę z tym kolegą.

Peter przedstawiał się jako Holender, miał około 30 lat. Moim zdaniem pochodził gdzieś z Europy Wschodniej, ale wtedy nie robiło mi to różnicy. Bar znajdował się w centrum miasta, miałam zarabiać lepiej niż w hotelu, a napiwki podobno potrafiły być spore. Razem z Gretą wspólnie zaczęłyśmy pracę. Najczęściej pracowałyśmy razem z Peterem, a w spokojniejsze dni tylko jedna z nas razem z nim.

Faktycznie na początku byłam zadowolona z pracy. Niemniej szybko zorientowałam się, że bar jest specyficznym miejscem, gdzie często przesiadywały młode dziewczyny podrywające starszych mężczyzn, wyglądających na dzianych. Peter na początku twierdził, że nie ma nic z tym wspólnego, ale Greta powiedziała mi kiedyś, że część z tych kobiet to profesjonalistki, a Peter toleruje to, że szukają tam klientów, w zamian za to, że naciągają facetów w barze na możliwie drogie trunki. Czasami podejrzewałam, że Greta też umawia się z klientami po pracy. Ale nie wtrącałam się, nie pytałam - dlaczego miałabym? Greta twierdziła, że po prostu czasem wymienia się z nimi numerami, aby normalnie umówić się na randkę, czasem wymyślała jakieś dziwne historie o tym, że niby chce od nich kupić samochód albo mogą jej załatwić lepszą pracę.

Zdarzało się, że klienci próbowali i mnie proponować spotkania w wiadomym celu po pracy. Czasem mówiłam o tym Peterowi, a on mówił, że nie ma nic przeciwko, ale gdyby do tego doszło, mam go koniecznie informować. Atmosfera zrobiła się dziwna gdy kiedyś zagadałam się z jednym klientem, a następnego dnia Peter natarczywie dopytywał, czy się z nim spotkałam po pracy. Gdy zaprzeczałam, naciskał na mnie, ale uśmiechając się, mówiąc, że po prostu on musi takie rzeczy wiedzieć i mam nie bać się mu o tym mówić.

Dochodzimy do clue historii.

Pewnego wieczoru w barze siedział facet - typowy biznesmen w średnim wieku. Pił drinka, ciągle z kimś telefonował, ogólnie był niezainteresowany otoczeniem, sprawiał wrażenie zdenerwowanego. Starałam się mu nie przeszkadzać, podałam drinka i więcej nie podchodziłam do niego. Greta kilkakrotnie podchodziła do niego i zagadywała, proponowała kolejne drinki, czym ten był w pewnym momencie już poirytowany. W końcu wstał, poprosił mnie o rachunek, który wynosił jakieś 15€. On wręczył mi 100€, mówiąc, że mam zatrzymać resztę, ale nie dawać tej nachalnej koleżance. Ja, jako oczywiście superlojalna psiapsi, pod koniec pracy opowiedziałam Grecie o sytuacji i jak co wieczór, podzieliśmy się napiwkiem - również tym od tego gościa.

Następnego dnia miałam wolne, więc zdziwiłam się, gdy Peter do mnie napisał czy mogę przyjść po południu do baru, bo musimy pogadać. Przyszłam, zastanawiając się o co chodzi. Peter powiedział, że była u niego policja, bo klient zgłosił u nich, że go okradłam, nie wydając reszty. Byłam zszokowana i od razu powiedziałam, że chcę iść na policję to wyjaśnić - przecież nikogo nie okradłam, a w razie czego oddam ten napiwek. Peter powiedział, że nie ma takiej potrzeby, bo on policji oddał pieniądze za mnie i załagodził sytuację, ale po pierwsze mam mu te pieniądze oddać, po drugie jestem zwolniona. Zwolniona, bo wiadomo, on nie chce problemów z policją i złodziejki nie będzie trzymał, a po drugie Greta opowiedziała mu, że jestem nachalna wobec gości i umawiam się z nimi po pracy i mu o tym nie mówię. Zaprzeczyłam temu i zażądałam konfrontacji z Gretą. Powiedziałam, że skoro mam oddać pieniądze od tego gościa, to połowę ma Greta, niech ona swoją część odda. Peter powiedział, że on nie widzi potrzeby konfrontacji, Greta to jego koleżanka i on jej ufa, więc mam oddać kasę, klucz do lokalu i spadać.

I tu kolejny problem. Nie miałam klucza do lokalu. Został mi powierzony raz czy dwa, ale poza tym nigdy nie zabierałam go ze sobą do domu. Peter naciskał, że pamięta, że dawał mi klucz i mam mu go oddać albo zwrócić 1000€ za wymianę zamka. Byłam przerażona, zaczęłam płakać, on na mnie krzyczał, ale w pewnym momencie uspokoiłam się trochę i powiedziałam, że mi wszystko jedno - niech dzwoni na policję, niech mnie poda do sądu, ale ja tego klucza nie mam i pieniędzy za zamki też mu nie oddam. Peter o dziwo szybko odpuścił, rzucił mi tylko, że dla niego to grosze i mam mu się więcej na oczy nie pokazywać.

Oczywiście, po wyjściu natychmiast pojechałam do Grety - zapytałam dlaczego kłamała na mój temat. Ta najpierw wypierała się, aby kiedykolwiek coś o mnie mówiła. Zapytałam więc, co z tą sytuacją z poprzedniego dnia, przecież mówiłam jej, że dostałam napiwek i się z nią podzieliłam, mogła to wyjaśnić Peterowi. Ona stwierdziła, że żadnej takiej rozmowy nie pamięta, a poza tym na pewno ukradłam te pieniądze, bo przecież wszystkie Polki to dziwki i złodziejki.

Byłam totalnie rozbita tym wszystkim. Gdyby nie wsparcie psychiczne współlokatorki bezpośrednio po całej sytuacji, chyba bym się załamała. Pomogła mi wtedy dojść do siebie, znaleźć inną pracę, a w końcu przeprowadzić się do innego miasta - powiem szczerze, nie chciałam tam mieszkać, bo bałam się Petera. Szczególnie, że moja współlokatorka, która mieszkała tam już kilka lat, zasugerowała, że Peter może być kryminalistą i prowadzić po prostu nielegalny burdel i dostawać procenty od usług dziewczyn w barze.

Sytuacja sprzed wielu, wielu lat - ale jak o niej pomyślę, czasem nadal ściska mnie w dołku, ale przynajmniej nauczyła mnie paru cennych rzeczy. Nigdy później nie byłam już tak naiwna i pakowałam się w takie sytuacje.

zagranica

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (168)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…