Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#90165

przez ~Boczarka ·
| było | Do ulubionych
Mąż i ja przyjaźniliśmy się z dwiema parami. Nazwijmy ich Kasia i Tomek, Ania i Janek. Spędzaliśmy wspólnie weekendy, czasami w 4, czasami w 6. Chodziliśmy na wycieczki, albo na piwko do baru. Czasami w czyimś mieszkaniu robiliśmy wieczór gier, albo zapraszaliśmy się wspólnie na obiad.
Wtedy nie byliśmy jeszcze małżeństwem, byliśmy zaręczeni, ale w trakcie trwania tej kilkuletniej przyjaźni, postanowiliśmy wziąć ślub, więc poszliśmy do urzędu ustalić termin. Chcieliśmy żeby, któraś z par została naszymi świadkami, Kasia i Tomek bardziej się do tego palili, a Ania i Janek twierdzili, że faktycznie tak będzie lepiej jeśli wybierzemy Kasię i Tomka, bo mają więcej czasu. Tak też zrobiliśmy.
Od początku wiedzieliśmy, że nie chcemy ślub cywilny, a wesela tradycyjnego w ogóle. Uznaliśmy, że szkoda na to pieniędzy, że gości i tak będzie mało, więc woleliśmy po prostu wieczorem, w dniu ślubu iść potańczyć ze znajomymi i przyjaciółmi do ulubionego lokalu.
Teściowa się tylko uparła, że trzeba obiad w domu zrobić u niej i że ona go zrobi. Mieszkaliśmy z nią wtedy, na ślubie miała być jej siostra, drugi mąż i kuzynka. To tyle jeśli chodzi o rodzinę. Z naszej strony było ogółem 8 osób, łącznie z Kasią, Tomkiem, Anią i Jankiem. Chciała mieć teściowa ten obiad to się nie sprzeciwialiśmy. Był rosół, kotlety, tort i wino. Tyle. Nie widzieliśmy z mężem w tym nic złego. Oczywiście wszyscy goście byli powiadomieni, że bierzemy ślub dla miłości, nie wesela, że wieczorem będą dzikie tańce w lokalu, piwko i drinki. Wszyscy znajomi uznali, że to nawet fajny pomysł i że skoro nam tak pasuje, to to jest najważniejsze.
Ogólnie dzień ślubu i wieczór, ja i Mąż wspominamy bardzo miło i super się bawiliśmy.
Niecały rok później, nasza przyjaźń z Tomkiem, Kasią, Anią i Jankiem się rozpadła. Powód? Zbliżał się weekend, żadne z 4 przyjaciół się nie odzywało na komunikatorze, jak to zawsze bywało, więc napisałam do Ani, co robimy w weekend. W odpowiedzi napisał do mnie Janek, z bardzo nieprzyjemną wiadomością, że skoro ich za plecami obgadujemy, to koniec naszej przyjaźni i mamy spadać na drzewo. Mąż i ja byliśmy w szoku, bo nigdy nic złego o nich nie mówiliśmy. Nie chcieli się nawet spotkać i tego wyjaśnić.
Wyszło w końcu szydło z worka, że to Kasia i Tomek im głupot nagadali, bo byli zazdrośni, że to nie ich wybraliśmy na świadków na ślubie. Do tego okazało się , że Ania i Janek, gdzie tylko się dało opowiadali jaki to mieliśmy beznadziejny ślub, bo bez wesela na x osób, tylko marny obiad w domu i impreza wieczorem.
Ale to nie koniec tej historii. Ania i Janek jakiś czas później, też się pobrali. W kościele, w białej sukni z welonem, z weselem na 150 osób, na które wzięli kilka tysięcy kredytu. Podróż poślubna w egzotykach. I co? I to, że ja i Mąż jesteśmy po ślubie już 11 lat, w związku 16, a Ania i Janek rozwiedli się po kilku miesiącach.
Bolało, że tak łatwo uwierzyli Kasi i Tomkowi, nie próbując z nami nawet wyjaśnić. Bolało, że w 4 dalej się przyjaźnili. Ale przynajmniej jakaś sprawiedliwość istnieje.
Kredyt na ślub i wystawność wesela, to nie gwarant miłości i trwania ze sobą póki śmierć nie rozłączy.

Toruń

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (26)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…